Jak kupisz "elektryka", to 15 godzin w miesiącu przeznaczysz na "tankowanie"

Wielkie koncerny samochodowe prześcigają się w zapowiedziach, dotyczących wprowadzania na rynek pojazdów elektrycznych. "My wkrótce będziemy mieli 10 takich modeli"... "Co tam, w naszej ofercie znajdzie się ich 15!"... "A my w ciągu dwóch dekad całkowicie zrezygnujemy z napędu spalinowego i przestawimy się na wyłącznie elektryczny".

 Do produkcji e-aut przymierzają się również firmy spoza branży motoryzacyjnej. James Dyson, słynny wynalazca i twórca renomowanej marki odkurzaczy, poinformował niedawno, że już w 2020 zaprezentuje własnego pomysłu nowatorski samochód elektryczny, który nie będzie "ani sportowy, ani przesadnie tani".

Nad projektem, którego koszty pomysłodawca szacuje na, bagatela, 2,7 miliarda dolarów, od kilku lat intensywnie pracuje 400 inżynierów. 71-letniemu Dysonowi udało się do niego pozyskać doświadczonych menedżerów z Aston Martina, Jaguara i Land Rovera.

Reklama

Zresztą, jak wiadomo, my też mamy własny, narodowy program rozwoju elektromobilności, ogłoszony przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego.

Wybiegnijmy myślą w przyszłość i wyobraźmy sobie, że zostanie on zrealizowany...

Według danych CEPiK, po Polsce jeździ obecnie około 22 mln samochodów osobowych. Trudno dziś wyrokować, w którym kierunku podąży rozwój technologii, Toyota na przykład mocno lansuje napęd wodorowy, czerpiący energię z ogniw paliwowych. Załóżmy jednak, że dwie trzecie wspomnianej floty, czyli 15 mln aut, stanowią pojazdy elektryczne zasilane ze źródeł zewnętrznych. Ich akumulatory można ładować ze zwykłych gniazdek domowych, ale trwa to bardzo długo, wymaga w pełni sprawnej instalacji elektrycznej oraz... posiadania garażu lub przynajmniej posesji z indywidualnym podjazdem.

Trudno przecież wyobrazić sobie, aby mieszkaniec bloku ciągnął kable z okna na czwartym piętrze na osiedlowy parking. Większość użytkowników e-samochodów będzie zatem zmuszona do korzystania z publicznych punktów ładowania. Dla uproszczenia rachunków przyjmijmy, że mówimy o 10 mln pojazdów.

Auta spalinowe tankujemy co kilka- kilkanaście dni, a cała operacja trwa dosłownie parę minut. Dzięki temu klasyczne stacje paliw mają dużą przepustowość. Na "zatankowanie" akumulatora samochodu elektrycznego do 80 proc. pełnego stanu za pomocą mocnej ładowarki trzeba poświęcić dzisiaj około pół godziny i trudno przypuszczać, by czas ten udało się wydatnie skrócić. Jedno urządzenie może więc obsłużyć w ciągu doby maksymalnie 48 pojazdów, w praktyce pewnie nie więcej niż 40.

Przyjmijmy, że "tankujemy" prąd co dwa dni. Codziennie uzupełnienia energii będzie wymagało zatem 5 mln aut. Oznacza to, po podzieleniu tej liczby przez 40, konieczność zbudowania w kraju gigantycznej sieci co najmniej 125 tysięcy ogólnodostępnych, szybkich ładowarek. A i tak zapewne trzeba będzie rezerwować konkretne terminy "tankowania", wykupywać abonamenty itp. Nikomu przecież nie będzie się chciało tkwić godzinami w kolejce do słupka z gniazdkiem.

Pojawi się również problem  zagospodarowania czasu spędzonego w punktach ładowania akumulatorów. 30 minut co dwa dni, to przecież co najmniej 15 godzin miesięcznie. Przy 10 mln kierowców daje to 150 mln godzin, czyli 18 mln 750 tys. roboczodniówek. Nie możemy pozwolić sobie na takie marnotrawstwo..

A może zresztą się mylimy? Popełniamy ten sam błąd, co ci, którzy kiedyś przewidywali, że  przy tak szybkim przyroście liczby dorożek w Paryżu, w połowie XX wieku zabraknie owsa dla koni? Może elektryczne samochody będą zasilane w sposób, którego dzisiaj nie potrafimy sobie nawet wyobrazić? Szybki, wygodny i tani?

Na razie wizja powszechnej elektromobilności wywołuje powszechny  entuzjazm. Z grona optymistów wyłamuje się jedynie Sergio Marchionne, charyzmatyczny szef koncernu Fiat Chrysler Automobiles, który odbierając niedawno honorowy doktorat Uniwersytetu w Trento przestrzegł, że elektryfikacja motoryzacji nie rozwiąże problemów z zanieczyszczeniem środowiska, bowiem dwie trzecie energii zasilającej akumulatory e-samochodów będzie pochodzić z elektrowni, wykorzystujących paliwa kopalne. A zatem emitujących do powietrza ogromne  ilości dwutlenku węgla, gazu w największym stopniu odpowiedzialnym za globalne ocieplenie.   

                   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy