Ferrari nie nadąża z produkcją

Sergio Marchionne - szef koncernu FCA i prezes Ferrari - znany jest z mówienia tego, co myśli. Takie zachowanie nie przysparza mu jednak przyjaciół...

W jednym z ostatnich wywiadów "rykoszetem", oberwało się m.in. aktualnemu szefowi Lamborghini - Stefano Domenicalemu, który przez wiele lat związany był właśnie z Ferrari.

Pytany o plany na przyszłość i komentarz na temat poczynań konkurencji Marchionne z rozbrajającą szczerością stwierdził, że "ma wiele szacunku dla Stefano Domenicali, ale wielu klientów decyduje się dziś na zakup Lamborghini tylko dlatego, że nie mogą dostać w swoje ręce Ferrari". Lamborghini sprzedało w zeszłym roku rekordową liczbę 3 457 samochodów, o 7 proc. więcej niż dwa lata temu.

Reklama

Wypowiedź Marchionne w rzeczywistości była jednak przytykiem w kierunku własnej marki, która ma obecnie coraz większe problemy z realizacją zamówień. Ferrari cierpi dziś na rodzaj "klęski urodzaju". W zeszłym roku firma dostarczyła klientom aż 8014 samochodów. Plany na bieżący rok zakładają zbudowanie nawet 8500 aut.

W obliczu rosnącej liczby zamówień liczby te okazują się jednak dalece niewystarczające. Marchionne przyznał, że oczekiwanie na wymarzone Ferrari trwa obecnie zbyt długo. Szef włoskiej marki powołał się na ubiegłoroczny, wewnętrzny raport dotyczący realizacji zamówień. Wynika z niego, że na niektóre modele zamówione w 2016 roku (np. 488 GTB, California T czy GTC4 Lusso T) klienci czekać muszą aż do roku 2018!

Marchionne przyznał, że spotkał w Genewie wielu potencjalnych nabywców, którzy odwrócili się od Ferrari właśnie ze względu na koszmarnie długie terminy dostaw. "To najgorsza rzecz, jaką można zrobić nabywcy" - dodał.

Szef legendarnej włoskiej marki nie ukrywa, że jednym z priorytetów będzie zwiększenie wydajności fabryki, by zastopować proces odchodzenia nabywców do konkurencji. Patrząc przez taki pryzmat pogłoski o możliwości wprowadzenia na rynek nowego podstawowego modelu czy pracach nad autem segmentu SUV wydają się mało prawdopodobne. W obecnej sytuacji Ferrari nie może pozwolić sobie na skokowy wzrost zainteresowania nabywców - nie ma bowiem wystarczających mocy produkcyjnych.

Aktualnie włoska marka - coraz śmielej - zwraca się w kierunku pojazdów elektrycznych. W 2019 roku na rynku pojawić ma się nowy model wyposażony "w pewien rodzaj elektryfikacji". Znakiem nowych czasów jest też chociażby wycofanie z oferty ręcznych skrzyń biegów. W najbliższej przyszłości, ku uciesze fanów, firma nie planuje jednak rezygnować z flagowych jednostek napędowych w układzie V12.

PR

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy