Zginęła młoda matka z 1,5-rocznym synkiem. Kto zawinił?

Łódzki sąd okręgowy uchylił w czwartek wyrok sześciu lat więzienia dla 51-letniego maszynisty Krzysztofa P. oskarżonego o spowodowanie wypadku na przejeździe kolejowym, w którym zginęła jadąca autem 28-letnia kobieta i jej półtoraroczny syn.

Sprawa ponownie trafi do Sądu Rejonowego w Łowiczu. Zdaniem sądu okręgowego, sąd pierwszej instancji bardzo jednostronnie ocenił materiał dowodowy i nie dokonał prawidłowej oceny zachowania kierowcy samochodu wjeżdżającego na przejazd kolejowy.

Tragedia rozegrała się w sierpniu 2009 roku na strzeżonym przejeździe w pobliżu dworca kolejowego w Łowiczu. W chwili wypadku zapory były podniesione i przejazd był otwarty dla samochodów. Przez tory przejeżdżał fiat brava, którym jechało małżeństwo z półtorarocznym synkiem - mieszkańcy powiatu łowickiego.

Jak ustalono, w tym czasie pracownicy pobliskiej nastawni zobaczyli nadjeżdżającą lokomotywę. Nie udało się jednak zamknąć rogatek i lokomotywa uderzyła w samochód z prędkością 60 km na godz. W wypadku zginęła 28-letnia kobieta i jej półtoraroczny synek. Mąż kobiety w ciężkim stanie trafił do szpitala.

Policja zatrzymała maszynistę. Badanie alkomatem wykazało, że był nietrzeźwy i miał 0,3 promila alkoholu w organizmie. Jak ustalono w czasie, gdy samochód był na przejeździe na sygnalizatorze paliło się czerwone światło, zapory były podniesione i lokomotywa nie miała prawa wjechać na przejazd. Maszynista utrzymuje, że alkohol pił dzień przed wypadkiem, a na semaforze było żółte światło.

Prokuratura oskarżyła go o spowodowanie wypadku w ruchu drogowym ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to kara do ośmiu lat więzienia. Przed sądem mężczyzna przyznał się do naruszenia zasad bezpieczeństwa i wyraził skruchę.

Łowicki sąd rejonowy skazał Krzysztofa P. na sześć lat pozbawienia wolności. Na 10 lat zakazał mu także prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Od tego wyroku odwołał się obrońca, który podnosił, że sąd pierwszej instancji nie uwzględnił i nie ocenił wszystkich okoliczności sprawy. Wnosił o łagodniejszą karę. Przeciwna była prokuratura i pełnomocnicy oskarżycieli posiłkowych, którzy podkreślali, że trudno sobie wyobrazić czyn o wyższej szkodliwości społecznej.

Sąd okręgowy uwzględniając argumenty obrony uchylił jednak wyrok. Uznał, że sąd pierwszej instancji m.in. nie wziął pod uwagę opinii biegłego ds. pojazdów szynowych, który wskazał w niej na częściowe przyczynienie się do wypadku również kierowcy samochodu. "Sąd odwoławczy doszedł do wniosku, iż sąd pierwszej instancji bardzo jednostronnie, niewnikliwie ocenił całość materiału dowodowego" - mówiła sędzia Maria Antecka.

Sędzia podkreśliła, że oskarżony naruszył w rażący sposób przepisy ruchu drogowego, ale drugim uczestnikiem zdarzenia był kierowca samochodu, który wjeżdżał na niebezpieczny przejazd kolejowy. Zdaniem sądu dla pełnej oceny przyczyn wypadku konieczne jest ocenienie czy pokrzywdzony wypełnił wszystkie obowiązki jakie nakazuje prawo o ruchu drogowym. Sędzia przypomniała, że kierujący pojazdem w każdej sytuacji zbliżając się do przejazdu kolejowego musi zachować szczególną ostrożność, a przed wjechaniem na tory jest zobowiązany upewnić się, czy nie zbliża się pociąg.

"Te okoliczności w sprawie nie zostały wyjaśnione w sposób właściwy i dogłębny" - mówiła sędzia podkreślając, że łowicki sąd odrzucił m.in. opinię biegłego ds. pojazdów szynowych, ale argumentacja tej decyzji - zdaniem sądu odwoławczego - jest nie do przyjęcia.

Zdaniem sądu, dopiero przy prawidłowej ocenie drugiego uczestnika ruchu będzie można ocenić stopień winy oskarżonego. "Musi być pełna ocena, bo przepisy ruchu drogowego nakładają wiele ważnych obowiązków na kierującego pojazdem, który wjeżdża na przejazd, celem zapewnienia bezpieczeństwa. To, że były rogatki, szlaban, nie zwalnia od zachowania szczególnej ostrożności, upewnienia się przed wjazdem na tory. Nie wolno wjeżdżać na tory nie widząc, co się na nich dzieje" - mówiła sędzia.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas