Żak na kółkach
Baw się i ucz - taka dewiza zdaje się przyświecać studentom angażującym się w różne przedsięwzięcia związane z motoryzacją i techniką. Często hobby zamienia się w zupełnie poważną pracę.
W dawnych pojazdach jest coś takiego, że przyciągają do siebie wiele osób o zupełnie różnym wykształceniu, statusie materialnym i zawodach. Miłośnicy zabytkowej motoryzacji tworzą swoje specyficzne środowisko.
Weteran dopieszczany
Klub Miłośników Dawnej Motoryzacji "Kardan" działa w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego od 1982 r. Wtedy uczelnia nie nosiła swojej historycznej nazwy, tylko miano Akademii Rolniczej. Twórcami klubu była grupa studentów ze zdelegalizowanego w stanie wojennym NZS. - Może to była forma zachowania jakiejś niezależności, efekt zmęczenia sytuacją - zastanawia się dziś Bartłomiej Jackiewicz, nestor klubu. - W każdym razie pomysł chwycił. Dziś klub liczy kilkunastu członków: studentów i absolwentów SGGW.
Motoryzacyjne zainteresowania koncentrują się głównie na motocyklach - z bardzo prostego powodu. Klub zawsze mieścił się gdzieś w aktualnie niewykorzystywanych pomieszczeniach uczelni czy akademików i samochodów nie było gdzie garażować. Nawet nazwa klubu pochodzi od wału napędowego stosowanego w motocyklach, a opracowanego przez inżyniera Kardana. Dziś klub posiada kilka samochodów. Pracownia, gdzie można pogrzebać przy maszynach, mieści się w Wilanowie na terenach gospodarstwa SGGW. W "stajni" klubu są m.in.: polski Sokół 1000 z 1937 r. z wózkiem bocznym, angielski BSA A65 z 1968 r., kilka polskich Junaków, WFM-ek (właścicielką jednej jest dziewczyna), niemiecka DKW, czeskie Jawy, radzieckie M72 i IŻ Spotkania klubowe są zawsze w czwartki, ale to niejedyna forma klubowej aktywności. "Kardan" organizuje otwarcia i zakończenia sezonu motocyklowego dla weteranów (zwykle połączone z wystawą zabytkowych pojazdów w Muzeum Przemysłu na Woli). Zloty i rajdy zawsze goszczą "kardanowców". Najważniejsza jednak jest praca, rekonstruowanie i dopieszczanie motocykli - każdy ma klucz od pracowni i może zajmować się swoim pojazdem do woli.
SIMR na poligonie
To hobbystyczne podejście do motoryzacji. Ale wielu żaków potrafi z pasją podejść także do swojej nauki i już na studiach zdobyć doświadczenie, które może się przydać w przyszłej pracy. Dwa lata temu dwóch studentów z Politechniki Warszawskiej Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych skonstruowało samochód terenowy, z którym polecieli na konkurs do Stanów Zjednoczonych. Pojazd nazwali Mapoter - od nazwy "mały pojazd terenowy", bo to właśnie zmagania małych, jednoosobowych terenówek zbudowanych przez studentów uczelni technicznych były główną konkurencją zawodów. Pozostałe to m.in.: ocena konstrukcji i zaproponowanych rozwiązań czy prezentacja sprzedaży. Tylko niektóre elementy samochodu były fabryczne (silnik, skrzynia biegów), pozostałe opracowali i zbudowali sami studenci.
Zawody nazywane Mini Baja trwały trzy dni i odbywały się w stanie Utah na wojskowym poligonie. Konkurencja była ostra, bo zgłoszono aż 110 maszyn. Polacy zostali sklasyfikowani na 48. miejscu. Można kręcić nosem, że to niezbyt dobra lokata, ale trzeba wziąć pod uwagę, że 40 samochodów w ogóle nie ukończyło rajdu terenowego i że była to jedyna - jak dotychczas - polska reprezentacja w tym konkursie.