Protest taksówkarzy w Warszawie

We wtorek przed gmachem ministerstwa infrastruktury w Warszawie protestowali taksówkarze. Domagają się uregulowania prawa dotyczącego funkcjonowania na polskim rynku wszystkich podmiotów zajmujących się przewozem osób.

article cover
Jan BieleckiEast News

"Walczyliśmy o to, żeby stworzyć ustawę, która pozwoli wreszcie skutecznie walczyć z łamaniem prawa" - mówił podczas manifestacji Jarosław Iglikowski ze Związku Zawodowego Taksówkarzy "Warszawski Taksówkarz". Stwierdził, że w zamian mają ustawę, "która niszczy polskich przedsiębiorców, wyrzuca na bruk prawie 60 tys. mikro-przedsiębiorców i wprowadza przybyszy zza granic UE, których w żaden sposób nie da się zweryfikować".

"Zebraliśmy się tutaj dlatego, że nie ma dialogu ze stroną społeczną" - powiedział z kolei Tadeusz Kucharski, przewodniczący Krajowej Sekcji Transportu Drogowego NSZZ "Solidarność". Poinformował również, że ministerstwo infrastruktury odwołało zaplanowane na wtorek posiedzenie zespołu trójstronnego ds. transportu drogowego, na którym miały zostać poruszone m.in. problemy taksówkarzy. "Tak się nie robi, to jest skandal" - ocenił. "Nie pozwolimy sobie na takie traktowanie" - dodał.

Ocenił jednocześnie, że "dobra zmiana" doprowadziła do sytuacji, w której taksówkarze muszą wyjść na ulice i w ten sposób prowadzić dialog z rządzącymi. "Panie ministrze, nie podoba nam się pańska praca, nie podoba nam się pańskie traktowanie strony społecznej" - zwrócił się do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka. Zaapelował także do niego, by odszedł ze stanowiska.

Manifestujący przed ministerstwem taksówkarze wykrzykiwali m.in. hasła: "Prawo Taxi - sprawiedliwość", "Rząd nas sprzedał za rowerki" czy "Uber to złodziejstwo".

Podczas demonstracji protestujący mówili, że nie podoba im się to, że minister negocjacje z "Uberem" i innymi podobnymi firmami o kapitale zagranicznym, a dla rodzimego środowiska nie ma czasu. "Nie zgadzamy się na pisanie ustawy pod Ubera" - mówił jeden z taksówkarzy. Zaznaczył jednocześnie, że wtorkowy protest nie jest wymierzony przeciwko "Uberowi", ale przeciw temu, że państwo polskie lobbuje legalizację zasad, na jakich funkcjonuje ta firma.

Przedstawiciele protestujących złożyli w ministerstwie petycję ze swymi żądaniami, których nie udało im się przedstawić na odwołanym spotkaniu z ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem. Jak poinformował PAP Kucharski, główne postulaty to nowelizacja ustawy dotyczącej przewozu osób w Polsce, tak, aby spełniała równe warunki na rynku dla wszystkich podmiotów zajmujących się takimi usługami. "Nie może być tak, że jedni mają przywileje, nie płacą podatków, a drudzy muszą spełniać wszystkie warunki ustawowe" - powiedział PAP.

Rzecznik prasowy ministerstwa Szymon Huptyś powiedział PAP, że wtorkowy "protest jest wyrazem niezadowolenia ze stanu, który przez dłuższy czas był konserwowany na rynku przewozów osób". "Rzeczywiście do tej pory było tak, że funkcjonujące na rynku przewozy osób nie musiały podlegać takim samym regulacjom" - przyznał.

"Uważamy, że zdrowa konkurencja polega na tym, że każdy podmiot realizujący taką sama usługę musi podlegać takim samym przepisom. I temu służy projekt ustawy przygotowany w ministerstwie infrastruktury" - zapewnił. Dopytywany, kiedy ministerstwo odpowie na postulaty protestujących, powiedział: "Na pewno na petycję będziemy odpowiadać w takim trybie, w jakim odpowiadamy na każdą petycję".

Rzecznik prasowy Stołecznej Komendy Policji poinformował PAP, że manifestacja przebiegła spokojnie, a policjanci nie odnotowali żadnych interwencji.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas