Testujemy używane: Daewoo leganza

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. To, co kiedyś wydawało się być wystarczające, z biegiem czasu staje się ciasne i niewygodne.

Ewolucja potrzeb to naturalna kolej rzeczy. Marzący o własnych czterech kółkach studenci wzdychają na widok Tico, młode małżeństwa wertują ogłoszenia w poszukiwaniu Lanosów, a rodziny z większym bagażem szczęścia rozglądają się za pojemną Nubirą.

Zależność jest prosta – im człowiek starszy, tym bardziej wymagający. Owa dojrzałość objawia się w łatwy do zauważenia sposób, zaczynamy marudzić…

Tak oto, wnętrze i bagażnik wydają się kurczyć, żwawy niegdyś silnik degradujemy do miana ospałego „muła”, a sprężyste dotąd zawieszenie coraz częściej przywodzi nam na myśl rozwiązania stosowane na szeroką skalę w taczkach. Są to pierwsze symptomy szybko rozwijającej się choroby. Jak temu zaradzić? Wyjście jest tylko jedno, ale na pewno będzie bolało. Objawy ustąpią dopiero, gdy w samochodowej hierarchii przeskoczymy o „oczko” wyżej.

Niestety, nie każdego stać na taką terapię. Służba zdrowia sama znajduje się w stanie krytycznym, więc o jakimkolwiek dofinansowaniu z NFZtu możemy zapomnieć. Przysłowiowy Kowalski ma raczej ograniczony wybór. Jednym z tańszych sposobów na wspominane dolegliwości jest wyrób z Korei. Nazywa się Leganza…

Reklama

Wprowadzona na rynek w 1997 roku, miała być lekiem dla chorujących na duże i wygodne auto, które równie dobrze sprawdzi się jako firmowa maszynka do wożenia prezesa jak i etatowy członek rodziny. Popularność raczej nie rozpieszczała dużego Daewoo, ale samochód wart jest uwagi nie tylko ze względu na atrakcyjną cenę.

Nieco przyciężka linia nadwozia nie powala na kolana, ale jest w niej sporo elegancji. Stylistyczne nawiązania do mniejszych modeli firmy nie każdemu jednak przypadną do gustu. Samochód z założenia

adresowany był do trochę bardziej wymagających klientów, dla których widoczne na pierwszy rzut oka pokrewieństwo z Lanosem niekoniecznie stanowi powód do dumy. Naszym zdaniem, przydałoby się odrobinę więcej finezji. Z drugiej jednak strony, rozkoszując się pełnią komfortu Leganza pozwala nam zachować anonimowość. Nie jest ani wulgarna ani ostentacyjna, a co za tym idzie nie rzuca się w oczy i nikogo nie drażni.

4671mm długości to zapowiedz obszernego wnętrza. Istotnie przedział pasażerski należy do bardzo przestronnych. Miejsca jest pod dostatkiem, niezależnie od tego czy zasiądziemy na wygodnych przednich fotelach czy na „klubowej” tylnej kanapie. Jedynie wysocy pasażerowie podróżujący w drugim rzędzie mogą mieć czasami problemy z przestrzenią nad głową. Materiały tapicerskie, jak przystało na samochód więcej niż „rodzinny”, są dobrej jakości, a w wersji CDX nie żałowano nawet skóry. Z plastikami jest trochę gorzej. Imitacje drewna nie zachwycają, a wstawki z twardego, czarnego tworzywa niekoniecznie wyglądają estetycznie. Deskę rozdzielczą rozplanowano przejrzyście i ciekawie. Podobnie ukształtowanego kokpitu nie ma chyba żaden inny samochód. Styliści popuścili nieco wodze fantazji i trzeba przyznać, że powstał bardzo ciekawy projekt. Niestety, efekt psują: znana z Nubiry, mało wyszukana kierownica, zegary i dźwigienki kierunkowskazów. Rozczarowuje nieco bagażnik. 400 litrów pojemności to jak na ta klasę, wynik mocno przeciętny, a zawiasy wnikające do wnętrza przestały się sprawdzać już w latach osiemdziesiątych – cóż koszty…

Zamieszkujący większość egzemplarzy dwulitrowy motor o mocy 133KM w Leganzie sprawdza się przeciętnie. Dopóki wskazówka obrotomierza nie przekroczy 4 tys. obr/min niewiele się dzieje. Dopiero powyżej tej wartości silnik nabiera chęci do pracy, ale wówczas tolerować trzeba raczej spory jak na tę klasę poziom hałasu. 10,2 s do 100km/h to dobry wynik, jednak Ci, którzy lubią być wciskani w fotel z pewnością będą zawiedzeni. Wydawałoby się, że silnik o pojemności 2,2 litra będzie radził sobie dużo lepiej, co jednak nie jest prawdą. Moc i moment obrotowy obydwu jednostek są niemal identyczne, więc i osiągi różnią się bardzo nieznacznie. Dysponująca mocą 136KM jednostka 2,2 l. odznacza się wprawdzie lepszą kulturą pracy, ale okupione jest to także nieco wyższym spalaniem. Dwulitrówka przy „normalnej” jeździe w cyklu mieszanym zużywa od 9 do 11 l/100km, mocniejsza jednostka od pół do dwóch litrów więcej. Jeżeli uda nam się znaleźć pojazdy w podobnych cenach, to z uwagi na kulturalniejszą pracę, polecamy wybrać ten z większym silnikiem. Jeśli jednak różnica w cenie jest znaczna i przekracza np. tysiąc złotych lub na zakup auta bierzemy kredyt, polowanie na motor 2,2 l. to naszym zdaniem, gra niewarta świeczki.

Jazdę Leganzą należy zaliczyć do przyjemności. Od pierwszych metrów czuć, że prowadzimy spory kawałek samochodu, a nie żaden „rodzinny półśrodek” z doklejonym bagażnikiem. Zawieszenie jak przystało na tę klasę sprawnie filtruje wszelkiego rodzaju wstrząsy i choć cierpi na tym precyzja prowadzenia, to w polskich warunkach miękkie resorowanie uznać należy za zaletę. W wersji CDX o komfort dbają takie dodatki jak chociażby automatyczna klimatyzacja, pełny pakiet elektryczny (4 szyby + lusterka), a nawet elektryczną regulację fotela kierowcy. Dostaniemy także aluminiowe felgi, które jednak niezbyt dobrze radzą sobie z warunkami atmosferycznymi i szybko trąca efektowny wygląd.

Są jeszcze inne sprawy, z którymi trzeba będzie się pogodzić. W normalnej jeździe najczęściej dają się we znaki kiepskie lusterka boczne. Gdyby kara śmierci była powszechniej stosowana, to człowieka odpowiedzialnego za ich kształt powinno się osądzić i rozstrzelać... Tafle luster są tak płaskie, że z obsianiem całego „martwego pola” nie dałaby rady nawet Samoobrona… Zmiana pasa ruchu czy wyprzedzanie zawsze wiąże się z koniecznością zerkania przez ramię, co bynajmniej nie należy do przyjemności. Cofanie również wymaga dużego wyczucia. Wysoko zadarty tył i szerokie słupki skutecznie ograniczają widoczność i prawdę mówiąc przydałyby się czujniki parkowania.

Nienajlepsze opinie zbierają też hamulce. Z ważącym ok. 1400 kg kolosem radzą sobie, co najwyżej przeciętnie i wielu użytkowników Leganzy, podobnie jak właściciele wczesnych Polonezów Caro, pieszczotliwie nazywa je „zwalniaczami”.

Na szczęście, jeśli chodzi o niezawodność Leganza trzyma się dzielnie. Silniki i skrzynie biegów uchodzą za niemal bezawaryjne. Dodatkowe wyposażenie (może poza kapryśną klimatyzacją) także nie sprawia większych problemów. Podobnie jak w Lanosach i Nubirach, także Leganzy miewają problemy z pompami paliwa. Osobną sprawą jest też zawieszenie, które zużywa się stosunkowo szybko. Szczególnie narażone są łożyska przednie kół i kolumn Mc Persona oraz silentblocki. Trwałością nie grzeszą również amortyzatory i klocki hamulcowe.

Ceny Leganzy są przystępne. Już 15 tys. zł pozwoli na zakup przyzwoicie utrzymanego auta z udokumentowanym przebiegiem. Samochód, jeśli jest zadbany, odwdzięczy się małą awaryjnością i wysokim komfortem. Uważać należy jedynie na pojazdy wykorzystywane w firmach. Mimo stosunkowo młodego wieku, często ich przebieg przekraczać może nawet 500 tys. km(!), więc lepiej nie decydować się na auta pozbawione np. książki serwisowej. Lwia część samochodów pochodzi z polskich salonów, jest zatem spora szansa na znalezienie ładnego, bezwypadkowego auta. Baczną uwagę należy zwrócić na stan karoserii. Fabryczne zabezpieczenia antykorozyjne były lepiej niż dobre, więc występowanie ognisk korozji świadczyć może tylko o jednym…

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: testowanie | używana | zawieszenie | silnik | Auta | Daewoo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy