Wirus nie zatrzymał polskich ciężarówek
Kolejne kraje zamrażają gospodarki, ale firmy transportowe nie narzekają. Pandemia winduje ceny ich usług, brakuje nawet samochodów i kierowców - zauważa w piątek "Rzeczpospolita".
"Jeździmy normalnie, nie mamy problemu z kolejnymi wymogami nakładanymi na przedsiębiorstwa transportowe. Musimy je spełnić i wykonywać usługi. Roboty jest nie do przerobienia" - przyznaje "Rzeczpospolitej" kierownik spedycji Sachs Trans Łukasz Zawadzki. Według gazety pandemia spowodowała większy popyt np. na AGD. "Nasze przewozy do Francji podwoiły się" - mówi Zawadzki.
Podobnie oceniają sytuację duże firmy logistyczne. "Od lipca gospodarka zaczęła się odbijać, liczba zleceń jest bliska tej sprzed pandemii. Szczególnie duża dynamika występuje w obsłudze e-handlu. Część klientów ma zwyżki o 50-100 proc. na liniach łączących magazyny" - szacuje dyrektor generalny Raben Transport Paweł Trębicki.
Niektóre wysyłki eksportowe są trudne do realizacji. "Brakuje przewoźników. Polskie firmy się towarują. Dostawy niektórych dóbr zamawianych dziś w Chinach planowane są dopiero na czerwiec" - wskazuje prezes ATC Cargo Artur Jadeszko.
Zdaniem "Rzeczpospolitej" firmy narzekają na brak samochodów. "Na rynku spot widoczna jest olbrzymia nierównowaga, dysproporcje wynoszą 75:25 na korzyść zapytań o auta. Dostępnych samochodów nie ma od wielu tygodni, stawki rosną o kilkadziesiąt procent. Przedsiębiorcy z dużymi kontraktami nie mają samochodów" - mówi Trembicki.
Brak wolnych samochodów jest także skutkiem bankructw i wycofywania się małych przewoźników. "Małe firmy, wcześniej duszone przez spedytorów, polikwidowały flotę i zleceniodawcy zaczynają się dusić. Na zmianach skorzystali duzi przewoźnicy. Mamy 440 samochodów i rozbudowujemy flotę. Właśnie zamówiliśmy 50 Iveco LNG i zamierzamy na wiosnę mieć największą w Polsce flotę na ciekły gaz ziemny" - twierdzi Zawadzki.