Pijany kierowca śmiertelnie potrącił 11-latka. Rodzice kwestionują wyrok
Kierowca niemający prawa jazdy, ale za to 0,4 promila oraz samochód bez przeglądu, potrącił 11-latka na rowerze. Według biegłych winnym zdarzenia jest jednak dziecko, a wypadku nie uniknąłby również żaden inny kierowca. Mimo to sąd, uwzględniając okoliczności, skazał kierującego na karę roku więzienia. Zdaniem rodziców chłopca zbyt łagodną, ponieważ według nich biegli się mylą i wyłącznym winnym jest kierowca.
Tragedia wydarzyła się latem, późnym wieczorem przed domem chłopca, w Steklinku niedaleko Torunia. 11-letni Kacper wyjeżdżał z bramy rowerem. - Byłam w domu z córką, rozmawiałam z mężem przez telefon. Kacperek powiedział, że jedzie na boisko, powiedziałam dobrze, jedź - wspomina Anna Paradowska, mama chłopca.
"Usłyszałam huk"
W tym samym momencie, tą samą drogą jechał pod wpływem alkoholu, niesprawnym autem i bez uprawnień Stanisław G. - Usłyszałam huk - wraca do najgorszej chwili w swoim życiu kobieta. - Wybiegłam i szukałam go, szukałam go wszędzie, z lewej strony, z prawej strony - wspomina. - To była chyba najdłuższa minuta w moim życiu - dodaje.
- Było auto, stał człowiek, pytałam, gdzie jest Kacperek, a on nie wiedział, martwił się tylko o swój samochód. Nie udzielił żadnej pomocy - mówi Anna Paradowska. Jej synek znajdował się w rowie, o czym powiedział kierowca, który widział wypadek. - No i wtedy, jako druga osoba zauważyłam go, koszmar, to był najgorszy widok w moim życiu. Straszne - opowiada kobieta.
Później była jeszcze nadzieja w takcie drogi do szpitala. - Jechałam z nim w karetce. W Toruniu była przygotowana sala do operacji, ale niestety... Wyproszono mnie z karetki i już więcej go nie widziałam - opowiada zrozpaczona kobieta.
Nie doczekali się sprawiedliwości
Na tę chwilę czekali długich sześć lat przede wszystkim rodzice chłopca - chcieli surowej kary dla sprawcy wypadku. Na sali rozpraw Sądu Okręgowego we Włocławku padły jednak słowa, które nie mieszczą się im w głowie. Sędzia uznał, że sąd rejonowy, który wymierzył karę dwóch lat więzienia niedostatecznie uwzględnił fakt, iż głównym powodem tego zdarzenia było wyjechanie rowerzysty.
Nie wyklucza to odpowiedzialności drugiej strony - usłyszeli zrozpaczeni rodzice. I w tym, zdaniem bliskich, tkwi problem. Przypomnijmy, w momencie wypadku Stanisław G. miał 0,40 proc. promila alkoholu. Poruszał się środkiem drogi, a samochód, który prowadził, nie miał ważnych badań technicznych. Mężczyzna nigdy nie miał prawa jazdy. Jak ocenia to sąd?
- Naruszenie tych zasad, które miało charakter umyślny, mają charakter drugorzędny. Ale wpływają na ocenę właśnie tego głównego elementu, jakim było nieprawidłowe poruszanie się, nieprawidłowa technika jazdy - tłumaczy.
Biegły ocenił, że "gdyby ta osoba była trzeźwa i znająca zasady poruszania się pojazdem po szkoleniu, którego nie przeszła, wówczas technika jazdy byłaby prawidłowa, w sensie zbliżenia się do prawej krawędzi jezdni. Oczywiście tego nie wiemy, to jest nieweryfikowalne".
Rodzice Kacperka nie mogą pogodzić się z wyrokiem. - Rok pozbawienia wolności za śmierć syna, myślę, że to jest nie do przyjęcia - komentuje Paweł Paradowski, ojciec Kacpra. - To jest absurdalny wyrok. Tak absurdalny. To jest taki przekaz do wszystkich kierowców, którzy jeżdżą po pijanemu, że mogą robić to bezkarnie. Bo jak to inaczej nazwać? - pyta matka chłopca. - Nie zobaczę już swojego synka, nie przytulę go, więc nie możemy tu mówić o sprawiedliwości - dodaje zrozpaczona.
Obrona chce uniewinnienia
Rok więzienia za śmiertelne potrącenie dziecka, będąc pod wpływem alkoholu i nie posiadając prawa jazdy, to zdaniem obrońcy oskarżonego i tak za wysoki wyrok. - Mój klient jest niewinny - mówi Alina Ciechanowicz-Adamska, obrońca Stanisława G. - Biegli stwierdzili, że te okoliczności nie mają wpływu na zaistnienie tego zdarzenia, gdyż każda osoba trzeźwa, posiadająca uprawnienia i jadąca sprawnym samochodem, również nie uniknęłaby tego zdarzenia - tłumaczy.
Jednak biegli stwierdzili też, że gdyby auto nie jechało środkiem drogi, wszystko potoczyłoby się inaczej - chłopiec mógłby żyć, co potwierdzają słowa sędziego. - Biegli wskazali na to, że gdyby jechał przy prawej krawędzi, do śmierci dziecka by nie doszło - stwierdza.
- Opinie wydawał instytut w Krakowie. Wydał opinię, że ten człowiek jechał nieprawidłowo, ale czego się spodziewać po kimś, kto nigdy nie ukończył kursu na prawo jazdy. A poza tym droga nie była nierówna - mówi mama Kacpra.
Mimo to obrońca oskarżonego nie ustępuje i z uporem twierdzi, że Stanisław G. jest niewinny. - Biegli stwierdzili z całą pewnością, że gdyby trzymał się prawej krawędzi, chłopak by nie zginął - mówi dziennikarz. - Nie, biegli stwierdzili, że najpewniej, a najpewniej to nie jest na 100 proc. - odpowiada Ciechanowicz-Adamska.
"Społeczeństwo ma prawo się bronić"
Wyrok komentuje też Janusz Popiel, prezes stowarzyszenia Alter Ego, zajmującego się pomocą poszkodowanym w wypadkach drogowych. - Sześć lat życia w traumie potwornej i niemożności pogodzenia się z tym, że 11-letnie dziecko zginęło w wypadku przez człowieka, który nigdy nie powinien znaleźć się na drodze - mówi.
- Społeczeństwo ma prawo bronić się przed takimi osobnikami i wydaje mi się, że tutaj wymiar kary jest zbyt niski. Jeżeli chodzi o wypadki drogowe to wielu sędziów czuje pewien rodzaj empatii do sprawców, zapominają o ofiarach - ocenia Popiel i przypomina, że "sprawca spowodował zagrożenie dla ruchu drogowego, był karany, a to wszystko powinno ukształtować wymiar kary".
Kolejny raz pijany za kierownicą
Mężczyzna był już wcześniej karany za jazdę po pijanemu. Rok przed wypadkiem - podczas policyjnej kontroli miał prawie 1,5 promila alkoholu. Został wtedy skazany na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Choć miał zakaz prowadzenia pojazdów, znów wsiadł za kółko, znów zatrzymała go policja.
- Na pewno mój syn by żył, gdyby on się tam nie pojawił. Także sąd nie wziął tego wszystkiego pod uwagę, że to kolejny, kolejny i kolejny raz był łapany po pijanemu. To dla sądu nie ma znaczenia. dla sądu to nie są żadne argumenty - mówi ojciec dziecka, który nie może się pogodzić z tak niskim wyrokiem.
Wyrok jest prawomocny. Prokuratura rozważa wniesienie kasacji. - Rok czasu za zabicie dziecka, no co to jest? - pyta Anna Paradowska. - To było sześć lat czekania na sprawiedliwy wyrok, ale nie doczekaliśmy się sprawiedliwego wyroku - podsumowuje. Rodzicom, który nie mogą doczekać się sprawiedliwości pozostaje tylko cierpienie. - Z Kacperkiem umarła cząstka mnie, bezpowrotnie. Nie ma dnia, godziny, minuty, żebym o tym nie myślała. Brakuje mi go, strasznie - kończy.