Żelazny upór w dążeniu do celu. Wyciągnąć dodatkowy grosz z kieszeni obywateli

Podobno prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. To samo można powiedzieć o rządach.

Nasz wiele spraw rozpoczyna z wielkim przytupem, z każdym nowym pomysłem jego przedstawiciele natychmiast biegną do dziennikarzy. Potem szum medialny stopniowo cichnie, realizacja projektu odwleka się, wreszcie zostaje odłożona na "święty nigdy".

Często pod społecznym naciskiem lub wskutek reprymendy ministra finansów, który trzyma klucz do kasy, niezbędnej do urzeczywistnienia światłych, lecz kosztownych wizji.

Trzeba jednak przyznać, że niekiedy gabinet Donalda Tuska wykazuje żelazny upór w dążeniu do celu. Mianowicie wtedy, gdy chodzi o wyciągnięcie dodatkowego grosza z kieszeni obywateli.

Reklama

Rada Ministrów postanowiła ponownie wystąpić do Komisji Europejskiej o tzw. derogację, czyli zgodę na odstępstwo od unijnych zasad odliczania VAT od samochodów kupowanych przez firmy. Pierwszy został przez Brukselę odrzucony, ku satysfakcji krajowych organizacji biznesowych z obszaru motobranży. Mimo to rząd nie dał za wygraną i przygotował kolejny wniosek w tej sprawie.

Przypomnijmy, że obecnie - inaczej niż w wielu innych krajach UE, w których nie obowiązują podobne ograniczenia - przedsiębiorca, kupujący "na firmę" samochód osobowy, może odliczyć sobie 60 proc. VAT-u, naliczanego przy sprzedawcę, nie więcej jednak niż 6 000 zł. Rząd chce zmniejszyć ów procentowy limit odliczeń do 50 proc.

Zgodnie z poprzednim projektem, miało się z tym wiązać podwyższenie limitu kwotowego - do 8 000 zł. Na takiej zmianie ktoś, kto kupuje samochód za 40 000 zł (netto), straciłby 920 zł. Zyskaliby nabywcy pojazdów droższych - przy cenie netto 60 000 zł w kieszeni przedsiębiorcy zostałoby 900 zł więcej niż obecnie; w przypadku aut kosztujących netto więcej niż 70 000 zł, dałoby się zaoszczędzić na podatku VAT nawet 2000 zł. Zgodnie z biblijną zasadą, że "tym, którzy mają, będzie dodane"...

Co ciekawe, w przekazanym przez Polską Agencję Prasową komunikacie Centrum Informacyjnego Rządu o zwiększeniu wspomnianego limitu kwotowego nie ma już jednak mowy. Gdyby został utrzymany obecny próg - maksimum 6 000 zł - stratni byliby wszyscy kupujący osobówki "na firmę".

Dla wszystkich złą wiadomością jest również zawarty w rządowym wniosku plan ograniczenia - z obecnych 100 proc. do 50 proc.- prawa do odliczania VAT-u z faktur za utrzymanie firmowego samochodu osobowego, na przykład jego serwisowanie. Nie zrównoważy jej wprowadzenie możliwości odliczania 50 proc. VAT-u płaconego przy zakupie paliwa (teraz VAT-u od takich rachunków odliczać nie wolno w ogóle).

Według CIR, powyższe zmiany mają dotyczyć wyłącznie pojazdów wykorzystywanych zarówno w celach związanych z działalnością gospodarczą, jak i prywatnie. Niestety, rząd jest tu mimo wszystko niekonsekwentny, bowiem zapomina o precyzyjnym opodatkowaniu innych kupowanych przez przedsiębiorców dóbr. Na przykład długopisów, wykorzystywanych przecież, co trudno wykluczyć, do bazgrania podczas prywatnych rozmów telefonicznych czy czajników, w których można gotować wodę także na herbatę pitą po godzinach pracy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy