Powstał w jednym tylko celu

Chociaż cierpimy na chroniczny brak snu, niezdrowo się odżywiamy i spędzając za kółkiem długie godziny pracujemy raczej na hemoroidy, niż godziwą emeryturę, większość ludzi i tak zazdrości nam naszej pracy.

Faktycznie, są takie chwile, kiedy zapominamy o wszelkich niedogodnościach czerpiąc przyjemność z testowania samochodów, które nie mają nic wspólnego z poprawną politycznie ekologią, czy niskim zużyciem paliwa. Takich, które powstały w jednym tylko celu - mają zapewnić maksimum frajdy kierowcy. Jednym z nich jest lamborghini gallardo LP560-4 , które dzięki uprzejmości reprezentanta na Polskę niemieckiej firmy Helge Leonhardt, firmy Leszka Kuzaja STT Sp. Zoo zawitało wczoraj na nasz redakcyjny parking.

Samochodu nikomu chyba nie trzeba przedstawiać - u każdego fana motoryzacji marka wywołuje szybsze bicie serca. Z dziennikarskiej dokładności przypominamy, że ten model gallargo to wciąż "świeżynka" - auto zadebiutowało na ostatnim salonie samochodowy w Genewie.

Chociaż w białym kolorze nie wygląda wybitnie groźnie, jak na byka przystało, potrafi pokazać rogi.

Reklama

Za plecami kierowcy znajduje się 560 konny (przy 8000 obr./min) V10 z bezpośrednim wtryskiem, dysponujący momentem obrotowym 540 Nm (przy 5200 obr./min). W zapożyczonej z audi RS6 jednostce napędowej kąt rozwarcia cylindrów wynosi równe 90 stopni, dzięki czemu udało się maksymalnie obniżyć środek ciężkości auta. Napęd przekazywany jest na wszystkie koła - elektronicznie sterowane sprzęgło wiskotyczne pozwala na płynne przenoszenie momentu pomiędzy przednią a tylną osią. Standardowo 70% mocy trafia na koła tylne, co stanowi gwarancję dobrej zabawy...

W testowanym przez nas egzemplarzu pracowała automatyczna sześciostopniowa skrzynia biegów, której poczynania można było oczywiście korygować poprzez łopatki umieszczone przy kierownicy. Nie było jednak takiej potrzeby, ponieważ skrzynia radzi sobie bardzo sprawnie.

Mieliśmy okazję testować ten dwumiejscowy bolid na zamkniętym odcinku drogi i spieszymy donieść, że za kierownicą lamborghini czas faktycznie płynie szybciej. Przy pedale przyspieszenia wciśniętym do oporu pierwsza setka pojawia się na liczniku już po 3,7 sekundy. Prawdziwa frajda rozpoczyna się jednak przy wyższych prędkościach. Gdy w większości piekielnie mocnych hothatchów kończy się "trójka", lambo dopiero się budzi. Do 200 km/h auto rozpędza się w czasie 11,8 s. - to tyle, ile na osiągnięcie setki potrzebuje większość rodzinnych sedanów.

Oczywiście samo rozpędzanie to jeszcze nie wszystko. Pędzący z takimi prędkościami pocisk trzeba jeszcze jakoś zatrzymać. Tutaj z pomocą przychodzi firma Brembo, która dostarcza Lamborghini układ hamulcowy. Z przodu w 19 calowe felgi udało się wcisnąć tarcze o średnicy 365 mm i ośmiotłoczkowe zaciski. Z tyłu znajdziemy dyski o średnicy 356 mm i czterotłoczkowe zaciski. Wrażenie robi też ogumienie pojazdu - na przedniej osi mamy opony 235/35, z tyłu znajdziemy monstrualne 295/30.

Nieprzypadkowo niewiele piszemy o wnętrzu. Na pierwszy rzut oka przypomina nieco audi (panel klimatyzacji i centralny ekran LCD), ale na pewno nie jest to wada. Większość kierowców nie zwróci na to nawet uwagi - po prostu nie będą mieli czasu oderwać wzroku od jezdni.

Na koniec mamy jeszcze jedna dobrą wiadomość. Jak poinformował nas Leszek Kuzaj już niedługo lamborghini będzie można kupić w ekskluzywnych salonach w Polsce - "nasz" gallardo to egzemplarz przedpremierowy.

Jest tylko jeden problem - aby stać sie właścicielem takiego samochodu trzeba mieć naprawdę gruby portfel.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy