Popis drogowców w Wieliczce. Złamiesz przepisy albo uszkodzisz auto

Drogowcy w Wieliczce w nietypowy sposób oswajają kierowców z nową organizacją ruchu w okolicach zjazdu z autostrady A4. Ustawione na przebudowanym odcinku oznakowanie zmusza zmotoryzowanych do jego zignorowania i złamania przepisów. W przeciwnym wypadku - jeśli potraktują je poważnie - uszkodzą auto. Niestety, pechowców nie brakuje.

Kierowcy świadomie ignorują znaki, bo wiele z nich ustawionych jest w sprzeczności z logiką
Kierowcy świadomie ignorują znaki, bo wiele z nich ustawionych jest w sprzeczności z logikąPaweł RygasINTERIA.PL

Stowarzyszenie "Otwarta Wieliczka" alarmuje, że już od blisko tygodnia, na wjeździe do miasta od strony Krakowa (w okolicy zjazdu z autostrady A4) obowiązuje nowa organizacja ruchu. To efekt przebudowy drogi - zwężenia jezdni dla samochodów i wytyczenia w tym miejscu "ścieżki" rowerowej. W samej przebudowie nie byłoby niczego nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że drogowcy zakomunikowali zmianę w organizacji ruchu w dość nietypowy sposób.

Drogowcy z Wieliczki rzucają wyzwanie kierowcom. Złamiesz przepisy albo uszkodzisz auto

Na profilu "Otwarta Wieliczka" w serwisie Youtube zobaczyć można - opublikowany 1 stycznia film ukazujący nowy, przebudowany w ostatnim czasie przez drogowców wjazd do Wieliczki od strony Krakowa. Pierwszą rolę gra w nim nowa droga rowerowa i zdewastowany krawężnik oddzielający ją od jezdni. Kierowcy - jeden po drugim - uszkadzają w tym miejscu samochody, bo na krawężnik prowadzi pozostawiona biała linia wyznaczająca skraj drogi.

Uściślijmy - "ścieżkę" rowerową wybudowano kosztem jezdni dla samochodów. Bez zmian pozostało jednak oznakowanie poziome - pasy oznaczające obszar wyłączony z ruchu i wyznaczająca pierwotny środek jezdni linia ciągła. Drogowcy nie pokusili się o żadne oznakowanie zastępcze, chociażby w postaci żółtych pasów na jezdni, które wskazywałyby geometrię drogi. Na filmie widzimy jedynie dwa postawione z prawej strony odblaskowe "słupki" mające chronić przed wjazdem na krawężnik. Niestety stoją one przed samym zwężeniem, w miejscu gdzie - po lewej stronie - znajduje się obszar wyłączony z ruchu. Kierowcy mają więc do wyboru - albo przejadą po obszarze wyłączonym z ruchu narażając się na mandat, albo uderzą w słupek i zakończą jazdę na drodze dla rowerów.Zdjęcia ukazujące wyszczerbiony krawężnik dowodzą, że wielu stara się pozostać w zgodzie z przepisami i przejeżdża jak najbliżej słupków, co kończy się właśnie uderzeniem w krawężnik i - w najlepszym wypadku - uszkodzeniem opony lub obręczy koła. W gorszym przypadku może się to skończyć poważnym uszkodzeniem auta, z detonacją poduszek powietrznych włącznie.

W Polsce bez zmian czyli wigilia w polu

Sytuacja z Wieliczki wpisuje się niestety w szerszy problem polskich dróg, określany niekiedy mianem powszechnej "znieczulicy". W tym miejscu pozwolę sięgnąć po własną opowieść wigilijną. Otóż ostatnią wigilię Świąt Bożego Narodzenia spędziłem "w polu", po tym jak około godziny 18 (zupełny mrok) wjechałem testowym renault w nieoznakowaną dziurę wielkości dobrych 20 cm (mówię o głębokości, nie średnicy!). Co ciekawe - 200 metrów dalej stał policyjny radiowóz, którego załoga w pocie czoła wypisywała notatki kolejnym poszkodowanym osobom.

Gdyby stanęli na sygnale przed wyrwą, być może mieliby o połowę mniej pracy. Zamiast tego, policjanci postanowili jednak oznakować dziurę wetkniętym w nią pachołkiem, który lądował w przydrożnym rowie średnio po pięciu minutach od jego ustawienia. Korzystając z przerwy w podróży sam stałem więc dobre 10 minut na poboczu, machając do kierowców latarką z telefonu i ostrzegając ich przed wetkniętym po raz kolejny w dziurę słupkiem. Policjanci nie mogli tego zrobić, bo w tym czasie zajęci byli wypisywaniem poszkodowanym kierowcom kolejnych notatek.

Jeszcze na miejscu od załogi radiowozu dowiedziałem się, że nie mogą zabezpieczyć miejsca w inny sposób, niż tylko słupkiem, bo "są jedynym wozem dyżurnym, muszą jechać na inne zgłoszenia, a zarządca ma zjawić się na miejscu po nowym roku". Po części tłumaczy to, dlaczego w czasie wypisywania notatek radiowóz - z włączonymi sygnałami świetlnymi - nie był zaparkowany na drodze i nie "ostrzegał" kierowców o niebezpieczeństwie. Gdyby ktoś - nie daj Boże - wjechał mu w kufer, w całym powiecie nie byłoby nikogo, kto mógłby zabezpieczyć miejsce zdarzenia. Ot, Polska w pigułce.

Droga krajowa nr 323 - wjazd do Legnicy od LubinaINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas