1000 km za kierownicą Isuzu D-Maxa

Tuż po zakończeniu jazd Isuzu D-Max z automatyczną skrzynią biegów otrzymaliśmy do testów kolejną wersję tego samochodu, tym razem z "manualem" i przeszkoloną nadbudową przestrzeni ładunkowej. Tym razem wypróbowaliśmy go w dalszej trasie.

Przeszklona zabudowa Road Ranger nadaje autu bardziej osobowy charakter, ale trzeba pamiętać, że nie gwarantuje pełnej szczelności. Bagaże są chronione przed deszczem jedynie "z grubsza". Po wizycie w myjni, na wykończonej tworzywem sztucznym podłodze pojawia się wilgoć. Na szczęście ze względu na wyprofilowanie podłogi , ładunek nie musi zmoknąć - woda gromadzi się w zagłębieniach i po pewnym czasie wypływa na zewnątrz szczelinami przy tylnej burcie.

Należy podkreślić, że tego typu niedogodności pojawiają się w praktycznie wszystkich Pick-upach, w których zabudowy dostarczane są przez zewnętrznych producentów.

Test ujawnił jeszcze jedną niedogodność: bardzo trudno oczyścić tylną szybę. Między tylną częścią kabiny, a nadbudówką jest wąska szczelina, w której łatwo gromadzi się brud, ale nie sposób wsadzić tam ręki. Skutecznie pomaga myjnia ciśnieniowa, ale i tak na sąsiadujących ze sobą szybach (od kabiny i od nadbudówki) pozostaną krople wody, które wyschną pozostawiając ślady.

Reklama

Tę niedogodność można jednak skutecznie rozwiązać. W droższych wersjach szybę nadbudówki sąsiadującą z kabiną można odsuwać, co ułatwia oczyszczanie.

Dopracowany w szczegółach

Ten egzemplarz, podobnie jak poprzedni wyposażono niemal kompletnie, włącznie z brązową, skórzaną tapicerką i elektryczną regulacją foteli. Ciekawostką na którą zwróciliśmy uwagę jest system podświetlenia zestawu wskaźników. Producent zadał sobie trud opracowania aż dwóch trybów regulacji jasności. Pierwszy to popularny ręczny. Drugi - automatyczny, dopasowujący się do nasłonecznienia kabiny. Rozwiązanie samo w sobie nie jest niczym nowym, ale zastosowanie go w takim użytkowym aucie zasługuje na uwagę.

Nieźle pracuje automatyczna klimatyzacja - podczas testu nie parowały szyby, a raz ustawione parametry pracy nie wymagały korygowania przez cały tydzień.

Ciekawostka: Tylną klapę uchylaną do góry w testowanym egzemplarzu można było odblokować za pomocą pilota.

Komfortowy i bezpieczny

W mieście Isuzu D-Max czuje się trochę jak słoń w składzie porcelany. Jest po prostu duży i mimo relatywnie małej średnicy zawracania ciężko się nim manewruje, nie mówiąc o parkowaniu. To taki Full Size Pickup Truck. W Europie - jest reprezentantem wagi ciężkiej.

Podczas jazdy w trasie, gabaryty nadwozia gwarantują wysoki komfort jazdy. Autem nie buja, wszelkie nierówności są wręcz połykane przez zawieszenie. Wypada jedynie powtórzyć pytanie zadane podczas pierwszego testu - jak to możliwe, że dość proste konstrukcyjne podwozie (z przodu niezależne, na podwójnych wahaczach, z tyłu sztywny most na resorach piórowych) pracuje w tak harmonijny sposób?

Doskonale sprawdza się także kontrola trakcji. Ze względu na "ciężarówkową" konstrukcję napędu (stale pracuje tył, przód można dołączyć na sztywno tylko w terenie) nie można od D-Maxa oczekiwać zbyt wiele. A jednak auto miło zaskakuje. Nawet po deszczu, kiedy asfalt jest mokry, tylne koła nie mają tendencji do wpadania w poślizg. Jeśli kierowca "jedzie normalnie", nawet pusty samochód na zakrętach zachowuje się bardzo stabilnie. Szkoda, że nie mieliśmy okazji jeździć D-Maxem po śniegu i lodzie - być może dopiero w warunkach gołoledzi opony Bridgestone Dueler H/T 255 65 R17 dałyby za wygraną.

Ekonomiczna natura

Mając w pamięci świetną pracę automatycznej skrzyni biegów D-Maxa i fakt, że jej zastosowanie nie wpłynęło negatywnie na zużycie paliwa (D-Max z automatem spalał średnio od 7-9 l/100 km), byliśmy bardzo ciekawi jak na tym tle wypadnie wersja obsługiwana ręcznie.

Wiele aut terenowych ma z problem z "manualami". Krótka jedynka przydatna w terenie utrudnia płynne ruszanie, co podczas jazdy w korkach pogarsza komfort jazdy. W Isuzu ta niedogodność nie występuje. Jedynka i dwójka są zestopniowane tak jak w aucie osobowym, a szóstka - to nadbieg, który na trasie pomaga oszczędzać paliwo. W terenie można przecież zawsze włączyć reduktor, a zatem - w razie potrzeby momentu nie zabraknie.

Dzięki układowi dwóch turbosprężarek silnik jest bardzo elastyczny i pozbawiony "turbodziury". Bez protestów przyspiesza już od 1000 obr./min. 1500 obr./min wystarcza do spokojnej jazdy. Bezkarnie uchodzi także zwiedzanie górnych zakresów obrotomierza, choć podczas przyspieszania do uszu pasażerów dociera już wyraźny hałas. Kiedy prędkość jazdy ustabilizuje się - silnik cichnie.

Podczas testu auto jeździło w trasie z prędkościami rzędu 80-120 km/h, lub poruszało się w sznurze aut z prędkością ok. 50 km/h. Jazda miejska tym razem stanowiła margines. Średnie zużycie paliwa wynosiło ok. 7,5 l/100 km. Najbardziej ekonomiczne warunki jazdy to 90-110 km/h na szóstym biegu. W takich warunkach zużycie spada nawet poniżej 7 litrów. Druga część testu potwierdziła, że D-Max jest nie tylko jednym z najbardziej ekonomicznych modeli w swojej klasie, ale pod tym względem potrafi zawstydzić także nieco mniejszych rywali.

Jacek Ambrozik

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama