Fiat uno. "Samochód, który nigdy mnie nie zawiódł"

Mijają właśnie 33 lata od światowej premiery fiata uno, pojazdu, który odegrał ważną rolę w zmotoryzowanym życiu wielu Polaków. Był dla nich pierwszym "zachodnim" samochodem.

Nie każdy wie, że to wedle dzisiejszych standardów nader niepozorne auto miało iście kosmiczny debiut - po raz pierwszy zostało zaprezentowane na słynnym przylądku Canaveral na Florydzie. Tam, skąd wyruszali na podbój Księżyca amerykańscy astronauci.  Uno, zgrabny hatchback, którego nadwozie zostało zaprojektowane przez studio Italdesign Giugiaro pod kierunkiem legendarnego stylisty Giorgetto Giugiaro, też start miało wielce udany. W 1984 r. został zwycięzcą prestiżowego konkursu Car of the Year. Oto opowieść jednego z fanów tego modelu...

- Najpierw długo i bezowocnie marzyłem o fiacie 127. Potem przerzuciłem swoje uczucia na uno. Niestety, w najtańszej wersji wóz ten kosztował, o ile pamiętam, 4500 dolarów, kwotę dla mieszkańca PRL niebotyczną. Na kupno fiata uno mogłem sobie pozwolić dopiero w roku 1990. Dlatego, że wcześniej przez dłuższy czas pracowałem za granicą, zarabiając w twardej walucie. Poza tym jako kraj znajdowaliśmy się już wówczas w okresie balcerowiczowskiej transformacji, co zmieniło u nas pozycję amerykańskiego pieniądza.

Reklama

Oj, nie macie pojęcia, jak podobał mi się ten samochód... A drugą generacją uno, która akurat wtedy wchodziła na rynek, zachwycałem się jeszcze bardziej niż pierwszą. Co za fantastyczna, aerodynamiczna sylwetka! Z bólem, ale jakoś przełknąłem niemiłą wiadomość, że przy okazji zmiany modelowej auto mocno zdrożało. Uznałem, że trudno, żyje się raz, a miłość musi mieć swoją cenę. W tym wypadku konkretnie 6500 "zielonych". Mając taką kasę można było myśleć o kupnie działki i rozpoczęciu budowy domu. Ale co tam...

Po kilku tygodniach od dokonania wpłaty otrzymałem zaproszenie do odbioru samochodu. Do odległego Lublina, do którego musiałem tłuc się pociągiem całą noc.  Z ekscytacji nawet nie zmrużyłem oka.  W tamtych czasach nie było mowy o sieciach dilerskich, konfiguratorach, wybrzydzaniu, indywidualnym dobieraniu dodatków. Brało się to, co akurat było do wzięcia. Na miejscu, w Lublinie, okazało się, że wszystkie przygotowane do sprzedaży pojazdy mają białe nadwozia.

Do fiata przesiadłem się z poloneza "akwarium", samochodu większego i wydawałoby pod każdym względem dojrzalszego. Moje uno trend było autem trzydrzwiowym, z czterobiegową skrzynią biegów, z przestarzałym, gaźnikowym silnikiem benzynowym o pojemności 903 centymetrów sześciennych i śmiesznej z dzisiejszego punktu widzenia mocy 45 KM. Katalogowo rozpędzało się od 0 do 100 km na godzinę w ciągu 17 sekund, maksymalnie do 145 km/godz. Nie miało wspomagania kierownicy, elektrycznie otwieranych szyb, fabrycznego radia, nie wspominając o ABS czy klimatyzacji. Ba, nie zostało nawet wyposażone w prawe boczne lusterko. Klasyczny "golas". Dla mnie jednak pozostawało szczytem techniki. Autem niezwykle dynamicznym, szybkim, zwinnym, wzorowo funkcjonalnym, świetnie wyciszonym. Nie widziałem w nim żadnych wad. Byłem wniebowzięty...

Uno, w przeciwieństwie do poloneza, nigdy mnie nie zawiodło. Ani na polskich, dziurawych drogach, ani podczas częstych podróży zagranicznych. Jedyną usterką, która mu się przytrafiła, było przedwczesne zużycie szczotek alternatora. Zostały wymienione przez elektryka-złotą rączkę.

Po kilku latach skorzystałem z okazji. Moje ukochane uno trend poszło w świat i zostało zastąpione przez... inny egzemplarz tego samego modelu. Również biały i trzydrzwiowy, ale z nowocześniejszym silnikiem 1.0 FIRE. Miał nieco lepszą tapicerkę i takie cuda, jak przyciemniane szyby i elektroniczny zegarek. Po prostu full wypas. Jednak nie wiedzieć czemu nie darzyłem tego pojazdu aż takim uwielbieniem jak poprzednika.

Po latach w moim życiu pojawił się jeszcze jeden fiat uno, kupiony jako drugi samochód w rodzinie. Pochodził z fabryki w Tychach i okazał się żałosną namiastką włoskiego pierwowzoru. Kiepsko wykonaną, z marnymi materiałami we wnętrzu, nieprzyjemnie cienką kierownicą, z silnikiem, który dławił się po zdjęciu nogi z gazu. Porażka, która jednak nie zdołała zatrzeć we mnie wspaniałych wrażeń z przeszłości.

***

33 lata... Piękny wiek. Popularny "uniak" do dziś ma licznych miłośników w wielu krajach. Łącznie z brazylijską wersją o nazwie Fiat Mille wyprodukowano ponad 8,8 mln egzemplarzy, tego zasłużonego dla motoryzacji pojazdu.

Czytaj również: Używany Fiat Uno II (1989-2002)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy