Nowe S60 - chińczyk czy europejczyk?

Od dłuższego czasu zalewają nas produkty z Chin i coraz śmielej pukają do drzwi europejskiego rynku motoryzacyjnego.

Najlepszym tego przykładem jest przejęcie przez koncern Geely szwedzkiego Volvo.

Już Chińczyk, czy jeszcze Amerykanin?

Czy powinniśmy obawiać się "chińszczyzny", która próbuje zakraść się "pod przykrywką" na nasz rynek? Próby odpowiedzenia na to pytanie często pojawiają się przy okazji testów najnowszego modelu - S60, który niedawno pojawił się w salonach.

Na to pytanie nie da się jednak, póki co, odpowiedzieć - proces projektowania samochodu trwa kilka lat, więc najnowsza limuzyna powstała pod okiem amerykańskiego Forda. Czy jego prezent pożegnalny pomoże podnieść się szwedzkiej legendzie, czy może wciąż pozostanie ona w cieniu niemieckich marek?

Reklama

Nowa linia stylistyczna

Z pewnością nie ma się czego wstydzić, jeśli chodzi o wygląd - kiedyś volvo były kanciaste, do niedawna obłe, ale trochę nijakie, ale wreszcie styliści znaleźli pomysł na ciekawą linię stylistyczną.

Zadziorne przednie reflektory, z charakterystycznym dodatkowym paskiem świateł do jazdy dziennej, nie pozwolą pomylić S60 z modelem żadnej innej marki, a mocno opadająca linia dachu nadaje autu sportowego charakteru. Bardzo ciekawie wyglądają również tylne światła wygięte w łuki, przynajmniej do momentu, kiedy zorientujemy się, że są one "zgapione" od citroena C5 poprzedniej generacji, ale przecież nie musimy się tym nikomu specjalnie chwalić.

Wnętrze z Ikei?

Mniej nowości znajdziemy we wnętrzu, które jest kontynuacją tego, co znamy już z wcześniejszych modeli.

Nie mogło zatem zabraknąć charakterystycznej, "wiszącej" konsoli środkowej, wykończonej zimnym aluminium, co nadaje wnętrzu trochę skandynawskiego klimatu, podobnie jak podświetlone na srebrno zegary. Warto zatem zdecydować się na jasną tapicerkę, w którą wyposażony był nasz egzemplarz testowy, nadającej wnętrzu ciepła.

Co ważne, sama kabina, nie dość, że dobrze wykończona, zapewnia zadowalającą ilość miejsca dla czterech dorosłych osób (nie przeszkadza nawet opadająca linia dachu). Zaskakuje jedynie pojemność bagażnika wynosząca marne 380 l - sedany klasy B potrafią więcej.

Nawet znacznie tańsze samochody oferują również wygodniejszą regulację foteli - w S60 próby ustawienia podparcia lędźwi mogą skończyć się wyłamaniem palców, zaś pokrętłem ustawiającym pochylenie oparcia najlepiej kręci się siedząc z tyłu.

Napęd godny limuzyny

W niższych klasach trudno natomiast szukać takiego napędu, w jaki wyposażone było nasze S60. Wersja D3 oznacza, że pod maską pracuje najsłabszy w ofercie diesel, ale nie zauważymy, że jest on najsłabszy, ani nawet, że to diesel.

Aksamitnie pracująca, 5-cylindrowa jednostka o pojemności 2 litrów rozwija 163 KM i z łatwością napędza sporą limuzynę. To zasługa momentu obrotowego wynoszącego 400 Nm, dostępnego w przedziale 1400 - 2850 obr./min. Dzięki niemu, nawet przy bardzo niskich obrotach, kiedy większość diesli po dodaniu gazu dostaje wibracji i nie chce jechać, S60 bez protestów rozpędza się.

Pierwszą "setkę" osiągniemy po 9,2 s, ale subiektywnie auto wydaje się szybsze. Co ważne, dynamicznej jazdy nie przypłacimy wysokim spalaniem - nasze testowe to 7,8 l w ruchu miejskim.

Komfort na co dzień

Pomimo zapewniania zadowalających osiągów, silnik zachęca do spokojnej, zrelaksowanej jazdy. Podobny cel przyświecał konstruktorom skrzyni biegów. Nie jest to automat, którego zazwyczaj oczekujemy od tego typu samochodu, ale 6-biegowa skrzynia manualna. Ma ona dość długie przełożenia, ale wchodzą one bardzo lekko i bardzo miękko.

To, w połączeniu z gładko i cicho pracującym silnikiem, a także zawieszeniem dobrze wybierającym nierówności, pozwala się zrelaksować po ciężkim dniu pracy.

Elektroniczny anioł stróż

Samochody Volvo od lat znane są z dużej liczby elementów zwiększających bezpieczeństwo. S60 nie jest tu wyjątkiem i próbuje wyznaczyć w klasie nowe standardy na tym polu.

Auto możemy wyposażyć w systemy znane już z aut konkurencji, jak ostrzeżenie przed zjechaniem z pasa, system ostrzegający przed samochodami w martwym polu lusterek, czy nawet kontrolę zmęczenia kierowcy. Zupełnymi nowościami są za to układy City Safety, który może sam zatrzymać samochód, aby zapobiec stłuczkom przy niewielkich prędkościach (montowany seryjnie) oraz układ zapobiegania kolizjom, który również wykrywa pieszych i w awaryjnej sytuacji samoczynnie uruchomi hamulce (opcja z aktywnym tempomatem za 7380 zł).

Rozsądnie wysoka cena

Przyjemność jeżdżenia nowym volvo trochę kosztuje - 119 900 zł zapłacimy za testowaną wersję z podstawowym dieslem. Wyposażenie, jakie otrzymamy zawiera tylko rzeczy w tej klasie niezbędne - 6 poduszek powietrznych, ESP i klimatyzację. "Nasz" egzemplarz w wersji Momentum, wyposażony dodatkowo w skórzaną tapicerkę (5870 zł), aktywne biksenony (5 770 zł), nawigację (4900 zł) i parę innych dodatków, to wydatek około 160 tys. zł. Niemało, ale konkurencja wcale nie jest tańsza.

Prawdziwy europejczyk

Czy warto zatem zainteresować się nowym S60? Pomimo problemów, z jakimi borykała się szwedzka firma, udało jej się stworzyć bardzo dobry, komfortowy samochód. Nawet jeśli projektowano go pod amerykańskim okiem a sprzedaje za chińskim błogosławieństwem, auto jest w pełni europejskie.

To świetna propozycja dla tych, którzy szukają wygodnej limuzyny, ale nie chcą podążać za tłumem (kupując któregoś z niemieckich konkurentów) i lubią się wyróżniać, posiadając coś niezbyt często spotykanego. Z pewnością będą oni zadowoleni z najnowszego produktu Volvo. Pod warunkiem, że nie planują przewożenia dużej ilości bagażu i gotowi są wydać ponad 7 tys. za elektryczne sterowanie przednich foteli...

Michał Domański

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Diesel | samochody | auto | Volvo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy