Wielkie cmentarzysko elektryków. Nikt ich nie chce nawet za darmo?

Paweł Rygas

Paweł Rygas

Aktualizacja

W internecie pojawiają się nagrania przedstawiające place z porzuconymi samochodami elektrycznymi, które spotkać można na obrzeżach wielu chińskich miast. To pozostałości po pierwszej fali elektro-rewolucji na lokalnych drogach, która przybrała na sile przeszło 10 lat temu. Problem jest na tyle poważny, że w jego rozwiązaniu zobowiązały się pomóc chińskie władze centralne.

Cmentarzysko porzucownych samochodów elektrycznych w Chinach
Cmentarzysko porzucownych samochodów elektrycznych w ChinachGetty Images

Chiny są obecnie światowym potentatem w dziedzinie produkcji i sprzedaży samochodów elektrycznych. Szacuje się, że po lokalnych drogach jeździ obecnie już około 11 mln samochodów bateryjnych, co stanowi połowę liczby wszystkich takich aut zarejestrowanych na świecie. W samym ubiegłym roku z chińskich fabryk wyjechało na drogi około 6 mln aut elektrycznych i hybryd typu plug in.

Chiny stolicą samochodów elektrycznych. Postęp ma swoją cenę

Osiągnięcie pozycji światowego lidera w produkcji aut na baterie nie byłoby możliwe, gdyby nie gigantyczne wsparcie ze strony lokalnych władz. Już w drugiej połowie lat 2000 wprowadzono preferencyjne kredyty i różnej maści dopłaty do zakupu - produkowanych przez lokalnych wytwórców - aut elektrycznych. Przykładowo - chiński rząd dopłacał do zakupu auta elektrycznego nawet 8400 dolarów, czyli po 60 tys. juanów.

Z dopłat chętnie korzystały firmy i korporacje, których model biznesowy polegał na wynajmie pojazdów. Problem w tym, że samochody produkowane w ramach "pierwszej fali" elektromobilności w Chinach nie były atrakcyjne dla nabywców. Niektóre oferowały zasięg na poziomie zaledwie 100 km na jednym ładowaniu. Z uwagi na szybki postęp w dziedzinie produkcji baterii wiele z tych aut stało się przestarzałych, zanim jeszcze skończył się okres ich leasingowania

Elektryczne eko-oszustwo? Lokalne firmy wyłudzały dopłaty

Wokół preferencyjnych kredytów i dopłat do samochodów elektrycznych w Chinach wybuchło kilka afer. Nie jest tajemnicą, że wielu producentów spełniało wyśrubowane wymagania rządu wyłącznie "wirtualnie". Według oficjalnych chińskich danych, skala oszustw sięgnąć miała nawet 1,3 mld dolarów. Lokalne media rozpisywały się chociażby o firmie Suzhou Gemsea Coach Manufacturing Co, która w ostatnim tylko miesiącu obowiązywania wysokich dopłat do elektryków (grudzień 2015 roku) - działając w metalowej hali namiotowej - wyprodukować miała... 3700 aut elektrycznych.

Sterty elektrycznych pojazdów na parkingach-cmentarzyskach. Niektóre mają po 5 lat

Problem cmentarzysk aut elektrycznych zauważono w Chinach już w 2019 roku. Lokalne władze obiecały wówczas, że pomogą w ich recyklingu. Kilka dni temu agencja Bloomberg opublikowała obszerny reportaż dotyczący "wysypisk" samochodów elektrycznych. Jej dziennikarzom przebywającym w Chinach udało się natrafić na przynajmniej "pół tuzina" cmentarzysk samochodów elektrycznych zlokalizowanych na obrzeżach chińskich metropolii, m.in. w Hangzhou.

Cmentarzysko samochodów elektrycznych w ChinachGetty Images

To - w zdecydowanej większości - pozostałości po firmach carsharingowych i lokalnych producentach elektryków, którym nie udało się przetrwać do dzisiaj. Jeszcze w 2019 roku na lokalnym rynku było około 500 firm produkujących samochody elektryczne. Do dziś przetrwało około setki.

Cmentarzyska samochodów elektrycznych w Chinach. Gdy kapitalizm zderza się z centralnym planowaniem

Nie zmienia to jednak faktu, że nawet w przypadku firm, którym udało się przetrwać, wymiana flot pojazdów następowała szybciej niż planowano. Dzięki szybkiemu rozwojowi akumulatorów trakcyjnych - gdy tylko w ofercie pojawiały się samochody o lepszych osiągach - korzystając z dopłat, firmy decydowały się na ich zakup. Starsze wozy, które często nie miały nawet 5 lat, odstawiano wówczas "na boczny tor" z myślą o ich ewentualnej odsprzedaży. Ta nie jest jednak taka prosta, bo rynek prywatnych aut w Chinach rządzi się swoimi prawami i szczęśliwcy, którym uda się np. otrzymać własny numer rejestracyjny (są reglamentowane) z reguły decydują się na fabrycznie nowe pojazdy. Efekt widać więc na obrzeżach chińskich miast, gdzie na cmentarzyskach liczących z reguły po kilkadziesiąt - kilkaset - pojazdów spotkać można auta, które - jak wynika z numerów rejestracyjnych - poruszały się po drogach jeszcze w 2021 roku.

"Wysypiska" samochodów elektrycznych w Chinach to dobry znak

Chińskie władze zdają sobie sprawę, że dziwny problem to wypadkowa stymulowania lokalnego rynku i chęci zapewnienia lokalnym producentom uprzywilejowanej pozycji w starciu z zagranicznymi koncernami. Deklarują też pomoc w uprzątnięciu cmentarzysk, chociaż - jak sugeruje reportaż Bloomberga - sprzątanie samochodowych elektro-śmieci zajmuje sporo czasu. W gruncie rzeczy nietypowy chiński problem świadczy jednak o gigantycznym potencjale lokalnego przemysłu i imponującym tempie rozwoju elektrycznych pojazdów. Patrząc na całe zamieszanie przez różowe okulary może się okazać, że już niedługo problem małego zasięgu samochodów ładowanych przypominać będzie o swoim istnieniu "jedynie" za pośrednictwem porzuconych na cmentarzyskach wraków. 

Kierowca Hyundaia na rondzie pojechał pod prądLubuska Policja/ Monitoring Zielona GóraPolicja
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas