Policjanci nie chcą by ich nagrywać. Dlaczego?

​W komendzie powiatowej policji w Bolesławcu został wprowadzony zakaz filmowania, fotografowania i nagrywania dźwięku bez pozwolenia.

Tropiciel policyjnych wykroczeń, Łukasz Dudzic twierdzi, że stało się to po tym, kiedy z kamerą próbował wejść do jednostki i złożyć zawiadomienie na policjantów, którzy mogą łamać prawo przekraczając podwójną linię ciągłą przed komendą. Zażądał też zabezpieczenia monitoringu. 

Z kamerą nie wpuszczono go do jednostki, a w komendzie pojawił się zakaz fotografowania i filmowania. Aspirant Anna Kublik - Rościszewska mówi, że chodzi o to, by nikt nie nagrał osób lub dokumentów, które nie powinny być rejestrowane. Jej zdaniem, zakaz jest wskazany w planie ochrony obiektu i obowiązuje tylko wewnątrz.

Reklama

Zaangażowany w walkę z nielegalnymi fotoradarami Emil Rau mówi, że nagrywanie rozmów z funkcjonariuszami jest jedyną formą obrony przed niewłaściwym i niezgodnym z prawem ich zachowaniem.

Bez nagrania w sądzie kierowca nie ma szans - jest sam i ma status obwinionego, tymczasem policjantów jest zazwyczaj dwóch i mają status świadków. Status jest niezwykle ważny. Świadek ma obowiązek mówić prawdę (kłamstwo zagrożone jest sankcją karną) natomiast obwiniony przyjmuje linię obrony i jedną z nich może być po prostu kłamstwo. Za to dodatkowa kara nie grozi.

Dlatego orzekający sędzia musi się opierać na zeznaniach policjantów, natomiast zeznań kierowcy nie musi w ogóle brać pod uwagę. W praktyce, o czym przekonał się jeden z naszych czytelników, policjanci mogą przed sądem powiedzieć największą bzdurę (np. taką, że wideorejestrator mierzy prędkość samochodu ściganego, a nie radiowozu), i sąd w te słowa uwierzy.

Inny przykład, również publikowany w naszym serwisie. Gdy policjant zarzuci kierowcy wyprzedzanie na ciągłej linii, a jedynym argumentem kierowcy będzie stwierdzenie, że "wcale nie wyprzedzałem", w sądzie szans na wygraną nie ma. Będzie bowiem słowo świadka przeciw słowu obwinionego, wobec czego sędzia uzna, że policjant mówi prawdę. Ratunkiem jest nagranie z pokładowej kamery, bez niej szans na obronę nie ma.

Prowadzi to do smutnych wniosków: w przypadku spraw o wykroczenie drogowe następuje odwrócenie logiki. To nie sąd musi udowodnić winę kierowcy, to kierowca musi udowodnić swoją niewinność...

Co gorsza, policjanci za próby bezpodstawnego ukarania kierowcy nie ponoszą żadnych konsekwencji. Jeśli kierowca udowodni swoją niewinność, to koszty sądowe spadną na budżet państwa, czyli zapłaci pan, pani i jeszcze pan...

Cała sytuacja jest o tyle absurdalna, że sami policjanci notorycznie łamią przepisy. Dowody można znaleźć np. fejsbukowym profilu SfotografujPolicjanta, na którym aż roi się od zdjęć dokumentujących wykroczenia kierowców radiowozów.

IAR/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama