Samobójcy w salonach Seata
Od pewnego czasu w środowisku dealerów Seata w Polsce nie dzieje się najlepiej. W stosunkowo niewielkiej grupie osób zanotowano aż trzy przypadki prób odebrania sobie życia, z których jedna zakończyła się śmiercią.
Praca może przynosić satysfakcję, rozwijać człowieka, ale również męczyć, stresować i wywoływać u niego załamanie nerwowe. W skrajnych przypadkach może nawet prowadzić do prób odebrania sobie życia, które niestety czasem kończą się powodzeniem. Wiedzą o tym doskonale ci, którym przyszło współpracować z przedstawicielem Seata w Polsce - firmą Iberia Motor Company. Jak informuje "Życie Warszawy" - od pewnego czasu w środowisku dealerów hiszpańskiej marki koncernu Volkswagena doszło aż do trzech prób samobójczych, w tym jednej udanej.
- Adam Ł. chciał się zabić w 2000 roku. Ryszard K. zastrzelił się rok później. Janusz K. próbował popełnić samobójstwo kilka miesięcy temu. Trzy osoby, trzy różne historie. Jedna śmierć. I jedno, co ich łączy. Wszyscy byli dealerami Seata - tak pisze Agata Janczewska dla "Życia Warszawy".
Według psycholog Katarzyny Wiejak nie można mówić o przypadku w sytuacji, gdy w grupie czterdziestu paru osób, kilka próbuje targnąć się na swoje życie, w tym jedna skutecznie. - Na takie zdarzenia musiały wpłynąć warunki zewnętrzne i konkretne zdarzenia, np. polityka firmy - wypowiada się Wiejak na łamach "ŻW".
Dziwne jest to, że przy dobrze prosperującej firmie, jaką niewątpliwie jest Iberia, aż 70 procent dealerów nie daje sobie rady z utrzymaniem własnych salonów sprzedaży i ogłasza bankructwo. - Po pierwsze, termin płatności wynosi 45 dni, a nie tak jak w Seacie, gdzie zdarzało się, że za samochody trzeba było płacić nawet w ciągu kilku dni. Nie ma też mowy o obowiązkowym udziale dealera w kampaniach reklamowych, targach itp. Leży to w gestii każdego z partnerów. Seat natomiast wystawiał faktury za najróżniejsze reklamy prasowe, radiowe, targi, w których nie brało się nawet udziału itp. Poza tym w przypadku Seata każdy dealer musiał sam płacić za oznakowanie salonu, czyli neony, plansze, chorągiewki. Musieliśmy to kupować od Iberii, chociaż gdzie indziej byłoby taniej. Firma, dla której teraz pracuję, tak nie postępuje, a do tego pokrywa 50 procent wydatku na promocję marki. A to niebagatelna suma, bo żeby oznakować salon, trzeba wydać przynajmniej 50 tys. zł - mówi Piotr Kenig dla "Życia Warszawy", jeden z byłych dealerów Seata w Polsce, a teraz przedstawiciel innej marki.
Iberia odrzuca te zarzuty. Zapewnia, że każdy dealer podpisał umowę, w której sam zobowiązał się do promowania marki Seata i udziału w akcjach reklamowych. Sytuacja staje się jednak coraz bardziej napięta. W 2000 r. dealerzy Seata postanowili zjednoczyć swe siły i powołali Stowarzyszenie Dealerów Samochodów Marki Seat. Wspólnie wypowiedzieli nieoficjalną "wojnę" Iberii i skierowali wniosek do prokuratury. Jak informuje "ŻW" we wniosku można przeczytać: - Od kilku miesięcy członkowie naszego stowarzyszenia są zastraszani i szantażowani przez pracowników Iberia Motor Company. (...) Przejawiają się one: w groźbach telefonicznych i osobistych (...) Groźby te zawierają ostrzeżenia, że w wypadku niewystąpienia ze stowarzyszenia, nastąpi z nami rozwiązanie umowy dealerskiej, naliczanie karnych odsetek, niedostarczanie samochodów do sprzedaży itp.(...), nasyłaniu niepotrzebnych kontroli do siedzib dealerów członków stowarzyszenia, sporządzaniu sprawozdań z tych kontroli nie odpowiadających rzeczywistości, fakturowaniu niechodliwych i nie zamawianych aut i innych materiałów (...). Jednak w 2001 r. prokuratura umorzyła postępowanie w tej sprawie, uzasadniając to "znikomą szkodliwością społeczną" zarzucanych Iberii czynów.
W sądach do dziś toczą się sprawy z cywilnych pozwów dealerów przeciwko Iberii, ale również Iberii przeciwko swoim obecnym, lub byłym dealerom, którym zarzuca niewywiązywanie się z umów. Jak zakończy się ta sprawa? Nie wiadomo. Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie już więcej prób odebrania sobie życia.