Popierasz protest taksówkarzy?
Wczoraj w Warszawie protestowali taksówkarze, sprzeciwiający się działalności tzw. przewoźników osób; według nich świadczą oni usługi taksówkowe bez odpowiedniej licencji.
PO zapowiedziała projekt ustawy zakazującej przewozu osób bez licencji taksówkarskiej.
W ramach protestu taksówkarze przez dwie godziny jeździli ulicami wokół kancelarii premiera, blokując ruch w centrum Warszawy. W petycji złożonej w kancelarii protestujący domagają się także zaprzestania przez Sejm prac nad senackim projektem nowelizacji ustawy o transporcie drogowym, który m.in. przewiduje zniesienie ograniczeń związanych z wyposażeniem technicznym pojazdów przewoźników. W czerwcu br. pierwsze czytanie projektu ma odbyć się w sejmowej komisji infrastruktury. Po południu PO zapowiedziała, że chce zakazać przewozu osób bez licencji taksówkarskiej. Projekt takiej ustawy w najbliższych dniach ma trafić do Sejmu; ma być w niej zapisany roczny okres przejściowy, w którym dotychczasowi przewoźnicy mogliby zdobyć odpowiednią licencję.
Także w środę do ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka wystąpił w sprawie taksówkarzy Rzecznik Praw Obywatelskich.
Przedstawiając projekt PO, Małgorzata Kidawa-Błońska tłumaczyła, że chodzi o ochronę pasażerów - "żeby pasażer, wsiadając do samochodu w mieście czuł się bezpieczny, żeby wiedział, że kierowca jest niekarany, że samochód jest sprawny, ma zalegalizowany taksometr i kasę fiskalną". PO chce też czasowego zniesienia limitów na licencje taksówkowe, przyznawane przez władze gminy.
Protestujący przed gmachem kancelarii postawili trumnę z lampą z napisem "taxi", która miała symbolizować upadek zawodu taksówkarza. Z głośników rozbrzmiewał marsz żałobny Fryderyka Chopina. W tym czasie przejazd Al. Ujazdowskimi był utrudniony. Przed kancelarią premiera nie pojawili się kierowcy ze wszystkich działających na terenie stolicy korporacji taksówkowych. Protestujący mówili, że niektórym z ich kolegów zabroniono udziału w proteście, bo korporacje, w których pracują, zatrudniają także przewoźników osób. Część z taksówek miała zasłonięte barwy firmowe.
Delegacja taksówkarzy spotkała się z wiceministrem infrastruktury Maciejem Jankowskim. Przewodniczący "Solidarności" warszawskich taksówkarzy Michał Więckowski powiedział PAP, że minister zapewnił ich, że wystąpi do MSWiA i Generalnego Inspektora Transportu Drogowego, by policja i inspektorzy ITD zintensyfikowali działania kontrolne wobec przewoźników osób; sprawie ma przyjrzeć się także ministerstwo finansów.
Na zwołanej przed protestem konferencji prasowej Więckowski przekonywał, że przewoźnicy osób świadczą usługi nielegalnie, łamiąc zapisy ustawy o transporcie drogowym. Zgodnie z nią, usługi takie powinny być świadczone tylko okazjonalnie, a przewoźnicy nie mogą umieszczać na swych pojazdach oznaczeń zawierających nazwę przedsiębiorcy i numer telefonu, a na dachu - lamp czy innych urządzeń technicznych. Tymczasem znaczna ich część zatrudniana jest przez te same korporacje, w których jeżdżą licencjonowane taksówki. Ich samochody oznakowane są barwami korporacji, a jedyna różnica w ich zewnętrznym wyglądzie to brak na drzwiach herbu i barw miasta oraz napisu "taxi" na dachu.
Więckowski przekonywał też, że nie jest prawdą obiegowa opinia, że przewoźnicy świadczą usługi taniej od taksówkarzy, bo ci zatrudnieni w korporacjach pobierają te same opłaty, na podstawie ustalonych przez korporacje stawek. Zgodnie z ustawą, przewoźnicy nie mogą używać taksometrów, jednak - zdaniem taksówkarzy - omijają ten zakaz, korzystając z drogomierzy, a na podstawie ich wskazań wyliczają należność za przejazd. Nie muszą za to zdawać obowiązkowego dla taksówkarzy egzaminu z topografii miasta ani przedstawiać zaświadczenia o niekaralności. W ocenie Więckiewicza, taka działalność przewoźników to "taksówkowe piractwo", na którym traci Skarb Państwa.
Z takimi zarzutami nie zgadzają się przedstawiciele Międzyzakładowej Organizacji Środowiskowej Przewoźników, zrzeszonej w OPZZ. W środę - powołując się na wyrok Najwyższego Sądu Administracyjnego z grudnia ub.r. - argumentowali, że przewóz osób funkcjonuje zgodnie z prawem. W ich ocenie zgodne z prawem jest także oznakowanie samochodów przewoźników, bowiem lampy na dachu samochodów są tylko banerem reklamowym i nie ma na nich słowa "taxi".
Ich zdaniem, problemy przewoźnikom stwarza wyłącznie stołeczny ratusz, który jest większościowym udziałowcem Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego. Uważają, że miasto bezprawnie ich dyskryminuje, np. poprzez zakazywanie wjazdu na niektóre ulice, na które mogą wjeżdżać licencjonowane taksówki. Dotyczy to m.in. reprezentacyjnych ulic - Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście oraz tzw. buspasów. Pod koniec lutego organizacja skierowała w tej sprawie pismo do Rzecznika Praw Obywatelskich, w którym zwróciła się o wystąpienie w tej sprawie do urzędu miasta.
Jak mówił wiceprzewodniczący tej organizacji Leszek Pajka, przewóz osób pojawił się w Warszawie w 2004 r., gdy miasto znacznie się rozrosło, a taksówek było za mało, bo limit liczby licencji dla taksówkarzy był zbyt niski. Argumentował też, że przewoźnicy świadczą usługi lepiej od licencjonowanych taksówkarzy, m.in. dlatego, że mają nowsze samochody, a większa konkurencja na rynku doprowadziła do obniżki cen przez niektóre korporacje taksówkowe.
Janusz Kochanowski w swoim wystąpieniu do ministra infrastruktury napisał m.in, że brak skutecznego egzekwowania postanowień ustawowych dotyczących oznaczania samochodów przewoźników osób doprowadził do "licznych sytuacji, w których z naruszeniem przepisów prawa przewóz okazjonalny nabrał w rzeczywistości charakteru regularnego".
W jego ocenie, prowadzi to do zatarcia w oczach konsumentów różnicy pomiędzy profesjonalnymi usługami świadczonymi przez taksówkarzy a usługami przewozu osób, który stanowi w tym przypadku nieuczciwą konkurencję. RPO podkreślił, że w przeciwieństwie do przewozu okazjonalnego, możliwość wykonywania usług przewozu taksówką uwarunkowana jest spełnieniem rygorystycznych wymagań, a te mają na celu zapewnienie bezpieczeństwa drogowego oraz ochronę praw konsumentów.