Polacy wydają miliony na malowanie dróg. Niemcy patrzą i nie wierzą

Blisko 47 mln zł wydała w ubiegłym roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad na odnowę oznakowania poziomego. Imponujący budżet pozwolił zamalować świeżą farbą 3,9 mln metrów kwadratowych polskich dróg. Rodzi się jednak podstawowe pytanie - po co?

Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i autostrad uchyliła rąbka tajemnicy związanej z utrzymaniem oznakowania poziomego na sieci naszych dróg. W ostatnich trzech latach wydatki na ten cel z państwowego budżetu sięgnęły 136,4 mln zł. W sumie pozwoliło to na pokrycie świeżą farbą - uwaga - 11,4 mln metrów kwadratowych. 

47 mln rocznie na pędzlowanie dróg. Kładą nawet 3,5 mm farby

W swojej publikacji GDDKiA zdradza techniczne niuanse dotyczące odnowy oznakowania poziomego. Dowiadujemy się z niej np., że - w trosce o lepszą widoczność w warunkach opadów atmosferycznych -  technologia oznakowania cienkowarstwowego (od 0,3 do 0,8 mm) wypierana jest dziś przez oznakowanie grubowarstwowe strukturalne (od 0,9 do nawet 3,5 mm).

Drogowcy tłumaczą też, że w czasie wykonywania oznakowania poziomego temperatura powietrza i nawierzchni powinna wynosić co najmniej 5 stopni Celsjusza, a wilgotność względna powietrza musi być zgodna z zaleceniami producenta lub wynosić co najwyżej 85 proc. 

Reklama

Polskie drogi jak pisanki? Niemcy robią to lepiej

Wspomniane kwoty nie obejmują wykonania oznakowania poziomego na nowych odcinkach dróg bądź jego napraw na tego rodzaju obiektach, bo to leży w gestii wykonawców i podlega gwarancji. Mówiąc wprost - 47 mln zł rocznie to wydatki związane wyłącznie z kładzeniem nowej farby na starą nawierzchnię.

To nie zarzut - takie działanie jest konieczne, by zapewnić użytkownikom dróg bezpieczeństwo. Trzeba też wyjaśnić, że - co do zasady - odnowa oznakowania poziomego realizowane są z reguły "po zakończeniu robót konserwacyjnych", tj. remontów cząstkowych (np. po okresie zimowym), chyba że na danym odcinku jest to niezbędne ze względów bezpieczeństwa. 

Polskie przepisy nieżyciowe? Tysiące litrów farby na marne

Warunki dotyczące oznakowania poziomego określa rozporządzenie (a ściślej - załącznik nr 2 do rozporządzenia) Ministra Infrastruktury w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach.

Już jego pobieżna analiza pozwala postawić pytanie, czy polskie przepisy nie są w tym względzie zbyt rygorystyczne? Wystarczy np. przyjrzeć się oznakowaniu poziomemu występującemu na niemieckich drogach...

Sama GDDKia zauważa, że:

Publikuje też kilka przykładów, z którymi trudno polemizować. Tam, gdzie w Niemczech spotkamy pojedynczą linię ciągłą (tzw. segregacyjna) i cienkie linie krawędziowe, w Polsce - "na bogato" stosuje się np. podwójną linię ciągłą i linie krawędziowe o szerokości aż 24 cm.

Podobna sytuacja dotyczy też obszarów wyłączonych z ruchu. W Niemczech "obrysowuje" się je wąską linią segregacyjną, a wewnętrzny obszar wypełniają wąskie linie skośne o rozsuniętym rozstawie pasów. Dla porównania w Polsce stosuje się obecnie linię "obwiedni" o szerokości 24 cm oraz zagęszczony rozstaw pasów poprzecznych o szerokości - a jakże - 24 cm.

Znaki problemem naszych dróg. W Polsce to prawdziwy Armagedon

Katalog znaków drogowych stosowanych w Polsce liczy obecnie aż 400 pozycji. Problemem nie jest to jednak liczba lecz częstotliwość ich występowania. Mało kto zdaje sobie sprawę, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad odpowiada zaledwie za około 5 proc. z ponad 420 tys. km dróg publicznych. Pozostała część zarządzana jest przez koncesjonariuszy, prezydentów miast i samorządy. Dość powiedzieć, że licząc "na okrągło" w całym kraju mamy obecnie około 400 zarządców dróg.

Warto przypomnieć, że w 2021 roku GDDKiA powołała do życia "Forum organizacji ruchu i bezpieczeństwa ruchu drogowego (BRD)", w którego pracach uczestniczyli m.in. przedstawiciele Ministerstwa Infrastruktury, straży pożarnej, policji czy zarządcy dróg miejskich. Efektem jego prac był szereg postulatów dotyczących zmian w tzw. "czerwonej księdze" (zbiór zasad dotyczących oznakowania).

Wśród najważniejszych - przekazanych Ministerstwu Infrastruktury - wniosków wymienić można właśnie likwidację zbędnego oznakowania. Drogowcy proponowali np. by znaki dotyczące ograniczenia prędkości zniknęły z miejsc, w których kierowcy - na podstawie samej geometrii drogi czy otoczenia - mogą łatwo ocenić jakie ograniczenie obowiązuje na danym odcinku. To samo dotyczyć też miało znaków mówiących np. o zakazie zatrzymywania się i postoju ustawianych (znak B-36) na poboczach, które oddziela od pasa ruchu linia ciągła...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy