Ukraińskie wraki zalewają polskie ulice?
Z problemem porzuconych pojazdów mierzą się wszystkie gminy w naszym kraju. Coraz większa liczba interwencji dotyczy aut, których właścicielami są napływowi pracownicy z zagranicy - najczęściej Ukraińcy. To duży problem - w takim przypadku odzyskanie wydatków związanych z usunięciem pojazdu często okazuje się niewykonalne.
Jak czytamy w prawie o ruchu drogowym (art. 50a.1) - "Pojazd pozostawiony bez tablic rejestracyjnych lub pojazd, którego stan wskazuje na to, że nie jest używany, może zostać usunięty z drogi przez straż gminną lub Policję na koszt właściciela lub posiadacza". Jeśli powiadomiony o usunięciu właściciel nie odbierze pojazdu w terminie trzech miesięcy, starosta powinien wystąpić do sądu rejonowego z wnioskiem o orzeczenie przepadku pojazdu. Po ustaleniu stanu faktycznego sąd (z reguły) orzeka przepadek pojazdu na rzecz powiatu. W praktyce gminy usuwają wraki na własny koszt - oprócz wydatków związanych z samym odholowaniem ponoszą też koszty ich składowania (nawet 54 zł za dobę) - po czym występują o zwrot wydatków do właściciela pojazdu. Problem w tym, że coraz większa liczba wraków okazuje się być własnością pracowników sezonowych z zagranicy.
Prym w statystykach wiodą Ukraińcy, którzy decydując się na powrót do kraju lub dalszą emigrację zarobkową (np. do Niemiec) porzucają zakupione u nas za kilkaset złotych pojazdy. Jak czytamy na facebookowym profilu Straży Miejskiej w Swarzędzu - "Ulice Jasina stały się ostatnimi czasy najpopularniejszym miejscem, gdzie porzucane są niechciane, sfatygowane pojazdy. Coraz większy problem stanowią pojazdy zakupione tanio przez obcokrajowców przebywających czasowo w Swarzędzu i porzucane na ulicach gdy wyjeżdżają z Polski".
Lokalny "Głos Wielkopolski" informuje, że na 16 ostatnich przypadków odholowania pojazdów, trzy auta należały do obywateli Ukrainy. Rzeczywista statystyka wygląda jeszcze gorzej - często zdarza się, że informacja o prawdziwym właścicielu dociera do strażników po fakcie. Wiele z porzuconych samochodów nie zostało bowiem przerejestrowanych przez kolejnych właścicieli. Dlaczego Ukraińcy nie decydują się na podróż zakupionym w Polsce pojazdem do ojczyzny?
Dzieje się tak za sprawą patologicznych - zaporowych - ceł mających na celu ochronę lokalnego runku przed napływem zużytych aut z Unii Europejskiej, a ściślej - lokalnych producentów nowych pojazdów pokroju AvtoZAZ. W przypadku najstarszych samochodów cło wynosić może nawet 2 tys. dolarów, czyli wielokrotnie przekroczyć wartość pojazdu. Właśnie z tego względu, nawet w Kijowie, zobaczyć można lokalne taksówki na polskich numerach rejestracyjnych. Ukraińcy masowo kupują bowiem samochody w naszym kraju "na spółkę" z Polakami. Polscy właściciele starych aut obawiają się jednak tego typu układów, zdając sobie sprawę z kosztów związanych z utrzymaniem pojazdu (np. ciągłość polisy OC). W efekcie, jeśli obywatel Ukrainy kupił auto bezpośrednio na siebie, jego wywóz na Ukrainę jest zupełnie nieopłacalny. Osobny problem stanowią porzucone samochody sprowadzone zza zachodniej granicy - często na niemieckich numerach rejestracyjnych. Wbrew pozorom nie chodzi o to, że Niemcy "podrzucają nam" swoje odpady. Uszkodzone i zdekompletowane pojazdy ""Verkauf nur an Händler oder Export" chętnie kupowane są przez polskich handlarzy "na części", często w oparciu o fikcyjne dokumenty. Łakome kąski stanowią bowiem takie elementy, jak katalizatory, aluminiowe obręcze kół i elementy osprzętu silnika. Problem w tym, że za nielegalny handel odpadami grożą surowe kary, a polskie przepisy dotyczące złomowane pojazdów pozwalają stacjom demontażu naliczać kary w przypadku zdania do punktu zdekompletowanego auta. Właśnie z tego powodu rośnie liczba zdekompletowanych wraków (często pozbawionych cech identyfikacyjnych) porzucanych w ustronnych miejscach przez lokalnych "Januszy samochodowego biznesu".
PR