Ma 16-letniego Golfa. Dostał do testu "nówkę". Niby znaczek ten sam, ale...
Jako czytelnik serwisu motoryzacja.interia.pl miałem przyjemność zasiąść na dłuższą chwilę za kierownicą nowego Golfa VII. W porównaniu z moim leciwym Golfem IV, który właśnie w styczniu obchodził 16 urodziny - to zupełnie inny samochód.
Niby znaczek ten sam, ale... no właśnie - ale! Zmieniło się niemal wszystko, może oprócz układu deski rozdzielczej i włącznika świateł przeciwmgielnych (kto jeździł Golfem wie, o co chodzi).
Jak auto spisuje się na drodze? Po przejechaniu ponad 550 km polskimi (lokalnymi) drogami powiem, że wyśmienicie. Osiągi, które oferuje dwulitrowy silnik o mocy 150 KM (320 Nm), pozostają tylko w sferze marzeń przy benzynowym silniczku 1.4 (75 KM, 125 Nm). Mimo złych warunków atmosferycznych, samochód prowadził się pewnie i komfortowo. Również dzięki obecności całej masy elektroniki - zaczynając od ESP, a kończąc na różnego rodzajów asystentach (np. pasów ruchu).
Aby odjechać autem, nie trzeba wyjmować kluczyka z kieszeni - wystarczy się do niego zbliżyć (z kluczykiem), pociągnąć za klamkę, wsiąść, wcisnąć przycisk START i... cieszyć się z jazdy. Podczas podróży zdarzyło się kilka razy, że otrzymałem komunikat "Nie znaleziono kluczyka" - na szczęście po chwili wszystko wracało do normy. Coraz modniejszy staje się ecodriving, nie zabrakło zatem komunikatów, jak przyczynić się do mniejszego spalania podczas jazdy - fajne, ale po 10-20 kilometrach miałem ochotę już to wyłączyć (nie wiedziałem jednak jak).
Informacją, którą warto również przekazać, jest to, że po powrocie do domu okazało się, iż w baku ubyło zaledwie 25 l paliwa, co daje spalanie na poziomie 4,5 l/100km - wręcz rewelacyjnie!
Wnętrze auta jest oczywiście bardziej przestronne (niż w wersji IV), świetnie wykończone, z całą masą schowków (w tym klimatyzowany). Do tego podgrzewane fotele, elektroniczna dwustrefowa klimatyzacja, siedmiocalowy dotykowy panel sterowania (z czujnikiem zbliżeniowym), nawigacja sterowana głosem, zestaw telefoniczny, który poprzez bluetooth od razu zaprzyjaźnił się z moim telefonem, rozpoznawanie ograniczeń prędkości, wykrywanie pasów ruchu, asystent parkowania, czujniki parkowania (z wizualizacją odległości, doświetlanie zakrętów, system start/stop, czujnik deszczu, czujnik zmierzchu, czujnik odległości, który pozwala na utrzymywanie stałej prędkości za pojazdem przed nami itp. Współpraca z nawigacją, która próbowała zrozumieć nasze polecenia głosowe, nie zawsze przebiegała pomyślnie. W takich sytuacjach jednak miłym kobiecym głosem z niemieckim akcentem prosiła o powtórzenie komendy.
Z wielką ciekawością chciałem przetestować automatyczne parkowanie. Cóż mogę napisać - działa. Podczas powolnej jazdy system sam znajdował wolne miejsca. Nie było żadnego problemu ani z parkowaniem równoległym, ani prostopadłym. Czy chciałbym z tego udogodnienia korzystać na co dzień? Raczej nie, szybciej i pewniej czułbym się, parkując samodzielnie.
Na ulicy auto nie wyróżnia się spośród innych pojazdów - zwykły kompakt, z elementami podkreślającymi może bardziej sportowy charakter. Czy to źle? Według mnie nie. Wręcz przeciwnie, bo czy warto zwracać na siebie uwagę samochodem za ponad 120 tys. zł? Tyle właśnie kosztuje testowany model, jak na auto tej klasy zdecydowanie za dużo. Jednak tym bardziej po powrocie do własnego, starego Golfa czułem się, jakbym wsiadał do powolnej i trzeszczącej taczki, bez gadżetów, którymi można "pobawić" się stojąc w korku, bez klimatyzacji, bez mocy, którą oferowała testowana "siódemka". Cóż chyba czas na zmiany...
Autorem tekstu jest Fabian.
PS. OD AUTORA. We wstępie do artykułu, wkradł się błąd. Golf IV, którego posiadam, w styczniu rozpoczął 16 rok "życia", a nie jak napisałem "obchodził 16 urodziny". Za błąd chciałbym przeprosić czytelników, jak również załogę serwisu motoryzacja.interia.pl