Polskie elektrownie chcą budować samochody
Czterej najwięksi krajowi dostawcy prądu: Enea, Energa, PGE Polska Grupa Energetyczna oraz Tauron Polska Energia oficjalnie powołały do życia spółkę ElectroMobility Poland.
Wspólne przedsięwzięcie przyczynić ma się do rozwoju branży pojazdów elektrycznych w Polsce. Tego typu rozwiązanie to ewenement na światową skalę!
Nowa spółka dysponuje kapitałem zakładowym wynoszącym 10 mld zł. Każdy z założycieli otrzyma po 25 proc. udziałów odpowiadających 1/4 głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy.
Zelektryfikowanie naszych dróg to jeden ze sztandarowych projektów rządu Beaty Szydło. Już w czerwcu na Politechnice Warszawskiej podpisano list intencyjny w sprawie powołania tzw. "Centrum Elektromobilności". Oprócz założycieli ElectroMobility Poland jego sygnatariuszami byli również przedstawiciele Politechniki Warszawskiej i Narodowego Centrum Badań Jądrowych.
Sprawujące piecze nad projektem Ministerstwo Energii prognozuje, że za 10 lat po polskich drogach jeździć będzie już milion samochodów elektrycznych! Chcąc stymulować rynek rząd planuje wprowadzenie szeregu ułatwień dla właścicieli tego typu aut. Wśród proponowanych rozwiązań wymienia się m.in. ulgi podatkowe czy zwolnienia z opłat za parkowanie.
Czym - dokładnie - zajmować się będzie ElectroMobility Poland? Wcześniejsze doniesienia mówiły o opracowaniu "polskiego samochodu elektrycznego" a nawet "sprzedaży licencji zagranicznym koncernom". Trudno było jednak brać te deklaracje na poważnie. W całej historii motoryzacji jedynym opracowanym w całości w Polsce samochodem osobowym była - jak do tej pory - Syrena. Nasze osiągnięcia i doświadczenie w konstruowaniu i produkcji popularnych pojazdów są więc nad wyraz skromne.
Obecnie temat opracowania "polskiego samochodu elektrycznego" wyraźnie przycichł. Można się więc spodziewać, że rola ElectroMobility Poland ograniczać się będzie do lobbowania na rzecz elektrycznej motoryzacji, co zapewnić ma rynki zbytu dla wytwarzanego w Polsce prądu. Problem w tym, że sama idea takiego przedsięwzięcia wydaje się być postawiona na głowie!
W większości krajów jako największą zaletę elektrycznych pojazdów stawia się ich "przyjazność" dla środowiska. Ta zależy jednak od metod wytwarzania - napędzającego auta - prądu. Jeśli energia pochodzi ze źródeł odnawialnych (moc wszystkich wiatraków w Polsce jest mniejsza niż samej tylko elektrowni w Bełchatowie!) czy atomu (Polska nie dysponuje ani jedną siłownią jądrową) faktycznie mówić można o dobroczynnym wpływie na środowisko. Sęk w tym, że rodzimy sektor energetyczny opiera się w zasadzie wyłącznie na węglu, od którego odwraca się większość wysoce rozwiniętych krajów. To właśnie spalanie węgla jest jednym z głównych źródeł emisji CO2, której redukcję postawiła sobie za cel Unia Europejska. W rządowym programie nie chodzi więc wcale o stworzenie z Polski na wskroś nowoczesnej samochodowej potęgi, ale zapewnienie rynku dla węgla, na który zapotrzebowanie w Europie maleje z każdym rokiem.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można więc przypuszczać, że w dłuższej perspektywie polscy kierowcy -"zachęceni" szykowanymi przez rząd rozwiązaniami prawnymi - zmuszeni będą utrzymywać nierentowne polskie kopalnie...
PR