Polki uratowały ofiary wypadku z płonącego auta

Z końcem listopada światowe media rozpisywały się o bohaterskim Polaku, który – z pomocą lancy (według pierwszych informacji był to kieł narwala, który jednak trzymał ktoś inny) – próbował powstrzymać terrorystę na Moście Londyńskim.

Okazuje się jednak, że Polacy potrafią dać piękne świadectwo człowieczeństwa również w innych ekstremalnych sytuacjach. Lokalna prasa w samych superlatywach rozpisuje się właśnie o zachowaniu dwóch Polek, które kilka dni temu - z narażeniem zdrowia - pomagały ratować ofiary wypadku drogowego w Szkocji.

Do zdarzenia doszło w ubiegły piątek około godziny 20 na drodze łączącej szkockie Kirkcaldy i Leven. Zderzyły się wówczas aż cztery samochody - BMW 530, Ford Ka, Mercedes klasy A i Ford Transit.

Najpoważniejsze obrażenia odnieśli pasażerowie Forda Ka. Autem podróżowała piątka znajomych (czterech mężczyzn i kobieta) w wieku od 18 do 29 lat. Sytuacja przybrała dramatyczny obrót, gdy wkrótce po zderzeniu spod maski zaczęły wydobywać się kłęby dymu, które po chwili zamieniły się w języki ognia. Pasażerowie nie byli w stanie samodzielnie opuścić wnętrza pojazdu - odnieśli bowiem poważne obrażenia (ze złamaniami włącznie).

Reklama

Na szczęście z pomocą ruszyli świadkowie wypadku, w tym pewien - cytowany przez lokalne media - taksówkarz, który wezwał służby ratunkowe. Mężczyzna podkreśla kluczową rolę, jaką w ratowaniu poszkodowanych odegrały dwie Polki. Kobiety pomogły mu wydostać z wnętrza zakleszczonych pasażerów i odciągnąć ich na bezpieczną odległość od palącego się pojazdu.

Ostatecznie wszystkich poszkodowanych udało się ewakuować z wraku jeszcze przed przybyciem na miejsce służb ratunkowych. Sama droga zamknięta była aż przez cztery godziny - tyle trwało dogaszanie Forda i usuwanie z jezdni pozostałych rozbitych aut.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy