Warszawa nie karze kierowców łamiących zasady Strefy Czystego Transportu? Aktywiści są oburzeni
Paula Lazarek
Warszawska Strefa Czystego Transportu (SCT) działa już od ośmiu miesięcy, ale na razie jest martwym przepisem. Straż miejska, mimo zapowiedzi, nie wystawia mandatów za łamanie zasad. Kierowcy starych diesli i benzyniaków wjeżdżają do strefy bez większych obaw, bo kontrole są rzadkie i nieskuteczne.

Spis treści:
Kierowcy jeżdżą bez obaw w warszawskiej Strefie Czystego Transportu
Od 1 stycznia do 10 lutego strażnicy wykryli 541 nieuprawnionych pojazdów, które wjechały do SCT. Tylko, że zgodnie z warszawskimi przepisami mandat grozi dopiero za piąty wjazd, a do tej pory nie przyłapano nikogo, kto przekroczył ten limit.
Tzw. aktywiści miejscy twierdzą, że to absurd - skoro w samej strefie dziennie porusza się około 300 tysięcy pojazdów, to wykrycie kilkuset naruszeń w ponad miesiąc to śmiechu warte statystyki.

Aktywiści alarmują, że potrzeba automatycznych kar
Organizacje ekologiczne nie kryją wściekłości. Clean Cities Campaign, Polski Alarm Smogowy i inne grupy domagają się automatyzacji systemu karania. Ich zdaniem dwa patrole straży miejskiej, wyposażone w dwie kamery nie są w stanie wyegzekwować przepisów. Władze miasta obiecują, że liczba kamer wzrośnie do czterech, ale zdaniem ekologów to dalej za mało. Na oficjalnej stronie Clean Cities Campaign czytamy:
Stworzenie bazy pojazdów nieuprawnionych do poruszania się po SCT przy użyciu zaledwie dwóch kamer, a następnie zatrzymanie tych, które wjadą do niej więcej niż 4 razy, graniczy z cudem. Straż Miejska, jako instytucja odpowiedzialna za egzekwowanie przepisów, powinna współpracować np. z Zarządem Dróg Miejskich i wykorzystywać istniejący monitoring miejski – w samej strefie działa ponad 200 kamer, które mogłyby wesprzeć kontrolę. Dodatkowo warto zaangażować pojazdy monitorujące Strefę Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. Egzekwowanie przepisów SCT przy pomocy zaledwie dwóch patroli to w praktyce brak kontroli, który podważa sens całej strefy
Działacze proponują, by wykorzystać miejski monitoring, który w samej strefie liczy 200 kamer. Innym rozwiązaniem mogłoby być karanie w trybie administracyjnym, tak jak planuje się to zrobić w przypadku mandatów z fotoradarów.
SCT działa na pół gwizdka. Co dalej?
Stołeczny ratusz zapewnia, że kontrola SCT będzie z czasem skuteczniejsza, bo ograniczenia dla samochodów mają być stopniowo zaostrzane. Od 2026 roku do strefy nie wjadą m.in. diesle starsze niż 17 lat i benzyniaki powyżej 26 lat. Pełne przepisy obejmą wszystkich mieszkańców dopiero od 2028 roku.
Na razie jednak wygląda na to, że SCT w Warszawie to bardziej eksperyment niż realne narzędzie poprawy jakości powietrza. Jeśli miasto nie znajdzie skutecznego sposobu na egzekwowanie przepisów, kierowcy nadal będą je ignorować, a aktywiści nie przestaną naciskać na zmiany.