"Podwójną ciągłą mógł wymyślić tylko urzędnik..."

​"To jakiś wariat! Wyprzedził mnie na ciągłej, i to na podwójnej!" - opowiada swoją przygodę, nie kryjąc oburzenia, jeden z kierowców. Podwójność linii ma podkreślać wagę wykroczenia i stopień bezmyślności sprawcy. Niewykluczone jednak, że tego typu, dzisiaj częste, opowieści odejdą w przeszłość.

Jak już informowaliśmy, do ministra budownictwa i  infrastruktury wpłynęła interpelacja, której autorka, posłanka Nowoczesnej Elżbieta Stępień, proponuje uproszczenie oznakowania poziomego na jezdniach. Podwójną linię ciągłą, wzorem innych krajów, miałaby zastąpić pojedyncza. Jak twierdzi pani poseł - zupełnie wystarczająca dla zapewnienia bezpieczeństwa ruchu. A ograniczenie liczby linii przyniosłoby finansom publicznym "milionowe" oszczędności. Nie wiemy, czy w powyższej sprawie planuje się przeprowadzenie oficjalnych konsultacji społecznych. Pewną wskazówką są opinie internautów. Oto garść komentarzy na temat proponowanej zmiany...

Reklama

"A co z asymetrycznym zakazem wyprzedzania? Przecież są sytuacje, gdy na jednym pasie z powodu ograniczonej widoczności nie można wyprzedzać, natomiast na pasie w przeciwnym kierunku takie wyprzedzanie jest dozwolone? - pyta "Qbol".

"Oczywiście, podwójną ciągłą mógł wymyślić tylko urzędnik nie mający świadomości, że jest coś takiego jak koszty i racjonalność ekonomiczna. Co tam podwójna linia. Zauważcie mnogość znaków drogowych. To już horror. W Koninie, na parkingu dużego centrum handlowego, każde "skrzyżowanie" jest oznakowane [znakiem] "ustąp pierwszeństwa". Setki zbędnych znaków. Na drogach nie lepiej. Miliardy utopione w znakach, ale tu pewnie działa lobbing producentów tablic" - pisze o innym problemie "mc2", od razu wskazując jego źródło.

"A może wreszcie w tym jakże bogatym (w głupotę) kraju zniesie się obowiązek całorocznego używania świateł mijania (...)? Jeśli już o liniach, to może by tak zastosować kolor żółty, który jest lepiej widoczny" - zgłasza swój pomysł "XYZ".

"Podwójną lepiej widać. Odmienne oznaczenie podkreśla bardzo wysokie ryzyko wypadku" - twierdzi "pawel".

"Ha, ha, ha, następny proponowany babol! W ogóle polikwidować wszystkie linie, znieść limit prędkości i zezwolić emerytom na przechodzenie przez skrzyżowania na czerwonym świetle, wtedy dopiero będą oszczędności" - ironizuje "normalny".

"Na drogach powiatowych żadne linie w ogóle nie istnieją - bo tam chyba nikt nie jeździ :-). Linie krawędziowe to podstawa każdej drogi, bo przy słabej widoczności (mgła, deszcz, ciemno) umożliwiają kierowcy widoczność krawędzi drogi i widzi [on], ile może zjechać autu z naprzeciwka, które go oślepia - i to jest dbanie o bezpieczeństwo" - tłumaczy nie do końca zgodnie z zasadami polszczyzny, ale chyba zrozumiale i w dobrej wierze "Franek".

"Wystarczy, że spadnie śnieg, zrobi się błoto pośniegowe i już nie widać, czy jest linia ciągła, czy jej nie ma" - zwraca uwagę "tio".

"Myślę, że czas na potrójną ciągłą" - stawia na radykalne rozwiązanie "CzasNa". 

"Podwójna ciągła wydziela pas jazdy dla dawców narządów. To gdzie będą wyprzedzać, poboczami?" - zastanawia się "mmm", w podtekście przypominając, jaką, wedle złośliwców, rolę odgrywa przestrzeń pomiędzy liniami w zwyczajach motocyklistów.

"Już widzę, jak samorządy i GDDKiA z radością wydają kupę kasy na frezowanie starego oznakowania (wżartego w nawierzchnię) lub na wykonywanie nakładki asfaltobetonowej, by to stare pokryć. Skończy się tak, że pomiędzy dwie linie wmalują jedną - tę według nowych przepisów - i przez kilka lat będziemy mieli jedną grubą linię, składającą się z jednej nowej i starej podwójnej ciągłej" - prognozuje "Woody".

"Jeśli chodzi o polskich kierowców, to nawet cztery ciągłe linie nie spowodują, że przestaną wyprzedzać na zakazie" - konstatuje "Boruta".

Na razie milczą przedstawiciele firm, zajmujących się malowaniem znaków poziomych na jezdniach. A to one najwięcej straciłyby na ewentualnych zmianach przepisów. To, co jednym przynosi oszczędności, dla innych oznacza przecież utratę dochodów i pracy. "Beznadziejny pomysł, malarze nie zarobią - jak to podsumował "Typek".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama