Niosła pomoc ofiarom wypadku, sama zginęła

W nocy z poniedziałku na wtorek na obwodnicy Lublina doszło do tragicznego wypadku. 33-letina kobieta zginęła niosąc pomoc ofiarom innego zdarzenia. Spiesząc do poszkodowanych kobieta spadła z 14-metrowego wiaduktu.

Wszystko wskazuje na to, że kobieta prowadząca ciężarowego Mercedesa Actrosa była świadkiem wypadku, jaki wydarzył się na przeciwległym pasie ruchu. Jak donosi portal "lublin112.pl" - chodziło o przeładowany samochód dostawczy, którego kierowca, w wyniku wystrzału opony, stracił panowanie nad pojazdem. W efekcie auto uderzyło w barierki i przewróciło się na bok.

Prowadząca Mercedesa kobieta niezwłocznie ruszyła z pomocą. Obywatelską postawę przypłaciła życiem - przechodząc przez barierki rozdzielające pasy ruchu spadła z wysokości 14 m na trawiaste podłoże. Początkowo służby ratunkowe nie zdawały sobie nawet sprawy z przebiegu wypadku. Ich uwagę wzbudziła jednak zaparkowana na przeciwnym pasie ciężarówka z włączonymi światłami, pracującym silnikiem i otwartą kabiną. Niestety, na wszelką pomoc było już za późno. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon w wyniku rozległych obrażeń będących następstwem upadku z wysokości.

Reklama

Najsmutniejsze w całej sprawie jest to, że kobieta zginęła niosąc pomoc innym. Co więcej - to już drugi tego typu wypadek w ostatnim czasie! Wcześniej - we wrześniu 2018 - ludzki odruch kosztował życie 36-latka, który znalazł się w identycznej sytuacji. Mężczyzna podróżował wspólnie ze swoją żoną oraz dwiema córkami w wieku 4 i 7 lat, gdy na przeciwległym pasie ruchu doszło do kolizji. W jej efekcie rozrzucone po drodze części pojazdów uszkodziły koło Kii, którą podróżowała rodzina. Do zdarzenia doszło tuż przed wjazdem na znajdujący się w ciągu drogi S52 wiadukt. Mężczyzna widząc, że po drugiej stronie drogi doszło do kolizji, postanowił pomóc. Przeszedł do poszkodowanej przez bariery energochłonne, a następnie wezwał pomoc drogową i pogotowie. Wracając do swojego samochodu, musiał ponownie przejść przez barierki, które oddzielały w tym miejscu jezdnie. Niestety zrobił to prawdopodobnie w innym miejscu, niż za pierwszym razem - już na wiadukcie. W ciemności nie zauważył, że obie jezdnie i barierki rozdziela szczelina o szerokości 80 cm. W efekcie spadł z wiaduktu, z wysokości 10 metrów.

Scenariusz tych tragedii jest w zasadzie identyczny. Obie miały miejsce po zmroku na wiaduktach. W obu przypadkach chęć niesienia pomocy, do czego obligują nas zresztą art. 162. § 1 Kodeku Karnego oraz art. 44 Prawa o ruchu drogowym, skończyła się śmiercią świadków zdarzenia. 

Smutne zdarzenia rodzą pytanie o poziom zabezpieczenia przed podobnymi tragediami samych wiaduktów. W nocy, przy słabym oświetleniu, kierowca może nie mieć świadomości, że znajduje się na tego typu obiekcie. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że - jak miało to miejsce chociażby w Lublinie - w ciągu drogi zabudowano ekrany akustyczne, których obecność sprawia, że kierowcy nie mają punktu odniesienia w przestrzeni. W ciemności określenie czy mamy do czynienia z wiaduktem jest więc bardzo trudne zwłaszcza, że działamy pod wpływem impulsu i w silnym stresie.

Otwartym pozostaje pytanie o sposób zabezpieczenia tego typu obiektów? Być może warto byłoby pomyśleć o - rozciąganych między barierkami siatkach zabezpieczających - lub systemie oznakowania wiaduktów. Nawet prowizoryczne rozwiązanie, jak np. malowane w konkretnym kolorze barierek rozdzielających pasy ruchu, mogłoby przecież zapobiegać tego typu tragediom.



INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy