Wzrost moto wydatków o 10%
Denerwuje mnie określanie wzrostu akcyzy kwotą 25 groszy. Faktycznie, wydaje się, że te 25 groszy to kwota do przełknięcia. Bo tak naprawdę co to jest 25 groszy?
Ale jeśli przyjąć, że faktycznie paliwo docelowo na stacjach wzrośnie tylko o 25 groszy, to przy dzisiejszej jego cenie (rano widziałem benzynę po 3,50 zł) daje to aż 7,1% podwyżki. GUS często podaje jako katastrofę, ze ceny żywności w jakimś kwartale wzrosły o 1,5% (sic!), a tymczasem serwuje się nam siedmioprocentowy skok cen, który dotknie wszystkie gałęzie gospodarki.
Truizmem jest mówienie, że wszystko opiera się na transporcie, ale tak niestety jest.
Policzyłem, że jeżeli przeciętny krajan przejeżdża 12 tys. kilometrów, a jego auto spala średnio 7 litrów na każde sto kilometrów, to na dzień dzisiejszy potrzebuje na ten cel 840 litrów paliwa. 840 (l) x 3,50 (zł) = 2940 (zł/rok). Po podwyżce 840 l x 3,75 zł = 3150 (zł/rok). Daje to różnicę 210 zł. Tyle zostanie nam wyciągnięte z portfela.
Ale to nie koniec zamachu na kierowców. Przeciętne ubezpieczenie OC to koszt 1000 zł. Po podwyżce na fundusz wypadkowy wydamy więcej o 200 zł. Czyli już musimy przewidzieć co najmniej 410 zł więcej.
A przecież jeszcze słyszymy o wprowadzeniu podatku rocznego (który już jest ponoć w paliwie).
Ile złotych jeszcze wyciągnie nam z kieszeni tani rząd? Jeśli będzie to tylko 200 zł, to nasze koszty samochodu wzrosną o ok. 600 zł.
Reasumując: dzisiaj wydaję na mój samochód ok. 4000 zł (pomijam naprawy i przeglądy), w przyszłym roku dodam do tego minimum 400 zł (a może 600 zł?). Czyli podwyżka faktyczna to 10% (a może nawet 15%).
I chyba tak należy rozpatrywać tę sprawę, nie w wymiarze 25 groszy za litr, ale wzrostu wydatków o 10%.
I to mnie wkurza, ze nikt tego nie zauważa! (BS)