Wypadek na Trasie Łazienkowskiej. Oskarżeni wyszli na wolność
Nowe decyzje w sprawie Łukasza Żaka i głośnego wypadku na trasie Łazienkowskiej. Warszawski sąd zgodził się, by czterej współoskarżeni opuścili areszt - pod warunkiem wpłaty kaucji w wysokości 75 tys. zł. Zamiast aresztu zastosowano wobec nich dozór policyjny, zakaz opuszczania stolicy oraz zbliżania się do świadka. Żak nie może jednak liczyć na takie złagodzenie. Jego areszt tymczasowy został przedłużony.

W skrócie
- Czterej współoskarżeni mogą opuścić areszt po wpłaceniu kaucji i pod nadzorem policji, natomiast Łukasz Żak pozostaje w areszcie tymczasowym.
- Świadkowie zeznali o dziwnym zachowaniu oskarżonych na miejscu wypadku oraz braku udzielania pomocy ofiarom.
- Łukasz Żak przyznał się do prowadzenia pojazdu i przekroczenia prędkości, grozi mu do 30 lat więzienia.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
W czwartek przed Sądem Rejonowym Warszawa-Śródmieście odbyła się kolejna rozprawa w sprawie Łukasza Żaka, któremu prokuratura zarzuca spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego na Trasie Łazienkowskiej we wrześniu 2024 roku. W zdarzeniu uczestniczyli kierujący białym Volkswagenem Arteonem Łukasz Żak, jego pasażerowie oraz czteroosobowa rodzina jadąca Fordem Focusem. W wyniku wypadku zginął 37-letni mężczyzna, a jego żona i dwoje dzieci zostali ranni i przewiezieni do szpitala.
Oskarżeni z tymczasowym dozorem i zakazem opuszczania stolicy
Zgodnie z informacjami Polskiej Agencji Prasowej, w trakcie czwartkowej rozprawy obrońcy Mikołaja N., Damiana J., Macieja O. i Kacpra K. wnieśli o uchylenie tymczasowego aresztu wobec swoich klientów. Argumentowali, że sąd przesłuchał już prawie wszystkich kluczowych świadków zdarzenia, a tymczasowe zatrzymanie trwa od ponad roku.
Decyzją sędziego Macieja Mitery czterej oskarżeni w sprawie Łukasza Żaka mogą opuścić areszt, jeśli w ciągu siedmiu dni wpłacą po 75 tys. zł kaucji. Zamiast izolacji zastosowano wobec nich dozór policji, zakaz opuszczania stolicy oraz zbliżania się do jednego ze świadków. Sam Łukasz Żak pozostanie jednak w areszcie. Sąd uznał, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż to on był sprawcą tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej.
Przerażające zeznania świadków. "Jak leży, to niech leży"
W trakcie czwartkowej rozprawy zeznania złożyło dwóch świadków udzielających pomocy poszkodowanym na miejscu zdarzenia oraz policjant. 23-letnia kobieta opisała przed sądem, że wracała ze znajomymi ze Starego Miasta. Gdy zatrzymali się na czerwonym świetle, minął ich biały samochód poruszający się z dużą prędkością. Kilka chwil później, kiedy ruszyli dalej, spod kół ich auta zaczęły dobiegać odgłosy pękającego plastiku. Wtedy zauważyli, że doszło do wypadku.
Świadek relacjonowała, że zachowanie osób z miejsca wypadku było co najmniej dziwne. Jeden z mężczyzn, stojący przy barierkach, poprosił o telefon, który znajdował się w białym Arteonie - choć chwilę wcześniej zaprzeczał, że w nim jechał. Kobieta zeznała, że jej znajomi podbiegli do dziewczyny leżącej zakrwawionej na jezdni. Dodała też, że oskarżeni, którzy w chwili zdarzenia byli w pobliżu rannej, mieli powstrzymywać innych od udzielania jej pomocy, mówiąc, by "nie podchodzić i nie dotykać".
23-letnia kobieta zeznała, że nie widziała, by mężczyźni obecni na miejscu wypadku pomagali rannej kobiecie. Jak mówiła, odniosła wrażenie, że znali się nawzajem i nawet zamienili się ubraniami. W jej wcześniejszych zeznaniach pojawiło się również zdanie: "Jak leży, to niech leży." W trakcie składania relacji Łukasz Żak wstał i oświadczył, że nie zamierza słuchać "oszczerczych kłamstw", po czym wyszedł z sali rozpraw.
Po niej zeznawał mężczyzna, który razem z synem i jego kolegą wzywał pomoc i ratował poszkodowanych. Jak relacjonował - na tylnym siedzeniu znajdował się zakleszczony mężczyzna bez oznak życia oraz dwoje małych dzieci. Dodał, że wspólnie z innym świadkiem wydobył z przedniego fotela ranną kobietę z zakrwawioną twarzą i ułożył ją w pozycji bocznej na ziemi, a jego syn podłożył pod nią bluzę.
Podczas rozprawy sąd wysłuchał również zeznań funkcjonariusza policji, który eskortował jednego z oskarżonych do szpitala. Świadek relacjonował, że mężczyzna oświadczył, iż nie był kierowcą pojazdu uczestniczącego w wypadku oraz że nie zna kobiety, która w stanie nieprzytomnym została przetransportowana karetką z miejsca zdarzenia.
Łukasz Żak przyznał się do dwóch zarzutów. Grozi mu do 30 lat więzienia
W trakcie wcześniejszych rozpraw Łukasz Żak przyznał się do dwóch zarzutów - kierowania volkswagenem i przekroczenia prędkości. Zwracając się do rodziny Rafała P., który zginął w wypadku, przeprosił za tragedię, szczególnie dzieci ofiary. Przeprosił także swoją byłą partnerkę, Paulinę K., oraz pozostałych oskarżonych. Jak mówił, jego znajomi również zostali pokrzywdzeni w wyniku zdarzenia. Zapowiedział, że szczegółowe wyjaśnienia złoży w późniejszym etapie procesu. Grozi mu od 5 do 30 lat więzienia.










