"Ksywka" dla seicento
Specjalne relacje i emocjonalne związki, łączące Polaka i pojazdy spalinowe, znalazły swoje odzwierciedlenie w języku. Słowa: samochód, auto mają w mowie potocznej liczne synonimy: wóz, bryka, gablota itp. Własnych, indywidualnych określeń, będących zwykle mniej lub bardziej swobodną wariacją na temat, oficjalnych nazw fabrycznych. doczekały się poszczególne marki, a nawet modele aut. Renault to renówka, mercedes - merc lub merol, bmw - beemwica lub beemka, audi - audik, citroen - cytryna. Dumny i trochę pretensjonalny polonez stał się poczciwym poldkiem. Skoda felicia została szybko przemianowana na bardziej swojsko brzmiącą felkę. Oznaczenie popularnego niegdyś modelu tej marki, skody 1000 MB, złośliwcy rozwijali jako "1000 (M)ałych (B)raków".
Toyota corolla w wielu ustach jest toyotą karola. Udało się spolszczyć nawet mitsubishi: misiu wisi. Całkiem sympatycznie, chociaż niekoniecznie z punktu widzenia misia...
Największą karierę zrobiło oczywiście słowo "maluch", które awansowało do oficjalnej nazwy nieprodukowanego już fiata 126. Dużo gorzej było z wymyśleniem "ksywki" dla cinquecento. Ciciolina jakoś się nie przyjęła. W końcu CC stało się po prostu cieńkim lub cieńkusiem.
Niestety, zwyczaj nadawania samochodom wdzięcznych pseudonimów wyraźnie zanika. Trochę winni są tutaj producenci aut, którzy nie ułatwiają życia "ludowym" twórcom i coraz częściej nadają swoim dziełom nazwy tak wymyślne i obco brzmiące, że aż nie budzące żadnych skojarzeń z językiem potocznym i potoczną rzeczywistością (spróbujcie zrobić coś np. z xsarą). Winne jest także tempo wydarzeń na rynku motoryzacyjnym. Zanim zdążymy oswoić się z nowym modelem auta, polubić go, już jest on wypierany przez swego następcę.
Wszystko to prawda, ale niecała, bowiem przede wszystkim zmieniają się wspomniane na wstępie odniesienia między właścicielem a jego samochodem. Kiedyś śniliśmy o "garbusie", "kaczce", niechby nawet "poldku" czy "maluchu". Dziś marzenia ustąpiły miejsca chłodnej kalkulacji. "Czar czterech kółek" jest limitowany wyłącznie zasobnością kasy i obawami przed ryzykiem kredytu. Auto coraz rzadziej bywa traktowane jak prawdziwy członek rodziny - długo oczekiwany, wymarzony, hołubiony. Dla wielu jest zwyczajnym, bezdusznym i pozbawionym jakiejkolwiek magii przedmiotem użytkowym. Towarem podlegającym zwykłym regułom gry rynkowej, kupowanym i sprzedawanym bez większych wzruszeń. I nie zasługującym na pieszczotliwe zdrobnienia.
Bardzo jesteśmy ciekawi, czy własnej "ksywki" dorobiło się seicento. Jeżeli je znacie napiszcie do nas.