Mercedes klasy X rozczarowaniem?

Wygląda na to, że romans Mercedesa z segmentem użytkowych pickupów nie potrwa długo. Jest wielce prawdopodobne, że oferowana klientom od 2017 roku klasa X nie doczeka się kolejnej generacji.

Jak donosi branżowy serwis "AutomotiveNews" klasa X najprawdopodobniej padnie ofiarą cięć związanych z optymalizacją kosztów. Statystyki sprzedaży jasno wskazują, że cena (ponad 37 tys. euro) na kluczowym w Europie niemieckim rynku, jest zbyt wysoka. Auto z trudnością rywalizuje w segmencie, w którym mierzyć się musi z zauważalnie tańszymi: Volkswagenem Amarokiem, Fordem Rangerem czy bliźniaczym konstrukcyjnie Nissanem Navarą.

W zeszłym roku skumulowana sprzedaż Mercedesa klasy X w Australii, Europie i Południowej Afryce zamknęła się skromną liczbą 16,7 tys. sztuk. To wynik dalece odbiegający od pierwotnych oczekiwań producenta.

Reklama

Mercedes klasy X - wraz z bliźniaczymi konstrukcyjnie Nissanem Navarą i Renault Alaskanem - produkowany jest obecnie w fabryce Nissana w Barcelonie. Wcześniej zakładano również uruchomienie produkcji auta w Argentynie (z myślą o rynkach Ameryki Południowej), ale ostatecznie - decyzją emerytowanego już prezesa Daimlera - Dietera Zetsche - zarzucono ten pomysł.

Obecnie polskie cenniki Mercedesa klasy X otwiera kwota 132 800 zł (netto). Dla porównania, za podstawowego Volkswagena Amaroka zapłacić trzeba od 119 100 zł netto, a Forda Rangera - 117 150 zł netto.

Kilka dni temu Daimler - już po raz czwarty w tym roku - obniżył prognozę zysku. Stało się tak z uwagi na większe niż planowano wydatki związane z akcjami serwisowymi dotyczącymi wadliwych poduszek powietrznych firmy Takata oraz niekorzystnym werdyktem niemieckiego ministerstwa transportu. W jego efekcie Mercedes zmuszony jest wezwać do serwisów 60 tys. sprzedanych za naszą zachodnią granicą samochodów (roczniki 2012-2015) w związku z zamontowanymi w nich systemami zaniżającymi rzeczywistą emisję spalin.

Firma przyłapana została na stosowaniu oprogramowania dopuszczającego chwilowe "przeciążenie" układów oczyszczania spalin, czyli emitowania do atmosfery większej liczby szkodliwych gazów, niż wynikałoby to z norm emisji spalin.

Po niekorzystnym werdykcie ministerstwa Daimler ogłosił, że odwoła się od decyzji. Firma musiała jednak zabezpieczyć stosowne rezerwy finansowe na pokrycie kosztów naprawy.

Z opublikowanej niedawno prognozy rentowności wynika, że w najbliższym czasie większość oferowanych przez Mercedesa samochodów dostawczych generować może straty w wysokości nawet 4 proc.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy