Zostawienie dziecka w aucie to igranie ze śmiercią
Niespełna godzinę spędziła zamknięta w samochodzie na parkingu pod centrum handlowym w Gdyni dwójka dzieci. Zaalarmowania przez świadków policjanci wybili szybę w aucie, a 33-letni opiekun zjawił się na miejscu zdarzenia po 45 minutach od sygnału, który otrzymała policja.
Chociaż samochód stał na podziemnym parkingu, a więc w cieniu, zachowanie opiekuna, którzy dodatkowo nie reagował na wezwania ogłoszone w centrum handlowym, było skrajnie nieodpowiedzialne.
Policja chwali klientów centrum, którzy wezwali pomoc, gdy tylko spostrzegli dzieci pozostawione samotnie w aucie. To najpewniej skutek nagłośnienia tragedii w Rybniku, gdzie w stojącym na słońcu samochodzie zmarła 3-letnia dziewczynka. Jednak jak podkreśla Michał Rusak z gdyńskiej policji, w tego typu sytuacjach nie chodzi tylko o nasłonecznione auta i upał, które mogą stworzyć śmiertelne zagrożenie.
- Nie sugerujmy się tym. Ten przypadek z Rybnika jest oczywiście dramatyczny, natomiast dzieci w samochodzie pozostawione bez opieki, na wiele sposobów mogą sobie zrobić krzywdę i musimy o tym, jako dorośli, pamiętać. Dzieci mogą chcieć naśladować kierowców. Takie dziecko, które ma cztery lata może nawet zwolnić samochód z biegu, może zwolnić hamulec ręczny. Może dojść do sytuacji, że auto zjedzie do jakiegoś zbiornika wodnego, wjedzie na ruchliwą ulicę, skrzyżowanie. Dbajmy o to i nie igrajmy z życiem dzieci, bo niestety takie sytuacje niekiedy są już nieodwracalne - apeluje Michał Rusak.
Eksperci podkreślają też, że rodzicom lub opiekunom często jedynie wydaje się, że samochód jest bezpiecznym miejscem. W przypadku małych, kilkuletnich dzieci na pewno tak nie jest.
- Samochód jest wręcz naszpikowany niebezpiecznymi dla dziecka rzeczami. Zapalniczka, pasy, w które dzieci mogą się zaplątać. Nawet fotelik, w którym dziecko siedzi za długo i chce się już z niego wydostać. Dziecko, które przebywa samo w samochodzie może przeżywać bardzo różne emocje. Na przykład lęk, że rodzic nie wróci. To pojawia się szczególnie u pięciolatków i sześciolatków. Pamiętajmy też o tym, że dziecko nie ma poczucia czasu. Ono nie zdaje sobie sprawy z tego, co to znaczy na przykład, że rodzic wróci za 15 czy 20 minut. Może więc u niego rosnąć wtedy poczucie niepokoju, osamotnienia czy strachu przed porzuceniem. Oczywiście mówimy tu o skrajnych przypadkach. Na pewno zostawianie małych dzieci samych w samochodzie, nieważne czy w cieniu, czy na parkingu, strzeżonym lub nie, jest po prostu bezmyślne i nieodpowiedzialne - mówi Urszula Sajewicz-Radtke, psycholog rozwojowy.
W 2010 roku w Skierniewicach dwoje dzieci w wieku 2 i 4 lat uległo poważnym poparzeniem, gdy pozostawioną w aucie zapalniczką wywołali pożar. W tym czasie ich 25-latka odbierała córkę ze szkoły. Dzieci kilka tygodni spędziły w szpitalu, miały oparzenia dłoni, twarzy i układu oddechowego. Prokurator uznał zdarzenie za nieszczęśliwy wypadek, nie postawił matce zarzutów.
33-letni mężczyzna, który opiekował się dwójką chłopców i zostawił ich samych w samochodzie na parkingu podziemnym w centrum handlowym w Gdyni może teraz odpowiedzieć za narażenie dzieci na utratę życie i zdrowia. Grozić może mu za to do 5 lat więzienia.
- Na razie jest za wcześnie by mówić o tym, czy taki zarzut zostanie postawiony. Czynności w tej sprawie nadal trwają. Pośpiech nie może być dobrym doradcą w takiej sprawie. Musimy zgromadzić zeznania świadków, wyjaśnienia tego mężczyzny, wyjaśnienia matki dzieci. Oczywiście ten czas, tych ponad 50 minut braku opieki nad dziećmi jest ważny, ale sytuacja kryzysowa mogła się zdarzyć w każdym momencie. Czas nie jest jedynym argumentem, którzy może przesądzić o zarzucie dla tego człowieka - mówi Rusak.
Zgłoszenie, o dzieciach uwięzionych w samochodzie na parkingu podziemnym, policjanci dostali w środę wieczorem. Auto było zamknięte, nie miało uchylonych szyb. Kierowca nie reagował na komunikaty podawane przez pracowników centrum handlowego. Policjanci musieli wybić szybę, aby uwolnić chłopców. Ich 33-letni opiekun, który nie jest biologicznym ojcem dzieci, zjawił się kilka minut później. Tłumaczył, że trzy i czterolatka zostawił samych "tylko na chwilę".
(j.)