Polacy kupili posłom paliwo za ponad 12 mln z! Nie stać ich?

15 milionów kilometrów za ponad 12 mln zł. Tyle kosztowały polskich podatników podróże służbowe posłów obecnej kadencji Sejmu.

Posłowie mogą zatankować na koszt podatników za niemal 50 tys. zł. Służba dla kraju i społeczeństwa niesie wiele przywilejów
Posłowie mogą zatankować na koszt podatników za niemal 50 tys. zł. Służba dla kraju i społeczeństwa niesie wiele przywilejówPiotr MoleckiEast News

Poselskim "kilometrówkom" przyjrzeli się dziennikarze "Faktu". "Od początku kadencji posłowie wlali do baków swoich prywatnych aut w sumie blisko 7 cystern paliwa" - czytamy w sobotnim wydaniu dziennika. Jeśli podróż odbywa się "w związku z pełnieniem mandatu", za ten przywilej płacą podatnicy.

"Uwzględniając kilometrówkę, miesięcznie do paliwa dopłacimy im 2925 zł. Od początku kadencji (koniec 2019 r. i cały 2020 r.) limit ten wyniósł 40 954,20 zł. I jak wynika ze sprawozdań z wydatków na biur, taki limit do cna wyjeździło kilkunastu parlamentarzystów" - pisze "Fakt".

Wśród nich, jak dodaje, jest m.in Tomasz Siemoniak (KO). "Jeżdżę do swojego okręgu wyborczego do Wałbrzycha. Mamy pandemię i transport publiczny jest ograniczony, więc jeżdżę samochodem" - powiedział dziennikowi.

Siemoniak, jak podaje gazeta, "wyjeździł" 40 954 zł. Limit wyczerpali również m.in. Kamil Bortniczuk z klubu PiS - 40 945 zł i  Małgorzata Chmiel z KO - 40 954 zł.

O poselskich wydatkach na paliwo ostatni raz głośno było pod koniec kwietnia, gdy telewizja TVN wróciła do sprawy dziwnych wydatków europosła Ryszarda Czarneckiego. Przedstawiciele Parlamentu Europejskiego informowali wówczas, że: "Po zwróceniu się do posła o wyjaśnienia, PE podjął decyzję o odzyskaniu nienależnie wydanych pieniędzy (wydatki na zwrot kosztów podróży nie są zgodne z wewnętrznymi przepisami dotyczącymi wykorzystania dodatków), a Europoseł został powiadomiony o decyzji i przystąpił do zwrotu kosztów". Ze względu na "ochronę danych osobowych" nie dowiedzieliśmy się jednak, o jaką kwotę chodzi.

Przypominamy, że sprawę Czarneckiego badał już wcześniej Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF). Wg jego ustaleń, Czarnecki wykazywał w tzw. "kilometrówkach" podróże służbowe między Brukselą, a Jasłem, mimo że w faktycznie mieszkał w Warszawie. W ten sposób każda "kilometrówka" powiększała się o 340 km. Opisany przez Czarneckiego jako "fake newsy" proceder trwać miał np. między 2009 a 2018 rokiem, gdy polski "mąż stanu" pełnił m.in. funkcję wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. W sumie Czarnecki wyłudzić miał - pardon - bezprawnie pobrać z Parlamentu Europejskiego - ponad 100 tys. euro!

Kreatywność Czarneckiego nie ograniczała się wyłącznie do "naciągania" tras podróży służbowych. Jak donosił serwis Okopress.pl, w jednym z zeznań, jako wykorzystywane przez siebie auto parlamentarzysta wskazał dane... Fiata Punto Cabrio, którego poprzedni właściciel miał rozbić i zezłomować 11 lat wcześniej.

***

Sprawca kolizji nie rozumiał swojej winy. Nie skończyło się to dla niego dobrzeCzwórka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas