Skodą Octavią 2.0 TDI z Krakowa na Mazury. Zgadnij ile spaliła
W lipcowy weekend wybraliśmy się testowaną w naszej redakcją Skodą Octavią 2.0 TDI z Krakowa na Mazury. A oto druga część relacji z tej podróży...
W piątek kręcimy się w okolicach Ostródy i Morąga. Jest pierwszy dzień lata, ale pokładowy komputer pokazuje zupełnie nie pasującą do rozpoczętej właśnie pory roku temperaturę - zaledwie 12 stopni Celsjusza. Pada deszcz i wycieraczki w aucie mają sporo pracy. Przydaje się także ta tylna, w Octavii liftback opcjonalna, do dokupienia za 300 zł. Przy dużej wilgotności szyby mają tendencję do zaparowywania od wewnątrz, ale włączenie na chwilę silniejszego nadmuchu błyskawicznie usuwa ten problem.
Późnym wieczorem wracamy do naszej bazy w gospodarstwie agroturystycznym w miejscowości Ruś, około 20 km od Ostródy w kierunku Morąga. Wąska, kręta, ale świetnie utrzymana dzięki funduszom z Unii Europejskiej droga wiedzie przez gęsty las. Korzystamy z systemu o nazwie Intelligent Light Assistant, który steruje pracą świateł, przy prędkości powyżej 60 km/godz., gdy jest ciemno, automatycznie włączając długie. Gdy pojawi się nadjeżdżający z przeciwka pojazd, w odpowiedniej, wybranej przez siebie chwili, zmieniając je na światła mijania. Trochę to dla kierowcy stresujące, bo nie daje stuprocentowej pewności, że nikogo nie oślepiamy, ale, sądząc po reakcjach innych uczestników ruchu (a raczej braku ich reakcji) funkcjonuje prawidłowo.
Nad drogą przelatuje wielki ptak. Sowa? Zwalniamy. W samą porę, bo oto dostrzegamy stojącego na poboczu dorodnego jelenia. Kilkadziesiąt metrów dalej w świetle bi-ksenonów ukazuje się sarna. Takie rzeczy tylko na Mazurach...
W niedzielę nadchodzi czas powrotu. Postanawiamy zahaczyć jeszcze o położony w Wielkopolsce Konin. Najpierw jedziemy jednak znaną już DK 15. Ruch jest umiarkowany. Przed jednym ze skrzyżowań nieco się zagadaliśmy i nie zauważyliśmy, że jadąca przed nami ciężarówka zaczęła szybko wytracać prędkość. W tej chwili do akcji włączył się system Front Assistant, który mierzy odległość od poprzedzającego pojazdu i w razie potrzeby ostrzega kierowcę, informując go, że powinien natychmiast zacząć hamować. W przypadku braku reakcji z jego strony - wyręcza go w tym hamowaniu. To jedno z udogodnień, które być może nigdy się nam nie przydadzą, ale gdy już do tego dojdzie, może to być ten najważniejszy raz w życiu...
Na węźle Lubicz wjeżdżamy na płatny fragment autostrady A1. Przejazd tym odcinkiem kosztuje... 2 zł. Dalej podróżujemy za darmo. Trochę szkoda, że po następnych 20 kilometrach opuszczamy autostradę, zjeżdżając na drogę nr 266 w kierunku Aleksandrowa Kujawskiego. Bocznymi drogami docieramy do Konina.
Po krótkim pobycie w tym mieście wyruszamy w podróż powrotną do Krakowa.
Pierwszy jej odcinek prowadzi autostradą A2, czyli Autostradą Wolności, o czym informuje przydrożna tablica, zresztą jedyna tej treści, jaką napotkaliśmy na trasie. Silnik mruczy, słońce świeci, muzyka gra... Żyć nie umierać. Doceniamy wygodę opcjonalnych, obszernych foteli ze zintegrowanymi zagłówkami, element systemu Dynamic, w którego skład wchodzą ponadto trójramienna pokryta skórą kierownica, inny wzór tapicerki i tylny spojler (dopłata 1050 zł).
Robi się coraz cieplej, więc doceniamy też komfort zapewniany przez automatyczną klimatyzację Climatronic. Można ustawić jeden z trzech trybów jej pracy: łagodny, normalny lub intensywny.
Alternatywą dla "klimy" jest odsunięcie okna dachowego. Przy większej prędkości w kabinie robi się jednak wówczas głośno. Dlatego niech lepiej pozostanie zamknięte. Wystarczy, że doświetla wnętrze auta.
Już w niższych wersja Skoda Octavia jest wyposażana w czujniki parkowania. Na ogół są pożyteczne, ale bywają też irytujące. Na przykład gdy podjeżdżamy do okienka w punkcie poboru opłat na autostradzie i rozlegają się głośne brzęczki alarmujące, że stanęliśmy zbyt blisko. A wiemy, że to nieprawda...
Na węźle A2 w Strykowie płacimy 8,20 zł i zjeżdżamy na "krajówkę". Potem rozkopana Łódź, rozkopana Częstochowa. Tankowanie, autostrada A4. Wreszcie dojeżdżamy do Krakowa. Jest godzina 15.30, ostatni dzień weekendu. Ze zdumieniem i przerażeniem obserwujemy kolejkę do bramek w Balicach od strony krakowskiej obwodnicy. Sznur pojazdów ciągnie się aż za węzeł Tyniecki. Ci, którzy znają tę trasę, wiedzą, że to ładnych parę kilometrów. Zgroza. A jeżeli nie zmieni się system poboru opłat za przejazd autostradami, najlepiej na winietowy, z całkowitą likwidacją bramek, będzie tylko gorzej...
W ciągu niespełna czterech dni przejechaliśmy około 1350 kilometrów - autostradami, drogami krajowymi i lokalnymi, niejednokrotnie bardzo lokalnymi. Przy średnim zużyciu paliwa na poziomie 5,9 litra na 100 km. Było spokojnie i bezpiecznie. Nie natrafiliśmy na żaden wypadek czy kolizję. Spotkaliśmy jedynie dwa policyjne patrole, kontrolujące prędkość.
A Skoda Octavia? Spisała się naprawdę doskonale. Zresztą niczego innego się po niej nie spodziewaliśmy. Podróżowanie bardzo dobrze wyposażonym, przestronnym samochodem ze 150-konnym dieslem pod maską było prawdziwą przyjemnością.