Alfa Romeo 4C Spider. Życie potrafi być piękne...
Wsiadanie do tego auta wymaga opracowania specjalnej procedury, dopasowanej do indywidualnych cech i stopnia wygimnastykowania ciała wsiadającego. Na pocieszenie dodajmy, że z wysiadaniem jest jeszcze gorzej, a to przez bardzo wysoki burto-próg, przez który należy przełożyć nogi.
Bolesne wyzwania przed kręgosłupem stawia ekstremalnie twarde zawieszenie. Do tego tak niskie, że uniemożliwia wjazd na jakikolwiek krawężnik.
Układ kierowniczy nie ma wspomagania, co doskwiera zwłaszcza podczas manewrów dokonywanych przy małych prędkościach (bardzo bylibyśmy ciekawi, jak z tym zadaniem radzą sobie kruche, stroniące od zajęć w siłowni kobiety
Tylna szyba w rozmiarze dwóch bocznych lusterek w SUV-ie sprawia, że pojęcie "widoczność do tyłu" staje się abstrakcją. Fabryczne radio z małym, monochromatycznym wyświetlaczem, przypomina modele odtwarzaczy z lat 80. Zresztą po co radio, skoro hałas wewnątrz pojazdu skutecznie zagłusza wszelkie inne dźwięki.
W kabinie nie ma podłokietników - ani centralnego, między fotelami, ani, co jeszcze na dziwniejsze, na drzwiach, które notabene zamyka się, ciągnąc za skórzane paski.
Bagażnik z trudem mieści jedną walizkę o wymiarach bagażu podręcznego akceptowanego przez tanie linie lotnicze. Chcielibyście jeździć takim autem? Nie? A my bardzo chcieliśmy i nadal chcemy! Zwłaszcza, że czynimy to jako pierwsi dziennikarze w Polsce, i nie wykluczone, że jedyni, a udostępniony nam pojazd wręcz pachniał nowością - miał zaledwie 200 km przebiegu.
Najwyższy czas wyjaśnić, o jakim samochodzie mowa. To Alfa Romeo 4C Spider, jedno z najbardziej ekscytujących sportowych coupe na rynku.
Niby stoi grzecznie na parkingu, ale wydaje się, że już znajduje się w ruchu. Zwarta, zawsze gotowa do natychmiastowego, dynamicznego startu. Jak napisał jeden z amerykańskich dziennikarzy, swoim wyglądem przypomina przybyłą z innej planety gwiazdę filmów porno. Nie bardzo rozumiemy, co miał na myśli nasz kolega zza oceanu, ale takie porównanie bardzo się nam podoba.
No dobrze, wsiadamy. Hm... Tylko jak? Metody są co najmniej trzy; frontalna - najpierw prawa noga, potem bardzo głęboki przysiad i wkładamy nogę lewą; boczna - siadamy bokiem na fotelu, by następnie płynnym ruchem z jednoczesnym obrotem ciała w kierunku osi pojazdu wciągnąć do środka obie nogi; wreszcie "na nurka" - najpierw umieszczamy w kabinie górną część tułowia, by dopiero później zadbać o dolne kończyny.
Uff...Udało się. Możemy teraz rozejrzeć się po wnętrzu auta. Oj, ciasno. Klaustrofobicznie, minimalistycznie, ale jakże rasowo. W oczy bije czerwień foteli i paru innych elementów, kontrastująca z czernią deski rozdzielczej, poszycia dachu i pasów bezpieczeństwa. O staromodnym radiu i braku podłokietników już wspominaliśmy. Nie ma też schowka przed fotelem pasażera, osłony przeciwsłoneczne mają mikroskopijne wymiary. Pasażer ma pod stopami gołą, metalową płytę. Kierowca - oryginalnie prezentujące się metalowe pedały. Za mocno spłaszczoną u dołu kierownicą widnieje skromny wyświetlacz, zastępujący klasyczny zestaw instrumentów pokładowych.
Na centralnej konsoli znajdziemy przyciski do regulacji lusterek, otwierania i zamykania szyb oraz do sterowania skrzynią biegów. Aby jechać do przodu, trzeba wcisnąć ten z cyfrą "1". Ten z napisem "A/M" przełącza przekładnię z trybu automatycznego w manualny, obsługiwany manetkami przy kierownicy. Również na konsoli umieszczono przełącznik typowego dla pojazdów marki Alfa Romeo układu D-N-A. Pozycja A oznacza tryb All Weather - najłagodniejszy, wykorzystywany w trudnych warunkach atmosferycznych. N to tryb podstawowy, Normal. Jest wreszcie tryb D, czyli Dynamit, przepraszamy... oczywiście Dynamic.
Przekręcamy kluczyk w stacyjce i za naszymi plecami rozlega się ryk, który stawia na równe nogi ludność i zwierzęta domowe w promieniu co najmniej kilometra. Bajka. Takie odgłosy pieszczą uszy każdego, kto chcąc oddać krew do badania nie idzie do przychodni lekarskiej, lecz do stacji obsługi pojazdów. Silnik przemawia w zakresie tonalnym, którego nie powstydziłaby się najsłynniejsza operowa diwa. To nie jakieś tam słodziutkie i mięciutkie italo-disco, lecz przeróbka dzieł Verdiego autorstwa szalonego miłośnika muzyki z gatunku black metal.
Mocując się z kierownicą (przypominamy: brak wspomagania) wyjeżdżamy na ulice Krakowa, a potem na południową obwodnicę miasta. Niezwykle niska pozycja za kierownicą, którą określilibyśmy skrótem TDOT (z francuskiego: Trę D...ą O Trotuar), odgłosy pracy silnika (aż trudno uwierzyć, że to tylko cztery cylindry, 1.75 litra pojemności i 240 KM mocy), zachowanie się lekkiego (nadwozie o długości niespełna 4 metrów, wykonane z materiałów kompozytowych, masa własna pojazdu poniżej 900 kg), tylnonapędowego roadstera przy szybkiej jeździe zapewniają niepowtarzalne wrażenia.
Jest głośno, jest szybko, ciśnienie rośnie, puls przyspiesza. Wydaje ci się, że każda komórka twojego ciała wchodzi na najwyższe obroty metabolizmu, a każdy ruch auta jest ruchem płynącym wprost z twojego wnętrza.
Przestawienie napędu z pozycji N na D to jak polanie pożaru benzyną ze strażackiej sikawki. A przecież kierowca ma jeszcze do dyspozycji nieco ukryty tryb specjalny, Race. Jego użycie na normalnej drodze może kojarzyć się z uprawianiem seksu bez zabezpieczeń w ogarniętym epidemią AIDS domu publicznym. Zajęcie jedynie dla desperatów. Przyspieszenie od zera do setki w 4,5 sekundy, prędkość maksymalna 258 km/godz. Ktoś ma jakieś pytania?
Wracamy na parking. Zerkamy na komputer pokładowy, który pokazuje średnie zużycie paliwa na poziomie około 13 litrów bezołowiowej na 100 km (odcinek pomiarowy o długości ok. 500 km). Nieźle. Wyłączamy silnik i lekko oszołomieni przez chwilę wsłuchujemy się w dzwoniącą w uszach ciszę. A potem zaczynamy się zastanawiać, dla kogo właściwie przeznaczony jest ten samochód? Na pewno nie dla kogoś, kto potrzebuje auta do użytkowania na co dzień. Nie dla statecznych ojców rodzin. Nie dla ludzi z jakimikolwiek dolegliwościami układu mięśniowo-kostnego. Nie dla osób o wrażliwym słuchu. Na pewno za to dla miłośników motoryzacji w jej czystej postaci, szukających aut łączących wygląd Porsche ze smakiem Ferrari. Pewnie także dla lanserów i podrywaczy.
Zapraszasz dziewczynę do wnętrza wozu. Nie musisz z nią rozmawiać, bo i tak niczego nie usłyszy. A po kilkunastominutowej przejażdżce będzie marzyła, by jak najszybciej wrócić do domu i zaprosić cię na filiżankę włoskiego cappuccino...
Spartańska, minimalistyczna, brutalna Alfa Romeo. Naga broń 4C. Życie potrafi być piękne...