​Rozbijali Maluchy, chcą rozbijać Mercedesy

Blok betonu o masie 700 ton umocowany głęboko w podłożu. Do tego gruba warstwa poliwęglanu i najnowocześniejszy sprzęt do nagrywania i analizy. Pimot, czyli Przemysłowy Instytut Motoryzacji, uruchomił drugi tor do crash testów. Dzięki nowej inwestycji może rozbijać auta zgodnie ze standardami Euro NCAP.

Stanowisko badawcze PIMOT
Stanowisko badawcze PIMOTInformacja prasowa (moto)

Przemysłowy Instytut Motoryzacji jest jednostką naukowo-badawczą, ale o zlecenia musi się starać sam. Od lat w ramach swoich działań wydaje homologacje na wszelkiego rodzaju pojazdy. To tutaj testom zderzeniowym poddawano produkowane na warszawskim Żeraniu Fiaty 125p i Polonezy. Każdy element samochodu przed tym, jak trafił do produkcji, musiał być przebadany. Całe auto również musiało przejść testy zderzeniowe. Tak jest do dzisiaj. Kłopot jedynie w tym, że obecnie nie ma polskiego producenta samochodów osobowych, a zagraniczne firmy korzystają z własnych ośrodków badawczych. Po co więc takie inwestycje na Wisłą? Inżynierowie PIMOT-u na brak zajęć nie narzekają. - W Polsce istnieje ogromna grupa firm produkujących najróżniejsze zabudowy. Zmieniając przeznaczenie czy funkcjonalność samochodu, trzeba uzyskać dodatkową homologację. I tym się zajmujemy - tłumaczy Paweł Posuniak, kierownik Laboratorium Bezpieczeństwa Pojazdów PIMOT. - Nie zawsze trzeba rozbijać cały samochód, by sprawdzić, czy dany element spełnia normy, czy nie. Choć to jest zawsze bardzo spektakularne - dodaje. W sumie producenta samochodu obowiązuje 130 regulaminów, normy specjalne, kilkadziesiąt rozporządzeń i dyrektyw. W Warszawie bada się najczęściej 20 z nich. Dotyczą głównie wyposażenia pojazdów. To przede wszystkim siedzenia, ale też pasy bezpieczeństwa, elementy zabudowy, wyposażenie np. karetek, przednie orurowanie popularne w terenówkach oraz haki holownicze. Wszystko musi mieć homologację, a co za tym idzie, musi być przebadane.Nawet dachowanie

Dzięki budowie nowego toru badawczego w instytucie można badać pojazdy, symulując różnego rodzaju wypadki: czołowe, boczne, tylne, a także dachowanie. Samochód może uderzać z prędkością grubo przekraczającą 100 km/h w olbrzymi betonowy blok pokryty wymienialną płytą z poliwęglanu o grubości 10 cm. Można też badać infrastrukturę drogową. - Tutaj samochód jest tylko elementem badawczym, obiektem jest bariera drogowa, konstrukcja znaku drogowego lub poduszki zderzeniowe widoczne np. na autostradach - tłumaczy Posuniak.

Tor testowy PIMOTINTERIA.PL

Europejskie standardy

Być może niebawem Pimot będzie wykonywał crash testy na zlecenie Euro NCAP, który wydaje legendarne gwiazdki określające poziom bezpieczeństwa samochodów. To instytucja zrzeszająca różne instytuty badawcze w całej Europie, a PIMOT, dzięki nowym inwestycjom, może do nich dołączyć. Jak tłumaczy Posuniak, są szanse, by niebawem rozpocząć procedury akredytacyjne.Komputer to za mało

Jak się okazuje tańsze i szybsze testy komputerowe to za mało, by stwierdzić, czy auto jest bezpieczne, czy nie. Owszem, symulacje przeprowadza się na ekranie komputera, ale w którymś momencie trzeba rozbić kompletny samochód, by dowiedzieć się, jak się zachowa w razie wypadku. Bez tego homologacji nie będzie. - Wszystko to, co obliczamy w komputerze, to jest w pewnym stopniu przybliżenie. Żeby zrobić symulację komputerową, musimy wpisać do niego jakieś dane. A skąd je wziąć? Trzeba zrobić doświadczenie - wyjaśnia Posuniak. - W przypadku stali nie ma problemu, bo ten materiał znamy od lat, ale przecież w motoryzacji jest wiele nowych materiałów, nowych rozwiązań. Nie wiemy, jak się one zachowają w rzeczywistości. Żeby zastąpić symulację, potrzebna jest walidacja modelu. Musimy najpierw wiedzieć, z czego składa się model, jakie ma komponenty i dopiero wtedy zrobić symulację. Na obecnym etapie nie widzę szans, żeby odejść w ogóle od badań na obiektach - dodaje Posuniak.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas