List otwarty w sprawie XV
Panowie inżynierowie, projektanci, marketingowcy i inni z Fuji Heavy Industries! W pierwszych słowach mego listu nie wiem, co powiedzieć. Może zacznę od tego, że cenię Subaru niepomiernie.
Jest bowiem jedną z niewielu firm, która wie co robi. Jedną z niewielu firm, która trzyma się mocno swoich zasad, czyli symetrycznego napędu AWD i "boksera" pod maską (z małymi wyjątkami, ale zawsze). Jedną z niewielu firm, produkujących obiektywnie rzecz biorąc brzydkie samochody, za którymi jednak przechodnie oglądają się na ulicy. Jedną z niewielu firm, która ponad wszystko przedkłada (przedkładała?) funkcjonalność swoich aut i dlatego ich nabywcy należą chyba do najbardziej lojalnych wobec marki. Forester I generacji - "żaba", której można było zaufać; która, dopóki nie zawiesiła się na podwoziu, parła do przodu, jak T-34 z Jankiem, Gustlikiem i Szarikiem na pokładzie. Impreza - zwykłe-niezwykłe auto, w którym poślizg stawał się frajdą. Outback - fajny i niezawodny pojazd do przejażdżki z psem w miejsca, niedostępne dla innych samochodów.
Panowie z Fuji Heavy etc. Czy moglibyście mi powiedzieć, o co chodzi z XV? Otóż to auto wychodzi o dobrych parę lat za późno! I chyba nie z tej firmy, z której powinno...
Dziwny ten segment miejskich SUV-ów. Albo wielkie bulwarówki, albo mniejsze autka, które mają po prostu wyglądać. I wyglądają: popatrzcie na ix35, grand vitarę, czy sx4. Albo asx, a przede wszystkim na juke'a. Cała filozofia stojąca za subaru XV jest grubymi nićmi szyta. Pogoń za modą. Próba stworzenia auta dla luzaków przez ludzi, którzy luzakami nie są.
Musiało to wyglądać tak... Na zebraniu nadzwyczaj poważnych ludzi, których jedynym zadaniem jest zrobienie dobrego, a nie ładnego auta, przyszedł gość z marketingu, raczej Europejczyk, niż Japończyk. I powiedział: "Panowie, jest trend. Robimy miejskiego crossovera. Taki, wiecie, dynamiczny, dla młodych profesjonalistów, żeby się rower z tyłu zmieścił, albo pies, albo rower i pies uwiązany do roweru. I żeby każdy yuppie chciał go mieć. No wiecie, urban adventure..."
Japończycy pokiwali głowami i... zabrali się z musu do roboty. Wyszło to, co wyszło. A najdziwniejsze, że XV jest... naprawdę cholernie dobrym autem.
Zacznijmy od tego, że SAWD to dobry napęd. Dodajmy do tego w miarę wysoką "budę" (prześwit forestera), która trzyma się kupy, nie wygina na zakrętach, daje sporo frajdy z jazdy i nawet mokry asfalt nie jest w stanie przekonać ją do gubienia toru jazdy. Kontrolka VDC (subarowska wersja ESP) nie zaświeciła się ani razu, a nawierzchnia nie należała do najbardziej suchych. Można zaryzykować twierdzenie, że gdyby pod maskę włożyć silnik z WRX-a, XV też by sobie dał radę. Dużo miejsca w środku, niezła widoczność (przesunięte do przodu słupki A i przednia szyba), bagażnik... hmm ...troszkę wysoka krawędź załadunku, ale umówmy się - to nie jest auto do przewożenia tapczanów.
Wnętrze raczej przygnębiająco-czarne. Podobno na polski rynek możemy się jednak spodziewać nieco fikuśności, czyli tapicerek dobranych do koloru nadwozia.
Kamera cofania wydaje się nieco dziwna. Coś jak kolorowy szum przy aparatach fotograficznych z niewielką matrycą. A w nocy nie widać praktycznie nic.
Konkluzja? Świetne i bezpieczne auto (5 gwiazdek NCAP, 6 poduszek), doskonale trzymające się drogi, pewne w prowadzeniu, całkiem przestronne i wygodne. Idealne dla dorosłego dziecka, któremu chcemy sprezentować samochód za prawie 100 tysięcy. Taki, który niejako będzie myślał za naszą latorośl, ratując ją z opresji, w których przednionapędowe samochody poddają się z łatwością.
XV to naprawdę cholernie dobre, małe autko. (BG)