Chcesz mieć spokój? To auto dla ciebie!
W czasie dziennikarskich jazd testowych jesteśmy w stanie dowiedzieć się wiele na temat konkretnego modelu samochodu.
Możemy zapoznać się ze starannością montażu, ergonomią wnętrza czy poziomem wyposażenia. Weryfikujemy też dane techniczne, notujemy wrażenia z jazdy i sprawdzamy podawane przez producenta zużycie paliwa.
W czasie kilkudniowych testów nie sposób jednak ocenić wszystkich walorów konkretnego pojazdu. Poza nielicznymi - na szczęście - przypadkami, gdy testowany pojazd najczęściej wyjeżdża z redakcyjnego parkingu na lawecie - nie jesteśmy np. w stanie sprawdzić, czy konkretne auto nie będzie sprawiać właścicielowi większych problemów.
Na szczęście do oceny tak ważnego parametru, jak bezawaryjność, służą testy długodystansowe. Jak poradził sobie z nimi będący z nami przez trzy miesiące mitsubishi lancer?
Na wstępie pragniemy wyjaśnić, że trzymiesięczny test to dla samochodu chociaż ciągle krótki, to jednak niezwykle trudny okres. To prawda - większość właścicieli po takim czasie nie jest w stanie zweryfikować niezawodności konkretnego modelu, ale uwierzcie nam, że żywot auta testowego znacząco odbiega od przeciętnej.
W tym czasie samochód nierzadko pokonuje więcej kilometrów niż statystyczny Polak przejeżdża w ciągu roku, co więcej, auto trafia w ręce wielu różnych kierowców, których style jazdy często diametralnie się różnią. Przez ten czas auto pełni też rolę wozu redakcyjnego, co oznacza, że często dowozi nas w miejsca, których zdobycia nie powstydziłby się jeep wrangler czy land rover defender... Dlatego właśnie po trzech miesiącach eksploatacji, z pełną odpowiedzialnością jesteśmy w stanie stwierdzić, czy użytkownicy nie będą mieli powodów do narzekań.
Ponieważ lancer obecnej generacji dostępny jest na rynku od czterech lat, nie będziemy rozwodzić się nad kształtami karoserii. Sylwetka auta, zwłaszcza w wersji sedan, zyskała sobie wielu zwolenników, nie sposób odmówić jej odrobiny sportowej zaciekłości. Jedno jest pewne - lancera obecnej serii nie można pomylić na drodze z żadnym innym kompaktem.
Chociaż zadziorne kształty nadwozia sugerują ciekawy projekt wnętrza, po zajęciu miejsca za kierownicą można mieć mieszane uczucia. Przestrzeni jest wprawdzie sporo, ale kształty deski rozdzielczej nie zaskakują finezją, a plastiki nie sprawiają zbyt dobrego wrażenia.
Niektórzy narzekać też będą na ergonomię. Nie każdemu przypadnie do gustu umiejscowienie przycisku odpowiedzialnego za zmianę komunikatów wyświetlanych przez komputer pokładowy. Irytującą przypadłością jest również brak regulacji kolumny kierowniczej w dwóch płaszczyznach. Niestety, błahe - z pozoru - niedociągnięcie mocno rzutuje na wygodę użytkowania auta. Znalezienie optymalnej pozycji nie jest łatwe, zniesmaczeni będą zwłaszcza wyżsi kierowcy, którzy - by sięgnąć "kółka" - będą musieli jeździć z podkurczonymi nogami.
Szkoda, że Mitsubishi nie przyłożyło do projektu wnętrza nieco większej uwagi, bo w oczach przyzwyczajonego do miękkich plastików Europejczyka przypomina ono nieco japońską gejszę - brzydkie nie jest, ale wygląda jakoś blado... Na takim postępowaniu cierpi sam producent, bowiem pierwsze wrażenie po zajęciu miejsca za kółkiem (a te, jak wiadomo, robi się tylko raz) nie zawsze jest pozytywne.
Testowany przez nas lancer wyposażony był w benzynowy silnik o pojemności 1,6 l. Jednostka rozwija moc 117 KM, maksymalny moment obrotowy - osiągany przy 4 000 obr./min - to 154 Nm.
Motor, który jak na "Japończyka" przystało, chętnie wkręca się na obroty, zapewnia autu całkiem przyzwoitą dynamikę. Osiągnięcie 100 km/h trwa 10,9 sekundy, prędkość maksymalna to 191 km/h. Do sprawdzenia tej ostatniej nie zachęca jednak poziom wyciszenia wnętrza. Jeśli poruszamy się z prędkościami dozwolonymi na drogach szybkiego ruchu będziemy zadowoleni. Na autostradzie - przy prędkościach podróżnych rzędu 130-140 km/h - robi się jednak naprawdę głośno.
Rozwiązaniem obniżającym hałas, które pozytywnie wpłynęłoby również na zużycie paliwa, byłaby sześciostopniowa skrzynia biegów. Póki co kierowcy lancerów muszą się jednak zadowolić pięciostopniową przekładnią.
Do zbyt szybkiej jazdy nie zachęca również zawieszenie, które zestrojono raczej pod kątem komfortu niż ofensywnej szarży po zakrętach. W polskich warunkach takie podejście sprawdza się jednak całkiem nieźle - mimo niewielkich przechyłów samochód prowadzi się dość neutralnie i nie ma tendencji do niepokojących zachowań.
Według Mitsubishi, wyposażony w tą jednostkę napędową lancer, poza miastem zużywać ma średnio - to nie żart - 4,7 l benzyny na 100 km. Z naszych doświadczeń wynika jednak, że w katalogi reklamowe japońskiej firmy wkradł się tzw. czeski błąd. Zamiast 4,7 l w tabelach spalania stać powinno raczej 7,4 l/100 km, chociaż oczywiście najwięcej zależy od kierowcy i stylu jazdy... Wypada jednak zauważyć, że nawet taki wynik ujmy autu nie przynosi. Na pełnym - 59 -litrowym zbiorniku - bez problemu pokonamy dystans ponad 800 km.
Za lancera w wersji sedan z silnikiem 1,6 l zapłacić trzeba przynajmniej 56 500 zł. Chociaż dopłaty - 1 900 zł - wymaga metalizowany lakier, auto jest całkiem rozsądnie wyposażone. O nasze bezpieczeństwo dbają ABS i system kontroli trakcji oraz siedem poduszek powietrznych (w tym kolanowa dla kierowcy). W standardzie otrzymujemy też: manualną klimatyzację, centralny zamek, radio z odtwarzaczem CD-MP3, elektrycznie sterowane szyby i lusterka oraz komputer pokładowy.
Jednym słowem - wszystko, czego przeciętny kierowca oczekuje od samochodu. Jeśli zdecydujemy się na bogatszą wersję (za 63 tys. zł), jazdę umilać nam również będą 16-calowe felgi ze stopów lekkich, automatyczna klimatyzacja, wielofunkcyjna kierownica, podgrzewane lusterka i tempomat. Takiego poziomu wyposażenia, w podobnych pieniądzach, nie oferuje żaden z konkurentów. Produkt Mitsubishi stanowi więc bardzo kuszącą ofertę.
Po trzech miesiącach intensywnych jazd testowych, a także na podstawie naszego wcześniejszego długodystansowego testu lancera w wersji sportback, z całą pewnością możemy też stwierdzić, że samochód to idealna propozycja dla kierowców, którzy najbardziej cenią sobie spokój.
Mimo trudnego żywota wozu redakcyjnego, przez cały czas trwania testu w samochodzie nie zepsuło się zupełnie nic. Nie przepaliła się żadna żarówka, komputer ani razu nie poinformował nas o niesprawności któregoś z czujników, z zawieszenia nie dochodziły żadne niepokojące stuki. Lancer pozostawał w naszych rękach od lutego do początku maja. Niezależnie od warunków pogodowych (od - 25 do +25 stopni Celsjusza) auto nie sprawiało żadnych problemów. Mimo przeciętnych - wydawać by się mogło - plastików, wnętrze nawet na dziurach i w czasie mrozów nie wydawało nieprzyjemnych dźwięków, nie wydarzyło się zupełnie nic, co przykułoby uwagę licznej rzeszy kierowców sprawdzających możliwości auta.
Jeśli szukacie auta, którego eksploatacja ograniczać się będzie wyłącznie do odwiedzania stacji benzynowych i okresowych, rutynowych przeglądów - samochodowego przyjaciela, na którego - niezależnie od warunków - liczyć można o każdej porze dnia i nocy - lancer wydaje się stworzony właśnie dla was.
We wnętrzu brak elektronicznych gadżetów citroena C4, finezji peugeota 308 czy ergonomii volkswagena golfa, ale lancer to samochód zbudowany według starej japońskiej szkoły. W żadnym porównaniu nie wyróżnia się niczym szczególnym, jednak gdy po kilku czy kilkunastu latach i kilkuset tysiącach km, w bagażnikach konkurencyjnych wozów na dobre zadomowią się linki holownicze i przewody do pożyczania prądu, właściciel lancera - co najwyżej - martwić się będzie zużytymi klockami hamulcowymi i wytartą gałką lewarka zmiany biegów.
To prawda - będąc posiadaczem lancera trudno będzie doświadczyć jakiś większych emocji. Na szczęście, również tych związanych z odpalaniem "na smyka" czy podróżami na lawecie...