Testujemy używane: volvo 244

Gdyby uzupełnić słownik wyrazów bliskoznacznych o marki samochodów, pod hasłem "bezpieczeństwo" wytłuszczonym drukiem widniałby napis Volvo. Nie sposób, bowiem przecenić wkładu szwedzkich inżynierów w rozwój współczesnej motoryzacji.

Pasy bezpieczeństwa, "łamana" kolumna kierownicy, wzmocnienia boczne czy nawet zagłówki, gdyby tylko potrafiły mówić wskazywałyby Szwecję jako swoją ojczyznę. Kolejne lata crash testów przyczyniły się do powstawania coraz to bezpieczniejszych konstrukcji, i tak oto w 1974 roku zrodziła się testowana seria 244.

Nadwozie

Do pełnego poczucia bezpieczeństwa brakuje jedynie fosy. Ten samochód to po prostu wielka, ciężka samobieżna forteca. Tony otaczającej nas zewsząd blachy i niska szyba przednia (przypominająca wizjer w wozie bojowym piechoty) nie pozwolą nam zapomnieć, że jazda samochodem to nieustająca walka. Nigdy nie możemy być pewni, kto czai się w aucie jadącym z naprzeciwka. Drogi pełne są rozkojarzonych blondynek, przedstawicieli handlowych z żyłką kamikaze czy też „rodowitych” Polaków wsiadających za kółko po kilku głębszych. Czymkolwiek by się oni nie poruszali na pewno jest to twarde i bez wątpienia może wyrządzić nam sporą krzywdę, no chyba, że mamy Volvo.

Na pierwszy rzut oka widać, że na tym projekcie nie położył łapy żaden postrzelony stylista zafascynowany twórczością Picassa. Linia tego pojazdu wygląda jakby narysowano ją ręką dojrzałego siedmiolatka. Wszystko jest tu proste i monotonne, a gdyby nie lusterka zewnętrzne właściwie nie byłoby wiadomo gdzie jest przód a gdzie tył. Mimo to, sylwetka klasycznego sedna ma w sobie sporo uroku. Posiada także inną niepodważalną zaletę, starzeje się zdecydowanie wolniej niż inne konstrukcje.

Wnętrze

Tablica rozdzielcza jest surowa, bo wszystko zostało tutaj podporządkowane prostocie i funkcjonalności. Testowany 25 letni egzemplarz wyposażony był np. w lustra zewnętrzne z możliwością regulacji z wnętrza pojazdu, coś, czego w Daewoo Tico dwadzieścia lat później nie można było dostać nawet za dopłatą. Materiały użyte do wykończenia wnętrza są klasą samą dla siebie i nawet po wielu latach intensywnego użytkowania wyglądają świeżo. Całe wnętrze rozplanowano bardzo wygodnie, do dyspozycji jest duży schowek ze składanym lusterkiem, sporo półek oraz pojemne kieszenie w drzwiach. Obsługa przyrządów nie sprawia najmniejszych kłopotów. Wszystkie przyciski i suwaki są bardzo solidne a dla tych mniej rozgarniętych, co ważniejsze przełączniki podpisano.

W żadnym wypadku nie możemy także narzekać na brak miejsca. Mimo szerokiego tunelu biegnącego wzdłuż auta (kryjącego w sobie wał napędowy) przestrzeni jest pod dostatkiem. Pasażerowie tylnej kanapy mają także do dyspozycji składany podłokietnik. Fotele są bardzo wygodne, choć w istocie nadają się jedynie do jazdy po autostradzie. Niestety, w czasach, kiedy je projektowano nikt nie słyszał jeszcze o takim pojęciu jak "trzymanie boczne".

Reklama

Jeżeli natomiast chodzi o bagażnik, to spokojnie może on służyć za garaż dla malucha.

Silniki

Pierwsze spostrzeżenie, jakie się nasuwa po otwarciu maski to ogromna przestrzeń komory silnikowej. Na długość spokojnie zmieściłyby się tutaj, co najmniej dwa silniki, ale najwyraźniej w ramach oszczędności Szwedzi postanowili montować tylko po jednym. W testowanym egzemplarzu pracował dwulitrowy motor o mocy 115 koni mechanicznych. Jednostka ta zasilana jest pełnym wtryskiem paliwa i charakteryzuje się kulturalną pracą. 115 koni to nieco za mało aby sprawnie napędzać tę warowną twierdzę, niemniej jednak w latach osiemdziesiątych można było mówić, że auto jest szybkie. Spalanie ze względu na dużą masę w warunkach miejskich może przekraczać 14 litrów, na trasie w spokojnym tempie udało nam się osiągnąć wynik 8 litrów. Model, jakim miałem okazję jeździć wyposażony był w instalacje gazową. Średnie zużycie gazu to 13/14 litrów i ten wynik uważamy za bardzo dobry, mając na uwadze wiek, przebieg i potężną masę samochodu.

Wrażenia z jazdy

Wygodne fotele, klasyczny układ napędowy i bardzo wydajne wspomaganie kierownicy. Czego chcieć więcej? Może jeszcze kilku koni mechanicznych, bo te fabrycznie sprzęgnięte z tym stalowym rydwanem strasznie się męczą. Przez pierwsze sekundy po wciśnięciu gazu nie dzieje się praktycznie nic, więc manewry wyprzedzania należy wykonywać rozmyślnie i koniecznie z redukcją. Nie oznacza to, że nie można Volvem jeździć dynamicznie. Po prostu po wciśnięciu gazu silnik potrzebuje nieco czasu, aby wszystkie z owych 115 koni przekonać, że właśnie teraz są nam naprawdę potrzebne. We znaki pasażerom daje się także wspominane wcześniej kiepskie "trzymanie boczne" foteli. Poza tym, jak to w starym aucie z duszą. Od czasu do czasu to tu coś skrzypnie, to tam coś trzaśnie…

Zawieszenie jak przystało na dużą limuzynę nastawione jest na komfort, chociaż podczas szybkiej jazdy po dziurawych drogach nie sposób nie odnieść wrażenia jakbyśmy podróżowali czołgiem. Masa robi swoje i przez większość dziur po prostu się "przelatuje". Bardzo pozytywnie należy ocenić układ kierowniczy. Pomimo słusznych rozmiarów samochód jest bardzo zwrotny, co w połączeniu z kanciastym nadwoziem i dość dobrą widocznością z miejsca kierowcy znacząco ułatwia parkowanie. Na pozytywną ocenę zasługują także hamulce, które nadspodziewanie dobrze dają sobie radę z ważącym przeszło 1300kg kolosem.

Ciekawostką jest zastosowana w tym aucie skrzynia biegów. Oprócz standardowych 4 przełożeń wyposażono ją w tzw. "overdrive", czyli nadbieg. Jest to coś w rodzaju "piątki" jednak bieg ten włącza i wyłącza się przyciskiem znajdującym się na lewarku. Co ciekawe w tym celu nie trzeba używać sprzęgła, wystarczy wcisnąć przyciski i skrzynia sama wchodzi na najwyższe przełożenie.

O tym, że korzystamy właśnie z nadbiegu informuje nas specjalna kontrolka na desce rozdzielczej.

Podsumowując...

To prawda, że w przypadku pojazdów w tak zaawansowanym wieku zamiast typowych usterek łatwiej jest wymienić te, które o dziwo nie miały jeszcze miejsca. Prawda, ale nie, gdy mowa o Volvo.

Jeżeli tylko poprzedni właściciele nie używali auta do orania nim pola, to mamy dużą szansę, że i my kupując nawet 25-letni samochód nie będziemy jego ostatnim posiadaczem. Te pojazdy wykazują ponadprzeciętną wręcz odporność i mogą pochwalić się naprawdę imponującymi przebiegami.

Największą bolączką tych modeli jest niestety rdza. Atakuje ona przeważnie krawędzie maski, drzwi, progi. Volvo trapią także wycieki z silnika i zespołu napędowego oraz drobne awarie elektryki (czasami niestety unieruchamiające pojazd).

Części mechaniczne są w zasadzie niezniszczalnie, chociaż w razie awarii skrzyni biegów taniej będzie wymienić całą skrzynie, niż szukać koszmarnie drogich części zamiennych. Poza tym częstą usterką jest przepalenie uszczelki pod głowicą oraz wycieki z układu wspomagania kierownicy.

Bez wątpienia Volvo 244 to auto z duszą.

Ceny tych samochodów wahają się od 500 zł do 9 tys zł, w zależności od stanu, nie rocznika. Inwestycja w takie auto wydaje się być dobrym rozwiązaniem dla osób poszukujących oryginalnego pojazdu.

Volvo jest duże, przestronne, solidne i mimo zaawansowanego wieku bezpieczne. Oczywiście ma i wady. Nie jest sprinterem, od czasu do czasu ma swoje humory i jak większość dwudziestopięciolatków lubi wypić.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: bezpieczeństwo | testowanie | używana | auto | Volvo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama