Za wszystko i tak zapłaci kierowca...

Są sytuacje, w których Polakowi, obywatelowi państwa prawa, mówiąc kolokwialnie mogą po prostu opaść ręce.

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Z taką właśnie sytuacją miał do czynienia jeden z naszych czytelników. Warto przeczytać ten list, bowiem z podobnym zdarzeniem może mieć do czynienia każdy z nas:

"Piszę do was jako kierowca i użytkownik naszych dróg. Do napisania skłoniły mnie wydarzenia, które wydają mi się przejawem pewnej patologii na polskich trasach, a mianowicie bezradności.

W dzień św. Walentego zaraz po 18:00, jadąc w stronę Krakowa od strony Nowego Brzeska we wsi Zielniki, dojrzałem zbliżającego się z naprzeciwka tira.

Na wysokości jego kół, kołysała się jakaś klapa i uderzała w samochody jadące w przeciwnym kierunku. Przy nie najlepszej widoczności dostrzegłem ją dopiero, gdy uderzyła w bok mojego auta. Nie wiedząc dokładnie, co się wydarzyło, zatrzymałem się wraz z drugim uszkodzonym samochodem na pierwszym zjeździe, by ocenić straty. Oba auta miały uszkodzone nadkola, w moim przypadku wyglądało to tak, jak na zdjęciu.

W niecałą minutę od zdarzenia powiadomiłem policję, którą (co logiczne) interesowały tylko numery rejestracyjne i kolor tira. Bądźmy szczerzy, nawet jakbym patrzył uważnie na każde mijające mnie auto, to w ciemności nie dostrzegłbym koloru, a co dopiero odczytał tablicy rejestracyjnej mijanego tira.

Bezradność policji

Naiwnie sądziłem, że policja zarządzi jakąś blokadę na trasie, albo chociaż wystawi radiowóz, który będzie sprawdzał przejeżdżające tiry. Okazało się jednak, że sprawa jest stracona, gdyż nie wyręczyłem policji w dogonieniu i identyfikacji sprawcy. Niestety, ale patrząc na stan mojego auta nie wiedziałem, czy w ogóle dalej pojedzie.

Co więcej, na radiowóz czekaliśmy półtorej godziny - z tego tytułu, że w powiecie krakowskim - największym w Polsce - jest 1 (słownie jeden) radiowóz, który obsługuje wszystkie zdarzenia drogowe. Zatem dojeżdżał do nas spod Olkusza za Nową Hutę stojąc w krakowskich korkach. Sprawcy nie odnaleziono, najwyraźniej zorientował się, że czymś uderza w auta i umocował klapę.

INTERIA.PL

Bezradność sądów

Od przybyłych w końcu policjantów dowiedziałem się, iż sprawę można skierować do sądu, po czym zostanie ona umorzona. Powód: nieznany sprawca.

To mi przypomniało pewien epizod, gdy 3 miesiące temu jadąc na ul. Dziatwy w Warszawie najechałem na znajdujący się w kałuży spory kamień. Kamień został wyrwany z drogi i uszkodził mi podwozie - naprawy kosztowały prawie 7 tys zł.

Abstrahując już od stanu dróg stolicy jednego z większych krajów UE, wtedy też spotkałem się z bezradnością. Przybyła na miejsce policja oraz pracownicy Zarządu Dróg Miejskich w Warszawie powiedzieli mi, że muszę się szykować na długi (nawet i wieloletni) proces z dzielnicą Bielany i wcale nie jest pewne, że wygram. Mimo ewidentnej winy odpowiedzialnych za bezpieczny stan dróg!

Przyznaję, widmo opłat sądowych i dojeżdżania do Warszawy po kilku latach na proces sprawiły, że odpuściłem. Pokryłem naprawę ze swojego AC, tracąc przy tym latami wypracowywane zniżki.

Bezradność zwykłego kierowcy

W obu przypadkach wezwałem policję, która opisała sprawę wg procedury, w obu znajdowali się świadkowie, którzy widzieli sytuację. W obu przypadkach byłem poszkodowanym, w obu winni nie ponieśli najmniejszych konsekwencji. Ja już nie pytam: czy tak powinno być, tylko jak długo jeszcze tak będzie?

Statystyki kłamią?

Do wczoraj łudziłem się, że policja jest od łapania przestępców, a sądy od ich karania. Jak to ujął pewien klasyk: "Od tego oni są, od tego są oni". Tak samo auto przecież jest od tego, żeby nim jeździć, a nie chować w bunkrze przed ewentualnym wypadkiem. Zgodnie z poradą pewnej reklamy towarzystwa ubezpieczeniowego, nie liczyłem na cud i ubezpieczałem się corocznie dostając w końcu zniżkę na AC 60%.

Jednak okazało się, że nie dość, że i tak zapłacę za szkodę przez utratę zniżki, to dodatkowo podnoszę statystyki wypadkowości młodych kierowców (mam 24 lata) co bezczelnie wykorzystują wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe podnosząc drastycznie składki. A jedyną moją winą było wyjechanie na nasze drogi autem...".

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas