Land Rover Discovery Sport i Aleksandra

Zalana słońcem sawanna... Lwy, słonie, antylopy, żyrafy... I dzielnie przemierzający afrykańskie bezdroża samochód... Taki obraz podsuwa nam zazwyczaj wyobraźnia, gdy słyszymy nazwę Land Rover. Gdy zatem w 1996 r. po raz pierwszy zaprezentowano sygnowanego przez tę brytyjską markę Freelandera, jej miłośnicy poczuli się nieco skonsternowani.

Wszak prawdziwa terenówka powinna być pojazdem o prostej, a przy tym bardzo trwałej konstrukcji. Nie rozpieszczającym pasażerów komfortem. Wyposażonym jedynie w to, co naprawdę niezbędne w surowych warunkach użytkowania.

Z tego punktu widzenia nowy model wydawał się autem zbyt ucywilizowanym, skrojonym bardziej na miarę garnituru niż dżinsów, flanelowej koszuli i traperskiego kapelusza.

Początkowe obawy i uprzedzenia szybko minęły, gdyż okazało się, że Freelander owszem, sprawdza się w codziennej eksploatacji na szosach i ulicach, ale jednocześnie dobrze spisuje się nawet na najgorszych wertepach. Na dodatek, z czego w chwili debiutu tego auta nikt chyba nie zdawał sobie sprawy, jest pionierem, ponieważ daje początek zupełnie nowemu, tak dzisiaj licznie obsadzonemu i modnemu segmentowi rynku - rodzinie kompaktowych SUV-ów.

Reklama

Po 18 latach nadszedł czas na zmiany. Freelander ustępuje miejsca modelowi Discovery Sport, zaprojektowanemu zgodnie ze standardami klasy Premium i oczekiwaniami współczesnej, zamożnej klienteli.

Chęć spełnienia wspomnianych wymogów bardzo zbliżyła najnowszego Land Rovera do większych i bardziej luksusowych Range Rover'ów. Zwłaszcza do modelu Evoque, do którego Discovery Sport nie tylko nawiązuje wyglądem, ale od którego zapożyczył również sporo rozwiązań technicznych, m.in. przednie zawieszenie.

Dynamiczna, a przy tym zwarta (tylko 459 cm długości) sylwetka nowego brytyjskiego SUV-a kryje zaskakująco obszerne wnętrze. Przy rozstawie osi wynoszącym 2741 mm może ono pomieścić nawet 7 osób. Dwa dodatkowe miejsca są przeznaczone raczej dla dzieci, ale w razie potrzeby mogą zasiąść na nich również dorośli. Byle nie musieli podróżować w ten sposób zbyt długo.

Fotele trzeciego rzędu można schować pod podłogą. Środkowe dają się przesuwać do przodu i do tyłu w zakresie 160 mm. Po złożeniu ich oparć powstaje płaska powierzchnia załadunkowa o długości prawie 1,9 metra.

Jeżeli chodzi o silniki, nabywca nowego Land Rovera nie będzie miał trzy pozycje. Są to diesle TD4 i SD4 o pojemności 2.2 litra i mocy, odpowiednio, 150 KM i 190 KM oraz jednostka benzynowa 2.0 Si4 240 KM, współpracujące z sześciobiegową skrzynią manualną lub dziewięciostopniowym automatem.

Zapewniają one, zależnie od konfiguracji napędu, przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w ciągu 8,2-11,7 sekundy i prędkość maksymalną 180-199 km/godz.

W przyszłym roku w ofercie pojawi się czwarty silnik-  wysokoprężny, o mocy 150 KM i pojemności 2.0 litra. Jego wyróżnikiem ma być oszczędność.

Discovery Sport, jak mieliśmy okazję przekonać się podczas krótkich z powodu bardzo złej pogody (orkan Aleksander - zobacz film)  jazd testowych na Islandii, prowadzi się lekko i pewnie, niczym limuzyna. Właściwie zestrojone, sprężyste zawieszenie z zupełnie nową wielowahaczową osią tylną, dobrze tłumi nierówności nawierzchni, jednocześnie zapewniając stabilność w zakrętach. Przeszkadzać może jedynie hałas dobiegający do wnętrza auta przy prędkościach autostradowych.

Wielu właścicieli nowego brytyjskiego SUV-a z obawy przed zabłoceniem pojazdu czy, nie daj Boże, obtarciem lakieru, nigdy nie zjedzie z asfaltu. Nawet nie będą wiedzieli, co tracą. Dzięki stałemu napędowi na cztery koła (są też wersje 2WD oraz z systemem Active Driveline, zależnie od sytuacji przełączającym napęd na jedną lub dwie osie), wysokiemu prześwitowi (212 mm), niewielkim zwisom nadwozia, dużym kątom natarcia, zjazdu i rampowemu, Discovery Sport niestraszne są wertepy, na które nie ośmielilibyśmy się zapuścić wieloma innymi, uchodzącymi za przystosowane do off-roadu samochodami. Cóż, tradycja Land Rovera zobowiązuje...

Warto dodać, że kierowcę "Disco" wspiera nowoczesna technika - m.in. systemy Terrain Response, z kilkoma predefiniowanymi ustawieniami oraz Wade Sensing,  ułatwiający pokonywanie przeszkód wodnych; sensory umieszczone w bocznych lusterkach mierzą głębokość brodzenia (maksymalnie 600 mm), informując o pozostałym jeszcze marginesie bezpieczeństwa. Jest także asystent i kontroler prędkości zjazdu ze wzniesienia, a także system zapobiegający dachowaniu.     

Podsumowując. Pod względem funkcjonalności kabiny, rozplanowania poszczególnych elementów, jakości materiałów, precyzji montażu i poziomu wyposażenia Discovery Sports, samochód z relatywnie lekkim samonośnym nadwoziem zbudowanym z wytrzymałej stali i aluminium, dorównuje niemieckiej konkurencji spod znaku BMW i Audi, przewyższając ją oryginalnością i atrakcyjnością wzornictwa. Jego niezaprzeczalnym atutem są niewątpliwie zdolności terenowe, którymi o niebo przewyższa rywali z rodziny kompaktowych SUV-ów.

Pozostaje jeszcze kwestia ceny. W Polsce za najtańszego Discovery Sport w wersji benzynowej trzeba zapłacić 187 000 zł. Podstawowy diesel jest tylko o 3000 zł droższy. Kto zechce zafundować sobie topową, kompletnie wyposażoną wersję HSE Luxury będzie musiał przygotować się na wydatek ponad 250 000 zł. Ćwierć miliona za samochód? To już naprawdę sporo.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy