Zarzuty dla pijanego, który doprowadził do wypadku, w którym zginęło dwoje jego pasażerów

Olsztyńska prokuratura przedstawiła 19-letniemu kierowcy zarzuty jazdy po alkoholu i spowodowania wypadku, w którym zginęło dwoje nastolatków. Śledczy chcieli aresztować podejrzanego, ale okazało się, że ze względu na stan zdrowia musi on pozostać w szpitalu.

Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w poniedziałek nad ranem na drodze powiatowej z Barczewka do Biedowa na Warmii. Rozpędzone osobowe auto zjechało na pobocze i uderzyło tylną częścią dachu w betonowy słup energetyczny. Kierowca i siedzący obok niego 31-letni pasażer zostali ranni. Pozostała dwójka pasażerów: 18-letnia dziewczyna i 16-letni chłopak zginęli na miejscu.

Szef Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Północ Arkadiusz Szulc poinformował w środę PAP, że kierowca został przesłuchany w szpitalu.

"Przedstawiono mu zarzuty prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości oraz spowodowania wypadku drogowego, w którym zginęły dwie osoby. Badanie wykazało, że miał 0,8 promila alkoholu we krwi" - powiedział prokurator.

Reklama

Prokuratura wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego. W środę w szpitalu, w którym leży, odbyło się posiedzenie sądu w tej sprawie. Jednak lekarz prowadzący pacjenta stwierdził, że 19-latek ze względu na stan zdrowia musi pozostać w szpitalu. Dlatego śledczy wycofali wniosek o areszt.

W ocenie lekarza, kierowca nadal jest w stanie zagrażającym zdrowiu i życiu, więc niemożliwe byłoby przetransportowanie go do szpitala w jednostce penitencjarnej. Mężczyzna doznał w trakcie wypadku złamań kości oraz obrażeń w obrębie czaszki. Niewykluczone, że zostanie poddany kolejnej operacji.

Prokuratura czeka jeszcze na wyniki badań krwi kierowcy na obecność środków odurzających. Z dotychczasowych ustaleń wynika natomiast, że 19-latek nie miał uprawnień do kierowania samochodem. Nie był wcześniej karany.

Do wypadku doszło, gdy kierowca skody przekroczył dopuszczalną prędkość, na łuku drogi stracił panowanie nad pojazdem i zjechał na pobocze. Auto zleciało ze skarpy, uderzyło w słup energetyczny i przewróciło się na bok. Siła uderzenia była tak duża, że 31-letni pasażer siedzący z przodu wypadł przez czołową szybę. Nie odniósł groźnych obrażeń i został już wypisany ze szpitala. Według policji miał ponad 2 promile alkoholu w wydychanym powietrzu.

Jako pierwszy, w kilka minut po wypadku, na miejsce zdarzenia przyjechał oznakowany policyjny radiowóz. Funkcjonariusze wydobyli z auta nieprzytomnego kierowcę skody i udzielili mu pomocy przed przyjazdem karetki.

Jak informował PAP podkom. Rafał Prokopczyk z olsztyńskiej policji, na krótko przed wypadkiem skoda minęła się na drodze z radiowozem, który jechał w przeciwnym kierunku. Policjanci zauważyli, że pojazd porusza się z nadmierną prędkością. Na ich widok kierowca osobówki jeszcze bardziej przyspieszył. Funkcjonariusze zawrócili za nim i po przejechaniu dwóch kilometrów natknęli się na rozbite auto, nad którym jeszcze unosił się kurz. "Należy zaznaczyć, że nie był prowadzony żaden pościg" - mówił Prokopczyk.

Nastolatkowie, którzy zginęli, byli zakleszczeni w rozbitym pojeździe. By ich wydobyć, strażacy musieli użyć sprzętu hydraulicznego. Wszyscy podróżujący tym samochodem to mieszkańcy gminy Barczewo. 

***

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy