Reklama

W przeszłości oznaczenie GSe, widniejące na usportowionych modelach Opla (jak na przykład Monza), oznaczało "Grand Sport Einspritzung" czyli Samochody Sportowe z Wtryskiem Paliwa. W pewnym momencie GSe zniknęło z oferty niemieckiego producenta. Teraz powróciło, choć w nieco innym wydaniu.

Opel Astra i Grandland z nowym-starym oznaczeniem

Obecnie oznaczenie to rozszyfrowuje się jako "Grand Sport electric", a przeznaczone jest dla dynamicznych, zelektryfikowanych aut ze stajni Opla. Pierwszym modelem dostępnym w wersji GSe stała się Astra. Po pewnym czasie dołączył do niej Grandland. 

Do wyglądu obu modeli nie można mieć zastrzeżeń. W przypadku Astry uwagę zwracają takie elementy jak 18-calowe obręcze kół, sportowy przedni zderzak i obniżone o 10 mm względem "zwykłych" wersji zawieszenie. W Grandlandzie z kolei pojawiają się 19-calowe obręcze kół, specjalny tylny dyfuzor oraz opcjonalna czarna maska. Na pokrywach bagażników obu modeli pojawia się emblemat "GSe". Choć z zewnątrz dodatków jest niewiele, to należy stwierdzić, że to zupełnie wystarcza - auta nabrały charakteru.

Wygląd to oczywiście ważna rzecz, ale przecież w przypadku wersji mających "Sport" w nazwie, liczy się także to, jak jeżdżą.

Jak jeżdżą Opel Astra i Grandland w wersji GSe?

Zarówno Astra, jak i Grandland w wersji GSe to hybrydy typu plug-in. W przypadku pierwszego modelu mamy do czynienia z układem składającym się z silnika benzynowego o pojemności 1,6 litra, generującego 180 KM oraz elektrycznego silnika o mocy 110 KM. Moc układu wynosi 225 KM. Od 0 km/h do 100 km/h Astra rozpędza się w 7,5 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 235 km/h. Litowo-jonowy akumulator o pojemności 12,4 kWh oferuje ok. 60 km zasięgu w trybie elektrycznym (według normy WLTP). Jazda na samym prądzie wiąże się z ograniczeniem prędkości maksymalnej do 135 km/h.

Trzeba przyznać że prowadzenie tego auta daje naprawdę wiele przyjemności - to dzięki specjalnie zestrojonemu dla tej wersji układowi kierowniczemu, hamulcom i zawieszeniu. Astra bardzo pewnie wchodzi w zakręty i sprawia niemal wrażenie przyklejonej do asfaltu. Opel miał na względzie nie tylko sportowy charakter, ale również wygodę. Charakterystyka przednich i tylnych amortyzatorów została dobrana pod kątem zarówno sportu, jak i komfortu. Wykorzystano technologię KONI FSD (Frequency Selective Damping), czyli amortyzatory o zmiennej charakterystyce tłumienia. To sprawia, że pracują inaczej przy niskiej i wysokiej częstotliwości ruchu tłoka. W efekcie auto bardzo dobrze wybierają nierówności. Dodatkowo wspomnieć trzeba o naprawdę świetnych, wyczynowych fotelach z tapicerką z Alcantary. Nie dość, że zapewniają bardzo dobre trzymanie boczne, to są bardzo wygodne (posiadają atest AGR). Mimo kilku godzin spędzonych na podróży autem, jazda kompletnie mnie nie zmęczyła.

Układ napędowy Opla Grandlanda składa się z silnika benzynowego o pojemności 200 KM oraz dwóch jednostek elektrycznych (po jednej na każdą oś). Przednia generuje 110 KM, tylna - 113 KM. Moc układu wynosi 300 KM. Samochód rozpędza się do "setki" w 6,1 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 235 km/h (135 km/h w trybie elektrycznym). Wyłącznie na prądzie Grandland GSe ma przejeżdżać do 63 km. 

Podobnie, jak w przypadku Astry, Grandland w wersji GSe prowadzi się bardzo pewnie. To również efekt zestrojonych specjalnie dla tej wersji układu kierowniczego i zawieszenia. Z przodu pojawiły się kolumny McPhersona, a z tyłu oś wielowahaczowa. W Grandlandzie zastosowano również sztywniejsze sprężyny i amortyzatory z technologią KONI FSD. Podobnie, jak w Astrze, sportowe fotele z tapicerką z Alcantary mają atest AGR. 

Z tej dwójki dużo lepszym autem na pokonywanie usianej zakrętami trasy jest oczywiście Astra.

Mimo tych wszystkich zalet, Astra i Grandland w wersji GSe nie są pozbawione wad. Można mieć pewne zastrzeżenia do swego rodzaju "skomunikowania" w obu układach napędowych między jednostkami spalinowymi i elektrycznymi. Zdarzają się sytuacje, że samochód "nie wie", kiedy dołączyć do pracy silnik spalinowy. Może to być denerwujące, kiedy planujemy nagle przyspieszyć. Nawet jeśli silniki "dogadają się" można odczuć wrażenie, że samo przyśpieszenie zachodzi zbyt wolno. Trudno w tych autach poczuć prędkość.

Opel Astra i Grandland niczym wygodne (ale i drogie) buty

Opla Astrę i Grandlanda w wersji GSe można porównać do typu butów określanych jako sneakersy, czyli modeli, które niegdyś wykorzystywane były przez sportowców różnych dyscyplin, ale obecnie można je zdecydowanie częściej spotkać na ulicy. Podobnie jak te buty, samochody Opla w wersji GSe wyglądają bardzo dobrze, pasują na wszelkiego rodzaju okazje i mają sportowe konotacje. Oczywiście dają też sporo dobrej zabawy w czasie jazdy, zwłaszcza po drogach usianych zakrętami. Z pewnością decyzja o przywróceniu GSe to bardzo dobre posunięcie ze strony Opla i może sprawić, że modele w tej wersji będą się cieszyć sporym zainteresowaniem. Czynnikiem zniechęcającym do zakupu może być jednak cena. Astra w wersji hatchback (ceny kombi nie są jeszcze znane, Opel deklaruje, że ogłosi je "w późniejszym terminie") to koszt rzędu 204 tys. złotych. Cena za Grandlanda GSe to już 252 900 złotych. Dodatkowo, jeśli chodzi o ten drugi z modeli, na polski rynek przeznaczono jedynie 50 sztuk.

Nawet jeśli pewność dobrej zabawy za kierownicą, świetny wygląd i, w przypadku Grandlanda, swego rodzaju eksluzywność będą stanowić argumenty świadczące za zakupem, to perspektywa wydania nawet ćwierć miliona złotych może sprawiać, że GSe nie będzie cieszyć się taką popularnością, na jaką zasługuje.

***