Zobacz najdroższe auto świata

Na świecie nie brakuje aut, za które zapłacić trzeba więcej, niż w ciągu swojego życia zarabia przeciętny, żyjący na przyzwoitym poziomie "zjadacz chleba".

Bugatti Type 57SC Atlantic
Bugatti Type 57SC AtlanticInformacja prasowa (moto)

W Polsce można chociażby kupić nowego mercedesa SLS AMG, którego ceny startują z pułapu miliona złotych. Na brak klientów nie narzekają też producenci supersamochodów tacy jak Ferrari czy Lamborghini.

Dwa miliony to jedynie "marne grosze"

Do absolutnej cenowej czołówki zaliczają się pojazdy sygnowane nazwiskiem Ettore Bugattiego. Nowy veyron, który dzierży tytuł najszybszego seryjnie produkowanego pojazdu świata, kosztuje około dwóch milionów dolarów. Na tyle właśnie właściciel marki - firma Volkswagen - wyceniła przyjemność posiadania samochodu z silnikiem o mocy 1001 KM, który potrafi rozpędzić się do prędkości 400 km/h. Okazuje się jednak, że owe dwa miliony to jedynie "marne grosze" w porównaniu z tym, ile zapłacić trzeba za używane bugatti.

Znany dom aukcyjny Gooding&Company poinformował, że udało mu się sprzedać legendarne bugatti typ 57 SC atlantic z 1936 roku, które przez wielu fanów motoryzacji uważane jest za najpiękniejsze auto w historii.

To jedno z najrzadszych aut, jakie kiedykolwiek opuściły zakład Bugattiego. Samochód bazował na zaprezentowanym w 1935 roku na salonie w Paryżu prototypie o nazwie aerolithe electron coupe. W latach 1936-1939 powstały zaledwie trzy egzemplarze tego pojazdu.

Typ 57 zaprojektowany został przez syna Bugattiego - Jeana Bugatti. Jean w 1939 roku zginął w wypadku, do jakiego doszło w czasie testów wyścigowego typ 57G (auto zwyciężyło w Le Mans) z innowacyjnym nadwoziem typu tank (podobnym do "szuflad" stosowanych obecnie m.in. w wyścigach Le Mans). Syn Bugattiego rozbił wóz próbując ominąć pijanych rowerzystów, którzy wjechali na zamkniętą drogę testową. Kierowca przy prędkości około 200 km/h stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w drzewo. Zginął w wieku 30 lat.

Udało się uzyskać moc aż 210 KM

Typ 57 SC atlantic zasłynął głównie dzięki niekonwencjonalnym i bardzo odważnym kształtom karoserii, którą zaprojektowali wspólnie Jean Bugatti i Joseph Walter. Do budowy nadwozia użyto magnezu i aluminium, których łączenie nie było łatwe. Z tego względu nadwozie nitowane było od zewnątrz (stąd słynne płetwy na dachu i przednich błotnikach). Samochód był również niezwykłym osiągnięciem technicznym. Z rzędowego, ośmiocylindrowego silnika o pojemności 3,257 cm sześciennych, dzięki mechanicznemu doładowaniu, udało się uzyskać moc aż 210 KM. Auto rozpędzało się do astronomicznej wówczas prędkości 200 km/h i przyspieszało do pierwszej setki w 10,2 sekundy! Typ 57 SC atlantic, 74 lata temu dysponował więc osiągami, które śmiało porównywać można z dzisiejszymi popularnymi autami segmentu C!

Informacja prasowa (moto)

Samochód, którego nowy nabywca pragnął pozostać anonimowy, w 2003 roku zdobył pierwszą nagrodę w słynnym konkursie piękności w Pabble Beach.

Ile obecny właściciel musiał zapłacić za tą ikonę motoryzacji? Cena nie została wprawdzie ujawniona, ale ze źródeł zbliżonych do domu aukcyjnego Gooding&Company wynika, że było to... między 30 a 40 mln dolarów!

To absolutny rekord w świecie samochodów. Dotychczas za najdroższy sprzedany na aukcji pojazd uznawano ferrari 250 testa rossa rocznik 1957, który w zeszłym roku osiągnął cenę 12,2 mln dolarów.

Warto dodać, że auto, które zmieniło właśnie właściciela, to jeden z dwóch egzemplarzy legendarnego bugatti typ 57 atlantic, który przetrwał do dzisiaj. Drugi samochód posiada w swojej kolekcji amerykański projektant mody Ralph Lauren, twórca m.in. odzieżowej marki Polo.

Historia trzeciego egzemplarza nie była zbyt szczęśliwa. Auto nabył niegdyś pewien bogaty Francuz, który pewnego razu zaprosił swojego znajomego na przejażdżkę. Wycieczka skończyła się jednak tragicznie. Bugatti wjechało na przejazd kolejowy wprost pod pędzący pociąg. Kierowca i pasażer samochodu zginęli na miejscu. Doszczętnie rozbity pojazd trafił na złom.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas