​Tablety w autach to śmiertelne zagrożenie dla użytkowników dróg?

W Polsce, zważywszy na wiekowość naszego parku samochodowego, być może jeszcze sobie tego nie uświadamiamy, ale zbliża się moment, gdy kierowcy ostatecznie pożegnają się z tradycyjnymi pokrętłami i przyciskami. W nowo wprowadzanych na rynek pojazdach większością funkcji steruje się poprzez gesty, komendy głosowe, a przede wszystkim za pośrednictwem ekranów dotykowych. Czy jest to droga, z której nie da się już zawrócić? Otóż... niekoniecznie.

Ekrany dotykowe spotyka się już nawet w bazowych wersjach podstawowych modeli popularnych marek. Ich obecność, wedle speców od marketingu, stanowi przejaw nowoczesności. Jest ukłonem w kierunku pokolenia, którego przedstawiciele nie wyobrażają sobie życia bez smartfonów i tabletów. Inny ważny powód upowszechniania się wspomnianego rozwiązania, o czym się już zbyt głośno nie mówi, wynika z rachunku ekonomicznego.
Zakup masowo produkowanego gdzieś w w Chinach panelu cyfrowego i opracowanie odpowiedniego oprogramowania wypada niewątpliwie o wiele taniej niż mozolne i czasochłonne instalowanie klasycznych przełączników. Jest jednak także druga strona medalu. Korzystanie z ekranów i ich rozbudowanego, często do granic absurdu, zawiłego menu, bywa bowiem wielce niewygodne, irytuje i, co najgorsze, rozprasza kierowcę. A to stwarza określone zagrożenia na drodze.

Reklama

Pisaliśmy niedawno o wyroku sądu w Niemczech, który na miesiąc pozbawił prawa jazdy i ukarał grzywną w wysokości 200 euro pewnego kierowcę Tesli Model 3. Za co? Właśnie niejako za korzystanie z ekranu dotykowego. Ów nieszczęśnik próbował wyregulować z jego pomocą pracę wycieraczek. Tak był zaabsorbowany tą skomplikowaną czynnością, że zjechał z szosy na przydrożne drzewa. Został uznany za winnego spowodowania kolizji.

Producenci samochodów zdają sobie sprawę z rzeczonych niebezpieczeństw i próbują im zaradzić. W różny sposób. Niektórzy ograniczają się do... komunikatów, które pojawiają się na wyświetlaczu w chwili uruchomienia silnika i przypominają kierowcy, że powinien zachowywać ostrożność. Inni asekurują się, dublując urządzenia sterujące - poszczególne funkcje auta można obsługiwać nie tylko "macając" ekran, ale na przykład również za pomocą elementów umieszczonych na kierownicy. Na jeszcze inny pomysł wpadli inżynierowie z Mazdy - w pojazdach tej marki ekrany reagują na dotyk wyłącznie podczas postoju.

Śmiertelne zagrożenie dla użytkowników dróg, o czym wie już chyba każdy zmotoryzowany (co nie znaczy, że bierze to sobie do serca), stanowią również telefony komórkowe. Kierowcy piszący i wysyłający podczas jazdy wiadomości tekstowe, udzielający się w internetowych serwisach społecznościowych, są sprawcami licznych wypadków. Okazuje się jednak, że wbrew obiegowej opinii problemu nie rozwiązują tak zachwalane "blutusy" i instalacje głośnomówiące.

Wyniki badań, opublikowanych przez The National Safety Council, renomowaną amerykańską organizację pozarządową, zajmującą się zagadnieniami bezpieczeństwa ruchu drogowego, dowodzą, że jednoczesne prowadzenie samochodu i rozmowy telefonicznej, niechby nawet z pomocą zestawu handsfree, jest równoznaczne z zawężeniem pola widzenia kierowcy o 50 procent. To tak, jakby zasłonić mu połowę przedniej szyby auta! "Czy potrafisz rozmawiać przez komórkę i w tym samym czasie ze zrozumieniem czytać książkę? Nie, bo ludzki mózg nie jest przystosowany do równoczesnego wykonywania dwóch tego rodzaju zadań. To samo dotyczy rozmawiania przez telefon i prowadzenia samochodu" - ostrzega NSC, alarmując, że wskutek rozproszenia uwagi kierowców codziennie na drogach w USA ginie 9 osób, a ponad 1000 zostaje rannych.

Brytyjczycy z organizacji IAM RoadSmart zajęli się z kolei wpływem na koncentrację kierowców systemów Apple CarPlay i Android Auto, które przenoszą obraz ze smartfonów na ekrany (dotykowe, a jakże) w samochodach i są powszechnie uważane za rozwiązanie pożyteczne, wygodne oraz sprzyjające bezpieczeństwu. I doszli do wniosku, że korzystanie z nich opóźnia czas reakcji na wydarzenia na drodze o 30 do 57 proc.  Zdecydowanie bardziej niż obecność 0,8 promila alkoholu we krwi, czyli limitu dopuszczalnego w Anglii, Walii i Północnej Irlandii.

"Wzrok skupiony na drodze, ręce cały czas na kierownicy, uwaga skupiona wyłącznie na prowadzeniu samochodu" - to, według The National Safety Council, gwarancja bezpieczeństwa ruchu. Idąc tym tokiem rozumowania należałoby odciąć kierowcę od wszelkich dekoncentrujących go bodźców - oddzielić dźwiękoszczelną i nie przepuszczającą światła przegrodą od pasażerów, wymontować radio, zabrać telefon, papierosy, kanapki, pojemniki z napojami, słodycze itp. Tylko czy przyniosłoby to pożądany skutek? No i jak długo wytrzymalibyśmy jazdę w podobnych warunkach?   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy