Koniec z "amerykanami"?
Trzy amerykańskie koncerny samochodowe: General Motors, Ford i Chrysler nalegają na dalsze pożyczki z budżetu federalnego, twierdząc, że stoją u progu bankructwa.
Demokraci i prezydent-elekt Barack Obama popierają tego rodzaju pomoc, ale wywołuje ona sprzeciw kręgów konserwatywnych, obawiających się dalszego przejmowania przez państwo odpowiedzialności za straty sektora prywatnego.
Kongres zatwierdził już pożyczkę w wysokości 25 miliardów dolarów dla "wielkiej trójki" z Detroit. Desygnowany na szefa kancelarii prezydenckiej Rahm Emanuel powiedział, że Obama chce jak najszybszego uruchomienia tych funduszy.
Szefowie trzech koncernów nalegają jednak na jeszcze więcej. W piątek szef GM ostrzegł, że jego firmie może zabraknąć pieniędzy na dalszą działalność już w połowie przyszłego roku. Wszyscy producenci samochodów borykają się ze spadkiem sprzedaży w związku z recesją.
W sobotę demokratyczni przywódcy Kongresu: przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi i lider większości w Senacie Harry Reid poprosili w liście ministra skarbu Henry Paulsona, żeby rozważył "tymczasową pomoc dla przemysłu samochodowego", korzystając z funduszy zatwierdzonych przez Kongres na ratowanie sektora finansowego.
Chodzi tu o kwotę 700 miliardów dolarów na wykup "toksycznych aktywów" banków, czyli tracących gwałtownie na wartości papierów wartościowych gwarantowanych przez kredyty hipoteczne. Wypłatę tych funduszy zawieszono z powodu zmiany koncepcji ratowania banków - rząd postanowił później wykupywać akcje banków.
Członkowie Kongresu zwłaszcza ze stanu Michigan - centrum przemysłu motoryzacyjnego - domagają się przeznaczenia z tej sumy co najmniej kolejnych 25 mld dolarów na kolejne pożyczki dla samochodowych koncernów.
Demokraci podkreślają, że koncerny te powinny jednak otrzymać taką pomoc pod warunkiem produkowania większej liczby energooszczędnych samochodów. Chcą także, by rząd wykupił część akcji koncernów, aby podatnicy mogli czerpać potem zyski, kiedy staną one znowu na nogi.
Pomysł wykorzystania do takich pożyczek pakietu 700 mld dolarów napotyka jednak sprzeciw Białego Domu. Prezydent George W. Bush daje do zrozumienia, że jest przeciwny także pomocy dla samochodowych gigantów z pakietu pobudzenia gospodarki wartości 100 miliardów dolarów, uzgodnionego w Kongresie i popieranego przez Obamę.
Koncerny samochodowe argumentują, że skoro administracja przeznacza miliardowe sumy na wydobycie z kryzysu banków, to podobna pomoc także im się należy. Gubernator stanu Michigan Jennifer Granholm dowodziła w poniedziałek, że nie można dopuścić do bankructwa "sztandarowego amerykańskiego przemysłu", od którego zależą setki tysięcy miejsc pracy.
Konserwatyści krytykują jednak ratowanie "wielkiej trójki" na koszt podatnika. Zwraca się uwagę, że stwarza się przez to niebezpieczny precedens, zachęcający inne branże, którym grozi kryzys, do podobnych roszczeń.
Poniedziałkowy "Wall Stret Journal" pisze, że koncerny samochodowe same są sobie winne, gdyż zawarły niekorzystne z punktu widzenia konkurencyjności kontrakty ze związkami zawodowymi.
Dziennik podkreśla, że nadmierne pożyczki rządowe naruszają reguły uczciwej konkurencji z zagranicznymi koncernami samochodowymi działającymi w USA, jak Toyota i Honda, które też zatrudniają Amerykanów - w sumie 113 tysięcy.