Podstępem sprzedawali chińskie samochody. Teraz wybuchła afera
Włoski producent samochodów, DR Automobiles, miał nie informować swoich klientów, że oferowane przez niego auta to w rzeczywistości chińskie modele ze zmienionymi znaczkami. Sprawą zajął się włoski urząd do spraw ochrony konsumentów.
Działająca od 2006 roku włoska marka DR Automobiles nie cieszyła się dotychczas specjalną popularnością. W tym roku jednak, za sprawą między innymi konkurencyjnych cen i instalacji LPG, producentowi udało się zaliczyć znaczący wzrost sprzedaży. Od stycznia nabywców we Włoszech znalazło ponad 24 tys. samochodów. Teraz jednak marka musi poradzić sobie z pewnym problemem.
Gama DR Automobiles składa się z chińskich samochodów Chery i JAC montowanych we Włoszech. Samochody różnią się jedynie takimi detalami jak atrapa chłodnicy czy emblematy. Problem w tym, że marka miała ukrywać chińskie pochodzenie swoich aut i deklarować swoją włoskość. Sprawą zajął się włoski odpowiednik Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów - AGCM. Według niego marka miała błędnie przedstawiać, zarówno na swojej stronie, jak i w kampaniach reklamowych, informacje na temat pochodzenia samochodów - informuje Automotive News Europe. Ruszyło śledztwo, które ma wykazać, czy firma nie wykorzystała nieświadomości swoich klientów.
Obecnie w ofercie włoskiego producenta znajdują się przeważnie SUV-y. Dostępne jest również jednak model miejski i pick-up. Jeśli chodzi o kwestie napędów, w ofercie włoskiej marki znaleźć można zarówno auto elektryczne, jak i samochody z jednostkami spalinowymi (benzynowymi i wysokoprężnymi). Swoje auta marka oferuje nie tylko we Włoszech, ale także w Hiszpanii, Francji i Bułgarii.
Można zastanawiać się, dlaczego włosko-chińska współpraca dopiero teraz zwróciła uwagę włoskich urzędników? Bez wątpienia znaczenie ma skala działania. DR Automobiles wyszło z niszy i stało się jednym z ważniejszych graczy na włoskim rynku. Oczywiście chińskie powiązania mogą stanowić niezbyt pozytywny obraz w momencie, kiedy Europa stara się bronić przed rosnącą w siłę motoryzacją z Państwa Środka. Przykładem może być tutaj unijne śledztwo dotyczące subsydiów do samochodów elektrycznych z Chin. Warto też zwrócić uwagę na program opłaty leasingowej na samochód elektryczny w wysokości 100 euro. Jego szczegóły poznamy poznamy wprawdzie w listopadzie, jednak zgodnie z zapowiedziami francuskiego prezydenta, Emmanuela Macrona, program ma obejmować wyłącznie auta produkowane w Europie. Taka decyzja również ma mieć z wiązek z próbami ochrony Europy przed wpływami Chin.
Przykładem tego, jak szybko Chińczycy adaptują się do nowych warunków jest opuszczona przez zachodnich producentów Rosja. Rosjanie mają do wyboru jedynie modele rodzimych marek lub auta z Chin. Producenci z Państwa Środka świetnie wykorzystują sytuację i nie tylko eksportują auta, ale właśnie nawiązują współpracę przy ich produkcji. Ponadto dzięki zawartym porozumieniom z rosyjskich fabryk mogą wyjeżdżać modele sygnowane znaczkami rosyjskich producentów. Oczywiście, jest to już swego rodzaju skrajność, która jednak pokazuje, że chińskie firmy szybko odnajdują się w różnego rodzaju warunkach.
Z drugiej strony, patrząc na śledztwo, jakie ma się toczyć we Włoszech, warto by podpowiedzieć służbom, by przyjrzały się też innym producentom. Ciekawe, czy europejscy klienci wiedzą, że BMW iX3, Dacia Spring, Honda ZR-V, czy Volvo S90 to auta przypływające z chińskich fabryk. A biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie szanujące się koncerny mają swoje centra badawcze na każdym kontynencie, trudno wskazać geograficzne pochodzenie myśli technologicznej, stojącej za samochodami, którymi na co dzień jeżdżą Europejczycy. O co więc cała ta awantura?