Następnym razem już bez policji...

Zawsze kiedy słyszałem, że komuś ukradziono się do samochodu kląłem na czym świat stoi. Obiecywałem sobie wtedy, że jak zobaczę kradzież radia, samochodu, czegokolwiek - nie pozostanę bierny i dam z siebie wszystko, żeby złapać złodzieja jeśli będzie to możliwe.

Moje założenia spotęgowała sytuacja z początku tego roku, kiedy sam „pozbyłem się” radia wraz z szybą pasażera. Nie chodziło o radio, bo było to jedno z najtańszych wtedy na rynku, ale o nerwy jakie mnie wtedy dopadły, problemy z tym związane, o list, który potem dostałem z policji lub prokuratury, że śledztwo zostaje zamknięte, bo po przesłuchaniu okolicznych mieszkańców, ble ble ble, nie ma podejrzanych.

Gówno prawda, nikogo nie przesłuchiwano, bo mój „problem” powstał w miejscu gdzie nic nie ma oprócz hali sportowej, na której jest tylko portier, a do którego nikt nie przyszedł. Po prostu standardowy tekst mi przysłali i tyle. Potrafili spisać tylko protokół; nic więcej!!!

Od tego czasu byłem jeszcze bardziej czujny. Jak wracałem do domu często około północy, przechodząc przez swoje ciemne osiedle, które znam jak własną kieszeń, widząc kogoś podejrzanego, dzwoniłem na policję, aby to sprawdzili... Może w 99% to nie byli złodzieje, ale wychodziłem z założenia, że lepiej to sprawdzić. Nie chciałem pluć sobie w twarz, że przez moje lenistwo ktoś może cierpieć.

Wreszcie dostałem swoją szansę... Jako, że jestem studentem zaocznym WSZMiJO w Katowicach, pewien

piękny ranek spędziłem na seminarium. Wychodząc z niego około 9:10 skierowałem się w stronę swojego samochodu. Nagle za budynkiem zauważyłem mężczyznę szybko odchodzącego od 5 drzwiowej „cliówki”. Do tego koleś dziwnie wszystko obserwował.

Przyspieszyłem kroku. Od mojej strony w „renówce” niby wszystko OK. Szyby są. Mijam swoje autko - mimo wszystko lepiej sprawdzić. Dzieli mnie odległość około 10 m od, jak się potem okaże, „poszkodowanego” autka. Zauważam, że bolce w drzwiach są podniesione w górę, czyli auto jest otwarte. Podbiegam. W aucie wybity, szczęśliwie tylko trójkąt z drugiej strony samochodu.

Zaczynam biec za gościem. Przez furtkę za samochodami, po schodach na boisko sąsiedniej szkoły, po którym przed chwilą przeszedł złodziej. Biegnę jak szybko mogę. Staram się zapamiętać w co ubrany jest koleś, który znika za budynkiem kolejnej szkoły.

Wiem, ze dzieli nas już duża odległość, ale nie rezygnuję. Szukam telefonu. Jest w kurtce. Szukam „dzyndzelka”. Ciągle biegnę, ale to niełatwe z telefonem - w który staram się wbić 997 - i torbą z jakimiś książkami i dwoma zeszytami.

Jest sygnał, ale nikt nie odbiera. Dobiegam do jakiegoś przesmyku. Z jednej blok, z drugiej garaże czy coś; już nie pamiętam. Przebiegam i widzę dwie drogi - kolesia nie ma. Nie poddaję się. Szybko wybieram dróżkę w prawo. Jestem już cały mokry. Dobiegam do ruchliwej ulicy.

W tym samym momencie tłumaczę policjantowi który odezwał się łaskawie w słuchawce, co się stało i że jestem na Mikołowskiej 129. Biegnę w dół ulicy, patrząc jednocześnie po budynkach i krzakach, czy nie ma tam przestępcy.

Ku mojej uciesze widzę przed sobą policyjnego „poldka”. Cały w euforii myślę, że odniesiemy zwycięstwo, w końcu tak lubię we wszystkim wygrywać!!! Wchodzę na jezdnię i zatrzymuję radiowóz. O fakcie tym informuję policjanta po drugiej stronie słuchawki, podaję numer radiowozu i się rozłączam.

W radiowozie jest jeden policjant. Mówię o co chodzi. Zostaję zaskoczony tekstem, że mam wsiadać do auta?!? Ja na to, że ten złodziej gdzieś tutaj jest i że tutaj trzeba szukać!!! Policjant, że mam wsiadać. Powstaje pierwsze pytanie - czy ten poldek to terenówka i zaraz zjedziemy po zboczu, a może po schodach na chodnik, na którym ledwie melex się zmieści???

Ruszamy. Zamiast starać się jakoś skręcić z prawo, lub zawrócić; ciągle jedziemy prosto... Szlag mnie trafia!!! Dojeżdżamy do poprzecznej drogi w prawo. Myślę sobie, wreszcie skręcimy i przyspieszymy (ruszyliśmy z

prędkością... staruszki na wózku inwalidzkim). Nie skręcamy w prawo w Gallusa?!? Policjant tłumaczy że to jednokierunkowa!!! I teraz się zupełnie potraciłem.

Może ja wsiadłem do taksówki? Oglądam samochód; są krótkofalówki, jakieś CB Radia. Samochód policyjny, ale już wiem, że trafiłem źle. Skręcamy w następną w prawo jakieś 700 m od tego gdzie trafiłem na "moje zbawienie". Żeby złapać złodzieja trzeba było jechać w przeciwną stronę, albo przynajmniej skręcić w prawo i tam szukać...

Myślę sobie, że to koszmar. Trafiłem na jednego z tych policjantów, który trzęsie własnym kuprem przed menelami i chuliganami, a jego jedyne akcje to coś w rodzaju poszukiwań nielegalnego oprogramowania w mieszkaniach ludzi, których nie stać na oryginalnego softa...

Jedziemy dookoła aby jakoś dojechać na miejsce poszukiwań. Przed nami znowu jednokierunkowa, a my jesteśmy z drugiej; strony...

Policmajster sięga w stronę radia; pytam się w myślach, czy skontaktuje się z bazą z prośbą o wjechanie pod prąd? Mylę się. Zostają włączone koguty, bez sygnału dźwiękowego. Jesteśmy coraz bliżej. Patrząc na wszystkie strony zadaję sobie kolejne pytanie, dlaczego w moim kochanym mieście Chorzowie, policja na głównym pasażu (ulicy Wolności) jeździ jak chce, z prędkością na jaką ma ochotę, a ja trafiłem na niedzielniaka?!?!

Przejeżdżamy kilka uliczek. Już nie ma nikogo. Ja zwiałbym z zawiązanymi oczami, po takim czasie dojazdu... Jedziemy na miejsce przestępstwa. Po wjeździe na teren szkoły policjant zaczyna coś bredzić, że to przez szkołę (!!!), że tutaj są sami ludzie z kasą, że nie współpracują, nie kontaktują się z policją i że nie ma radiowęzła... Pada kolejne pytanie w myślach: czy radiowęzeł odstrasza złodziei? Słyszę: teraz wystarczyłoby powiedzieć do mikrofonu, że poszukuje się właściciela tej „renówki” i wszystko byłoby proste... A!!!!!! No super, już wiem po co radiowęzeł - rzeczywiście trudno będzie znaleźć właściciela auta, w którym wybito szybę!!! Wtedy wiedziałem, że koleś przedstawia dno. Normalnie to godzinami mogą kasować ludzi za złe parkowanie pod szkołą, samemu stojąc w niedozwolonych miejscach, ale jak trzeba włożyć w akcję trochę życia, to niech to zrobi ktoś inny.

Reszta była już bez zaskakujących tekstów i pociągnięć. Spisano mnie. Poinformowano mnie o możliwości wezwania na komisariat w niedalekiej przyszłości. Umorzą bo nie było świadków? Nie wiem. Żal mi koleżanki, do której auto należało.

Ja się nie sprawdziłem. Może gdybym zostawił tą pieprzoną torbę, może gdybym miał inne buty, może gdybym wyszedł 10 sekund wcześniej, a może gdybym trafił na kogoś innego w tym bolidzie, który rozwijał magiczne prędkości...

Wracając już do domu cały chodziłem ze złości. Dostałem swoją szansę i nawaliłem. Tym razem nie wygrałem, choć tak bardzo chciałem. To jednak jeszcze bardziej zdopinguje mnie na przyszłość. Już bez policji. Po prostu dla siebie.

Po jakimś czasie krótka wzmianka pokazała się w GW. Kilka dni później zostałem zaproszony na policję, gdzie przetrzymywano mnie pół dnia, wmawiając że to co mówię to brednie i strasząc mnie i panią redaktor katowickiej GW procesem. Komentarz proszę sobie dopisać...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas