Mercedes GLC – lifting (nie tylko) technologiczny

Model GLC jest najchętniej wybieranym SUVem w gamie Mercedesa. Nic więc dziwnego, że producent nie zdecydował się na wprowadzenie radykalnych zmian przy okazji face liftingu, ale zadbał o to, aby technologicznie nie odstawał od pozostałych modeli.

Modernizacja GLC jest jedną z tych, którą nie tak łatwo dostrzec na pierwszy rzut oka, z uwagi na kosmetyczne jedynie zmiany nadwozia. Kiedy jednak zaczniemy wymieniać listę nowości okaże się, że jest ona naprawdę długa.

Zacznijmy właśnie od wyglądu zewnętrznego. Chcąc odróżnić model sprzed liftingu od tego po, najłatwiej zwrócić uwagę na reflektory, które mają teraz nowe diodowe wzory. Przednie dodatkowo mogą być wyposażone w matrycowe światła Multibeam LED. Nowe są także zderzaki oraz grill, ale te zmiany dostrzeżemy jedynie stawiając obie wersje obok siebie.

Reklama

Wnętrze Mercedesa GLC przeniesiono z klasy C, dlatego też zaskoczeniem nie jest zakres zmian, jakie przyniósł face lifting. Najważniejsze to zastosowanie wirtualnych zegarów, które udało się zgrabnie wpasować pod daszek analogowych wskaźników. Wykorzystują one ekran o przekątnej 12,3 cala, mają wiele trybów wyświetlania informacji i dają sporo możliwości dostosowania tego, co widzimy. Obsługujemy go za pomocą gładzika na lewym ramieniu kierownicy.

Sama kierownica również jest nowa i wygląda jak we wszystkich nowych Mercedesach. Najważniejsze różnice to dwa gładziki na ramionach (prawy do obsługi systemu multimedialnego) oraz przeniesienie na nią tempomatu, dotychczas obsługiwanego dźwigienką na kolumnie kierowniczej. Dodatkowe przełączniki pojawiły się też w wersji AMG. Z prawej strony jest to pokrętło z wbudowanym wyświetlaczem, informującym o wybranym trybie jazdy. Z lewej z kolei są to dwa przełączniki, również z wyświetlaczami. Za pomocą przycisków zmieniamy parametry poszczególnych podzespołów auta (pracę silnika, skrzyni biegów, wydechu, itd), a wciskając same wyświetlacze wybieramy jaki układ samochodu chcemy zmienić.

Następna nowość to system multimedialny, który może mieć teraz ekran o przekątnej 10,25 cala. Korzysta on z takiego samego oprogramowania, jak nowe modele Mercedesa, co oznacza również obsługę głosową na komendę "Hej, Mercedes", czy rozpoznawanie który z podróżujących korzysta z systemu (domyślnie podpowiadający mu opcję jego dotyczące). Obsługujemy go wspomnianym gładzikiem na kierownicy, dotykowo lub touchpadem między fotelami. Co nie jest do końca dobrą wiadomością, ponieważ ów touchpad jest zauważalnie mniej wygodnym i wolniejszym sposobem wyboru interesujących opcji, niż stosowane wcześniej pokrętło.

Face lifting GLC był też okazją do odświeżenia gamy silnikowej tego SUVa. Obecnie składa się ona z wersji 200 (197 KM), 300 (258 KM), 200 d (163 KM), 220 d (194 KM) oraz 300 d (245). Wszystkie one korzystają z dwulitrowych, doładowanych jednostek napędowych.

Podczas pierwszych jazd zmodernizowanym GLC mieliśmy okazję usiąść za kierownicą dwóch najmocniejszych wersji. Pierwszą była wysokoprężna 300 d, która obiecuje osiągi na poziomie 3-litrowego silnika, ale spalanie typowe dla 2-litrowego (którym jest). Patrząc na dane techniczne nie mamy wątpliwości, że świetnie poradzi sobie ona z tym niezbyt lekkim samochodem - sprint do 100 km/h trwa 6,6 s. Potwierdzają to subiektywne odczucia z jazdy - nie są one sportowe, ale auto bardzo ochoczo reaguje na dodanie gazu i pozwala na naprawdę bezstresowe wyprzedzanie, a o to przecież chodzi w mocnym dieslu. Spalanie podczas naszego przejazdu (autostrady, drogi zamiejskie ora miasteczka) kształtowało się na poziomie 10 l/100 km. Producent obiecuje 7,4 l/100 km.

Druga ze wspomnianych odmian to benzynowe GLC 300. Tutaj również 2-litrowa jednostka stara się uchodzić za większą i całkiem nieźle się to jej udaje. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje mu 6,3 s, a prędkość maksymalna wynosi 240 km/h. Dużym wyróżnikiem tej wersji, podobnie jak innych "benzyniaków" jest układ mikrohybrydowy. Składa się on z silnika elektrycznego generującego dodatkowe 14 KM i 150 Nm, a także 48-voltowej instalacji elektrycznej i niewielkiej baterii litowo-jonowej. Jego zadaniem jest zmniejszanie zużycia paliwa (producent deklaruje 8,9 l/100 km) oraz zmniejszanie zjawiska turbodziury po mocniejszym wciśnięciu gazu.

Na szczycie gamy stoi, ta jak  poprzednio, Mercedes-AMG GLC 63 S 4MATIC+. To prawdziwie szalona wersja, która korzysta z 4-litrowego, podwójne doładowanego V8, generującego 510 KM oraz 700 Nm. Dzięki bardzo szybko działającemu "automatowi" i stałemu napędowi na cztery koła, ten duży SUV przyspiesza do 100 km/h w zaledwie 3,8 s i może pędzić nawet 280 km/h. Procesowi temu towarzyszą grzmiące odgłosy dobiegające z poczwórnego wydechu z aktywnymi klapkami, który przy odjęciu  gazu pozwala sobie na donośne "poburkiwanie" i pojedyncze wystrzały. Szkoda tylko, że w kabinie są one mocno przytłumione.

W parze z możliwościami silnika, idą również właściwości jezdne. Trudno tu mówić o zwinności sportowego coupe (nawet w GLC Coupe), ale im bardziej wyostrzamy charakter samochodu (wybierając tryb Sport, Sport+ lub Race), tym łatwiej zapominamy o tym, że siedzimy w 2-tonowym SUVie. Świetnie zestrojony sportowy sedan - to bliższe skojarzenie.

A gdyby tak kupić GLC w charakterze offroadera? Raczej mało prawdopodobne, by ktokolwiek tak pomyślał, ale nie jest to wcale taka zła myśl. Wszystkie wersje są standardowo wyposażone w napęd na cztery koła, a dzielność auta w terenie poprawia także pneumatyczne zawieszenie z regulacją prześwitu oraz pakiet offroadowy. Obejmuje on tryby terenowe - jeden na śliskie nawierzchnie (trawa, błoto, śnieg), a drugi na twarde (np. skały). Główna różnica jest taka, że w pierwszym auto dopuszcza poślizg kół (pomaga to wydostać się z opresji), a w drugim nie (aby zapobiec uszkodzeniu opon). GLC potrafi też zahamować koło które straciło przyczepność (albo wisi w powietrzu), aby pozostałe umożliwiły autu dalszą jazdę. Pakiet obejmuje również zestaw metalowych osłon podwozia.

Modernizacja nie zmieniła charakteru (ani w znaczącym stopniu wyglądu) GLC, ponieważ nie było takiej potrzeby. Zarówno klasyczna wersja, jak i Coupe, nadal prezentują się atrakcyjnie, a dzięki nowościom technologicznym są równie "świeże", co wszystkie inne modele Mercedesa. Zmieniona gama silników poprawiła spalanie oraz emisję CO2 (o którą walczą teraz wszyscy producenci). Innymi słowy, Niemcy odhaczyli każdy element, który sprawia, że GLC pozostaje atrakcyjną propozycją dla szukających SUVa premium klasy średniej.

Michał Domański


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama