Rewolucja w badaniach technicznych! Co się zmieniło?

Brak trójkąta, a nawet wycieki płynu hamulcowego, za to diagnosta nie może już wystawiać negatywnego wyniku badania technicznego.

Zmieniają się zasady przeglądów technicznych / Fot: Kacper Pempel
Zmieniają się zasady przeglądów technicznych / Fot: Kacper PempelReporter

Dotychczas sprawa była prosta, jeśli diagnosta podczas przeglądu pojazdu znalazł usterkę z rozporządzenia w sprawie badań technicznych, nie mógł wbić "pieczątki w dowodzie". Jeśli uchybienia zagrażały bezpieczeństwu lub środowisku, diagnosta zabierał dowód rejestracyjny.

Nowe rozporządzenie "w sprawie zakresu i sposobu przeprowadzania badań technicznych pojazdów", które weszło w życie w ubiegłym tygodniu, dzieli nieprawidłowości na trzy kategorie.

Pierwsza to usterki drobne, czyli niemające wpływu na bezpieczeństwo, druga kategoria to usterki istotne, które mogą naruszać bezpieczeństwo i ostatnia już kategoria - usterki stwarzające zagrożenie.

Usterka to nie problem

Diagnosta, jak dotychczas, ma listę ponad 100 elementów pojazdu do sprawdzenia pod kątem nieprawidłowości, te zostały wyszczególnione w rozporządzeniu. Jednak znalezienie usterki zawartej w przepisach nie oznacza, że kierowca automatycznie nie dostanie pieczątki w dowodzie.

Jeśli odstępstwo, według nowych przepisów, należy do kategorii drobnych usterek, obowiązkiem wykonującego przegląd będzie poinformować o tym kierowcę i dać pozytywny wynik badania. Pojazd może dalej poruszać się po drogach. Co ciekawe, drobne uchybienia nie będą nigdzie odnotowywane. Kierowca może (np. za rok) pojechać na kolejne badanie z tą samą usterką i musi dostać pieczątkę z przeglądu, z ponowną prośbą o zlikwidowanie nieprawidłowości w swoim pojeździe.

W przypadku usterek istotnych lub zagrażających bezpieczeństwu, diagnosta nie może uznać auta za sprawne, a jeśli usterka należy to tych stwarzających zagrożenie, dodatkowo zatrzyma dowód rejestracyjny.

Po zakończeniu badania, lista usterek jest wpisywana do rejestru badań technicznych pojazdów. Dane w tym rejestrze przechowywane muszą być przez rok. Potem mają być archiwizowane przez kolejne pięć lat.

Większa dowolność

Przy okazji zmian, urzędnicy z resortu transportu postanowili jednak dać diagnostom większą niż dotychczas swobodę w ocenie stanu technicznego auta. Kilkadziesiąt usterek może zostać zakwalifikowanych jako drobne, co oznacza, że auto jest sprawne technicznie, ale równocześnie osoba przeprowadzająca badanie może uznać je za istotne. W tym przypadku, kierowca dostanie pozytywny wpis z badania, dopiero po usunięciu usterki.

Dotychczas było sporo zastrzeżeń do braku kontroli nad pracą stacji kontroli pojazdów. Nowe przepisy dają diagnostom jeszcze większą swobodę

"To prawda, diagnosta będzie teraz bardziej samodzielny w swojej ocenie stanu technicznego auta, ale nie należy zapominać, że równocześnie jest odpowiedzialny za dopuszczenie pojazdu do ruchu. W praktyce, w przypadku drobnych usterek, które nie mają wpływu na bezpieczeństwo, diagnosta nie musi już odmawiać uznania pojazdu za sprawny. Wcześniej nie mógł tego zrobić" - mówi Marcin Barankiewicz z Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów.

Już jest źle

To krok w złym kierunku. Należy zaostrzać wymogi wobec pojazdów, ale i samych diagnostów
Jakub Faryś, Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego

Specjaliści mają poważne wątpliwości, czy taka swoboda w ocenie sprawności technicznej pojazdu nie odbije się na bezpieczeństwie. "Raport Najwyższej Izby Kontroli pokazał, że na niektórych stacjach kontroli pojazdów dzieją się rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. Liberalizacja przepisów to otwarcie kolejnej furtki w dopuszczaniu do ruchu niesprawnych pojazdów. Jest to źle pojęte ułatwianie życia" - mówi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Diagnosta zyskuje większą swobodę. Jednak bierze na siebie większą odpowiedzialność
Marcin Barankiewicz, Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów

Do liberalnego traktowania usterek w samochodzie nie są przekonani także policjanci, którzy też mają prawo kwestionować stan techniczny aut. "Wypadki, które są spowodowane stanem technicznym pojazdu należą do rzadkości, co nie oznacza, że ten nie przyczynia się do wielu zdarzeń. Z tego powodu, elementy auta odpowiedzialne bezpośrednio za bezpieczeństwo powinny być rygorystycznie badane i tu nie powinno być mowy o liberalnym podejściu - mówi podinsp. Armand Konieczny z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.

Dalsze pomysły

Zmiany w przepisach dotyczące badań technicznych wymusiła Unia Europejska. Jest to jeden z kroków do ujednolicenia zakresu i sposobu badań technicznych w całej wspólnocie. Docelowo, w każdym kraju badanie będzie przeprowadzane według identycznych wytycznych i można je będzie wykonać w dowolnym państwie.

To jednak nie koniec zmian, kolejne mają pomóc walczyć z plagą nierzetelnych sprzedawców używanych pojazdów. Są plany, aby zapisywać przy każdym badaniu technicznym licznik kilometrów. To da podstawę do wykrywania manipulacji i mocno ograniczy możliwość korekty przebiegu auta. Nowością ma być także dokładne badanie elektronicznych układów bezpieczeństwa ABS i ESP.

Podsumowanie

Badanie techniczne to często fikcja, przypomina podatek nakładany na kierowcę, a nie opłatę za sprawdzenie pojazdu. Zmiany w przepisach dają uczciwym i skrupulatnym diagnostom możliwość podbicia pieczątki, nawet jeśli auto ma drobny defekt.

Niestety, przepisy działają także na korzyść oszustów. W majestacie prawa będą mogli dopuszczać do ruchu pojazdy, które nie powinny nigdy wyjechać na ulicę. Oczywiście za podjęcie takiej decyzji będą pobierali drobną opłatę dodatkową.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas