Opłacalność

Gdzieś pod koniec lipca pokazywano nam w telewizji różnego rodzaju kontrole, jakim policja drogowa poddawała samochody ciężarowe, przede wszystkim te największe wożące przez Polskę tranzytem ładunki z zachodu na wschód lub na odwrót. Sprawdzano zarówno stan techniczny, jak i zapisy informujące o czasie pracy kierowcy i prędkościach, z jakimi się poruszał. Kontrolowano też, czy nie jest przekraczany dopuszczalny nacisk na oś, czyli, krótko mówiąc, czy TIR nie jest przeładowany.

Niezmiernie mnie to ucieszyło, bo przeładowane TIR-y od dawna niszczą drogi, a zły stan techniczny pojazdów i zbyt długa jazda bez odpoczynku stwarzają olbrzymie zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu. Cieszyłem się, że nasza policja nareszcie zajęła się poważnie tym problemem, ale moja radość była chyba przedwczesna, bo po kilku dniach wszystko ucichło.

Niektórzy powiadają, że dyscyplinowanie ruchu towarowego to walka z wiatrakami, bo przewoźnicy - w pogoni za zyskiem - zawsze będą ładować więcej niż dopuszczają normy i zmuszać kierowców do jazdy po kilkanaście godzin non stop. Po pierwsze, liczą, że się ich nie przyłapie, a po drugie, gotowi są płacić kary za te przekroczenia, bo to się im per saldo opłaca. A więc jedynym sposobem, aby przestała to być walka z wiatrakami, jest spowodowanie, by się to im opłacać przestało. Sposób widzę prosty: TIR przeładowany lub z poważniejszymi usterkami winien być odstawiany na zamknięty parking (oczywiście płatny!) i trzymany tam tak długo, dopóki przewoźnik nie przyśle zastępczego pojazdu, sprawnego technicznie i o przepisowej ładowności. Koszty takiej operacji są na tyle wysokie, że każdy przewoźnik poważnie się zastanowi, czy mu się takie ryzyko opłaci.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas